Najmłodszy nauczyciel w Polsce ma 21-lat. "Oceny nie mają wielkiego znaczenia" [WYWIAD]
Bartek Rosiak to 21-letni nauczyciel, którego ukształtowały traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. Dziś walczy o lepszą szkołę i bardziej empatycznych nauczycieli. - Jedna z nauczycielek nie rozumiała, że gdy chłopak jest nieszczęśliwie zakochany, to może gorzej pracować na lekcjach. Mówiła, że to "nie pierwsza, nie ostatnia". Dla niego jednak przecież skończył się jakiś świat - mówi Rosiak w rozmowie z Vibez.pl.
Bartek Rosiak to najprawdopodobniej najmłodszy nauczycieli w Polsce, który ma pełne kwalifikacje do wykonywania zawodu. Ma dopiero 21 lat. Uczy w Szkole Podstawowej nr 182 w Łodzi. Trzyletnie studia polonistyczne skończył w rok. Obecnie studiuje prawo. W podstawówce uchodził za niezdolnego i leniwego ucznia, który ledwo przechodził z klasy do klasy. Dopiero w liceum okazało się, że Bartek jest wybitnie uzdolniony.
Podobne
- Strajk w oświacie. Nauczyciele wyjdą na ulice w symbolicznym dniu
- Tysiące etatów nauczycielskich zwolni się do końca roku. Czarnek przed kryzysem?
- Czarnek nieuczciwie potraktował maturzystów. Będzie bunt? [WYWIAD]
- "Billboardy prawdy". Nauczyciel walczy z propagandą Czarnka
- Nauczycielka, @babaodpolskiego: Dzięki Czarnkowi młodzież zaczęła się buntować [WYWIAD]
Gdy miał 7 lat zmarła jego mama, a on zamieszkał z babcią, co - jak mówi - miało wielki wpływ na jego drogę zawodową. W wywiadzie z okazji Dnia Nauczyciela opowiada redakcji Viibez.pl, dlaczego wybrał taką ścieżkę i tłumaczy, co jest największym problemem polskiej edukacji.
Anna Rusak: Dlaczego zdecydowałeś się na zostanie nauczycielem? Wiele osób teraz odchodzi od tego zawodu
Bartek Rosiak: - Nauczyciele ogromnie pomogli mi w życiu. Zawsze byli dla mnie ważni. W 2017 roku zacząłem prowadzić zajęcia wyrównawcze i olimpijskie. Miałem wtedy niespełna 17 lat. To wtedy dowiedziałem się, jak to jest pracować w strukturach szkoły. Dla mnie ten zawód od początku był uzależniający.
Momentami myślałem, żeby wycofać się z tej decyzji. Z tego względu wybrałem się na prawo, by mieć jakiś plan B. Zrozumiałem jednak, że kocham stać przy tablicy i uczyć. Oczywiście to wszystko, co odstrasza młodych, na mnie też tak działa, ale przy tym zawodzie trzymają mnie wciąż pasja i poczucie misji. Nie chciałbym przestać całego życia przy tablicy. Chciałbym zmieniać szkołę, kształcić nauczycieli. Zapewne długo nie usiedzę tylko w sali lekcyjnej.
Co chciałbyś zmienić w polskim systemie edukacji?
- Podejście nauczycieli do oceniania. Pisałem na studiach o zjawisku inflacji ocen, tzn. tendencji albo do wystawiania nadmiernie wysokich, albo odwrotnie - zbyt niskich ocen, a przecież one same w sobie niewiele mówią uczniom. Sam zawsze najpierw formułuję komunikat, zaczynając od imienia dziecka, żeby wiedziało, że to ocena personalna. Najpierw piszę o tym, co mi się podobało, potem, co wymaga poprawy. Na koniec daję wskazówki, żeby w następnej pracy pamiętali o pewnych rzeczach i przy tej kolejnej pracy sprawdzamy, czy udało im się to zrobić, czy nie. Moim zdaniem to bardziej efektywna metoda.
Gdy przychodzi do ocen końcowych, pytam, jak sami siebie oceniają i przeglądamy teczkę ich prac, by wspólnie dojść do jakiejś oceny. Od początku jednak mówię, że oceny nie mają wielkiego znaczenia. Wielu nauczycieli oburzało chociażby to, że pozwalam uczniom poprawiać każdą ocenę, w każdym momencie, do skutku. Uważam jednak, że ważniejsze jest zauważenie ich rozwoju.
Nie wyciągam na siłę. Jeśli chcą mieć tylko czwórkę, to mają czwórkę. Staram się ich uczyć samodzielności, pokazywać, że nikt ich w życiu ciągnąć nie będzie, sami będą musieli podejmować decyzje. Nie jest jednak tak, że wystawiam same piątki. Jestem dość surowy w tej kwestii, ale staram się w ten sposób pokazać, że niczego nie dostaną za darmo. Uważam, że wiele zależy nie od systemu, ale od nas, nauczycieli, bo to my go tworzymy.
