„Nigdy, nigdy, nigdy” Linn Strømsborg

"Nigdy, nigdy, nigdy". Powieść o bezdzietności i wybieraniu siebie [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © materiały własne
Anna RusakAnna Rusak,23.10.2022 14:00

Bohaterka powieści "Nigdy, nigdy, nigdy" Linn Strømsborg ma 35 lat i od zawsze wiedziała, że nie chce mieć dzieci. Od ośmiu lat jest w szczęśliwym związku z Philipem. Problem polega na tym, że mężczyzna nie jest taki pewien, czy nigdy nie będzie chciał zostać ojcem. "Nigdy, nigdy, nigdy" Linn Strømsborg to powieść o bezdzietności i wybieraniu siebie. [RECENZJA]

Mówimy o tym coraz głośniej, coraz częściej. Nie, nie chcemy mieć dzieci. Nie chcemy zostawać matkami. A przynajmniej część z nas nie chce. Młodzi trochę dlatego, że - jak pokazują badania - obawiają się kryzysu klimatycznego. Inni, tak jak dwudziestolatka ze Stanów, po prostu ich nie chcą. Nigdy.

Nie wszystkie mówimy o tym wprost, jak np. Weronika Truszczyńska. W zasadzie jednak to, czy o tym powiemy, czy nie, niczego nie zmieni. Pytania i tak, prędzej czy później, padną. O tym, czemu nie warto ich zadawać, jest książka "Nigdy, nigdy, nigdy" Linn Strømsborg.

O czym jest "Nigdy, nigdy nigdy" Linn Strømsborg?

Bohaterka "Nigdy, nigdy, nigdy" ma 35 lat i od zawsze wiedziała, że nie chce mieć dzieci. Gdy ją poznajemy od ośmiu lat jest w szczęśliwym związku z Philipem. Problem polega na tym, że mężczyzna nie jest taki pewien, czy nigdy nie będzie chciał zostać ojcem.

Narratorka "Nigdy, nigdy, nigdy" ma też rodzinę. Mamę, która marzy o wnukach i od lat robi na drutach ubrania dla dzieci córki, których najprawdopodobniej nigdy nie będzie. Ma też najlepszą przyjaciółkę Anniken. W tej relacji problem polega jednak na tym, że ta zachodzi w ciążę, a do tej pory narratorka myślała, że obie dzieci mieć nigdy nie będą.

trwa ładowanie posta...

Bez dzieci? To musisz być strasznie nieszczęśliwa

Strømsborg w powieści pokazuje nam studium kobiety, która dzieci mieć nie chce. Pokazuje nie tylko, co stoi za taką decyzją, ale również, co się z nią wiąże. Co ważne, Strømsborg nie przedstawia nam bohaterki radykalnej. Narratorka "Nigdy, nigdy, nigdy" w pewnym momencie powie, że ludzie przecież mają prawo się zmieniać.

Może więc i jej niechęć do posiadania dzieci kiedyś przejdzie? Zapewne właśnie przez to pytanie książkę czyta się naprawdę lekko. Do końca nie wiadomo, czy bohaterka ostatecznie nie stwierdzi, że jednak chce mieć te dzieci.

To chyba właśnie najbardziej podoba mi się w "Nigdy, nigdy, nigdy". To, że Linn dała swojej bohaterce przestrzeń. Pozwoliła na wielu poziomach sprawdzać. Mogła to robić w rozmowie z mamą czy babcią, mogła to robić doświadczając rodzicielstwa najbliższej przyjaciółki.

trwa ładowanie posta...

Najbardziej jednak wdzięczna jestem Strømsborg za to, że za każdym razem jej narratorka wybiera siebie. Za każdym razem, gdy widzi szczęśliwe czy nieszczęśliwe rodziny i snuje rozważania na temat rodzicielstwa, nie pyta innych o zdanie. Niezbyt obchodzi ją, co ludzie powiedzą. Ostatecznie najważniejsza jest dla niej ona sama, jej pragnienia i szczęście.

"Nigdy, nigdy, nigdy". Książka dla tych, którzy nie rozumieją i dla tych, którzy chcą być zrozumiani

Z perspektywy osobistej mogę napisać, że gdy czytałam książkę "Nigdy, nigdy, nigdy" po raz pierwszy poczułam, że ktoś mnie rozumie. Poczułam, że moja niechęć do posiadania dzieci została ujęta w formę, uargumentowana, że mogę tę książkę podarować tym bliskim, którzy nie rozumieją i liczyć na to, że po lekturze będzie im łatwiej zaakceptować moją decyzję.

Trzeba też jednak zaznaczyć, że autorka powieści nikogo nie chce przekonać do bezdzietności. Nie przedstawia wizji idealnie szczęśliwej kobiety, która nie chce mieć dzieci. Nie przedstawia też idealnie szczęśliwej wizji rodziny. Pokazuje po prostu, że nasze szczęście nie zależy od tego, czy będziemy mieli dzieci, czy nie. Zależy od tego, czy postępujemy zgodnie ze swoimi odczuciami i przekonaniami.

Tytułowe "Nigdy, nigdy nigdy" jest dla mnie trochę jak zaklęcie. Magiczne życzenie, które powtarzane tyle razy, w końcu może sprawi, że jego sens dotrze do tych, którzy nie rozumieją. Nie chcą zrozumieć. Dlatego w tym tytule nie ma też jednego "nigdy". Ono nie wystarczy. Trzeba te słowa powtarzać w kółko licząc, że ktoś zrozumie

Czy warto przeczytać "Nigdy, nigdy, nigdy"?

Nie jest to wybitna powieść. Niekiedy ma się wrażenie, że postać głównej bohaterki została zarysowana zbyt grubymi kreskami. Czasem to, o czym pisze Strømsborg, jest ujęte w trochę schematyczne formy, a opis rodzicielskich zmagań jest odrobinę wyolbrzymiony. Można wynieść drobne, ale naprawdę drobne wrażanie, że powieść jest napisana pod tezę.

Niemniej, "Nigdy, nigdy, nigdy" czyta się naprawdę lekko. Lektura zajęła mi dwa wieczory. Wydaje mi się, że na rynku nie ma zbyt wielu pozycji, które w taki nieoceniający sposób mówią o bezdzietności. O tym, że można dzieci nie chcieć i być w tym swoim niechceniu osobą szczęśliwą. I właśnie po to, by się o tym przekonać, warto przeczytać powieść "Nigdy, nigdy, nigdy". Gwarantuję, że nie będziecie żałować.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 16
  • emoji ogień - liczba głosów: 1
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 1
  • emoji smutek - liczba głosów: 7
  • emoji złość - liczba głosów: 2
  • emoji kupka - liczba głosów: 7
Mind,zgłoś
Po prostu doszlismy do takiego stopnia rozwoju cywilizacyjnego ze mozliwe sa rozne opcje.To co kiedys bylo traktowane jako nienormalne dzis jest normalne,byla presja spoleczna na posiadanie dzieci dzis jej nie ma,nie majac dzieci masz czas i pieniadze dla siebie.Dla indywidualnej jednostki to jest wielkie poszerzenie roznych mozliwosci ale dla spoleczenstwa jest to droga do upadku.Nie chodzi juz o posiadanie wielu dzieci ale tylko o zastepowalnosc pokolen.Trzeba bedzie brac emigrantow zeby zapelnic miejsca pracy i jesli jesli ich liczba bedzie wystarczajaco duza to nastapi wymiana cywilizacji zachodniej na inna.
Odpowiedz
0Zgadzam się0Nie zgadzam się
Bzw Kasia,zgłoś
(Jestem osobą która od zawsze, stanowczo, nie chce mieć dzieci). Książka totalnie nie dla mnie. Bardzo się rozczarowałam. Strasznie ciężko mi się ją czyta. Dla mnie okropny gniot :( Najnudniejsza książka jaką czytałam i bardzo denerwująca, że autorka nie jest tak pewna siebie jak ja. Książka na każdym kroku mnie męczy/stresuje, że jej się jednak odmieni. Nie lubię takiej narracji. Umordowałam się żeby dojść do połowy. Drugiej połowy czytać nie będę, bo szkoda moich nerwów i marnowania mojego czasu. + dla mnie osobiście ta opowieść jest za bardzo rodzinna, mdliły mnie opisy spotkań rodzinnych. --- Nie polecam tej książki osobom bezdzietnym z wyboru, którzy dobrze wiedzą czego chcą, tylko raczej takim osobom które się wahają, lubią dzieci, oraz dzietnym i rodzinnym osobom. Pozdrawiam
Odpowiedz
0Zgadzam się0Nie zgadzam się
Babajaga,zgłoś
Każdy ma prawo wyboru
Odpowiedz
2Zgadzam się0Nie zgadzam się
Zobacz komentarze: 5