Stawiasz więc na rozmowę z uczniami. Zastanawiam się, skąd to wyniosłeś? Początkowo przecież nauczyciele niezbyt cię nie zauważali, uchodziłeś za ucznia mało zdolnego, a potem nagle coś się zmieniło…
- Gdyby nikt nie podszedł do mnie indywidualnie, zapewne zaginąłbym wśród tych trójkowych uczniów. Wszystko zaczęło się mniej więcej w gimnazjum. Pierwszego dnia spóźniłem się na chemię i nauczycielka trochę na mnie nakrzyczała. Na drugiej lekcji też jej podpadłem. Stwierdziłem, że na pewno mnie zapamięta i będzie mnie pytać, więc zacząłem się uczyć. Wtedy moja pamięć zaczęła działać jak gąbka i okazało się, że wszystko, o czym czytam, pamiętam. Ta nauczycielka to zauważyła, otoczyła mnie opieką i to jej jestem wdzięczny za to, że pokazała mi, że warto zostać nauczycielem. W kilka miesięcy przerobiłem materiał zaplanowany na trzy lata.
Wiem, że masz za sobą trudne, traumatyczne doświadczenia. Śmierć twojej mamy, wychowywanie się w rodzinie zastępczej. Czy nauczyciele zwracali uwagę na twoje problemy?
- Wielu nauczycieli wykazywało się ogromną empatią. Nie oczekiwałem nigdy specjalnego traktowania, taryfy ulgowej. Sam przecież wiele razy brałem na siebie więcej obowiązków niż moi rówieśnicy. Myślę, że nauczyciele, których napotkałem na swojej drodze, a dziś traktuję jak przyjaciół, nauczyli się ze mną pracować, odkrywali mnie tak, jak odkrywa się własne dziecko. Ale do tego potrzeba oczywiście czasu, chęci, energii, empatii. W polskim systemie edukacji nie zawsze jest na to przestrzeń.
Przecież to ta grupa kobiet - nauczycielek, ulepiła ze mnie pedagoga. Zawsze będę wdzięczny za to Ani Bańkowskiej i Bożenie Będzińskiej z SP 81, Wiesi Goździk i Halinie Hak z Gimnazjum nr 18 i Beacie Kiełkowskiej z XII LO. Mowa o szkołach w Łodzi.
Czy sam starasz się tak samo uważnie podchodzić do uczniów?
- Dziecko przychodzi do szkoły z dwoma plecakami. Jeden to jest plecak, który widzimy, ten z książkami. Drugi to plecak doświadczeń, którego nie widzimy. Dzieci mają takie same problemy jak my, chociaż często je trywializujemy. Jedna z moich koleżanek nie rozumiała tego, że gdy chłopak jest nieszczęśliwie zakochany, to może gorzej pracować na lekcjach. Mówiła, że to "nie pierwsza, nie ostatnia". Dla niego jednak przecież skończył się jakiś świat i to wydarzenie jest ważne. Uważam, że trzeba zwracać na ten drugi plecak szczególną uwagę.
Rozmawiacie w szkole o zdrowiu psychicznym?
-W naszej szkole powstał przedmiot "Budujemy relacje", który uczniowie mają normlanie w planie lekcji. Dzieci uczą się na nim nazywać emocje, rozmawiają o nich. Widzę, że mają z tym problem. Staram się budować z nimi relacje oparte na zaufaniu. Czasem mi się zwierzają. Pokazuje im również, że są ważni, potrzebni. Próbuję pomóc w rozwiązywaniu problemów, ale nie robię tego za nich. Po prostu pytam, co chciałyby z nimi zrobić i tłumaczę, że w życiu będą musiały sobie radzić same. Staram się uczyć samodzielności.
A są jakieś najczęściej pojawiające się problemy wśród młodych ludzi, których uczysz?
- W 7. i 8. klasie to są zawody miłosne. Poza tym młodzi mają problemy z rówieśnikami, w domach, czasem z przemocą. Trzeba ich naprawdę czujnie obserwować. Miałem kiedyś ucznia, który miał tak dużo jedynek, że wydawało mi się, że powinien się już do nich w jakiś sposób przyzwyczaić. On jednak na każdą kolejną reagował silnym stresem, jakby to była wyjątkowa sytuacja. Mocno przepraszał. Pomyślałem, że może coś jest nie w porządku w jego domu i się nie pomyliłem. Okazało się później, że chodzi o przemocowego ojca. Dziecko niestety nam o tym nie powiedziało, bo w naszej kulturze nie ma przyzwolenia, by o tym mówić.
Jestem również wyczulony na słowo "depresja". Dbam, by dzieci nie używały go jako synonimu smutku. Wyjaśniam, że to choroba i można ją leczyć. Tłumaczę, że zdrowie fizyczne jest równe zdrowiu psychicznemu.
A co sądzisz o reformach ministra edukacji Przemysława Czarnka?
- Byłem członkiem społecznej rady doradczej byłej minister edukacji Anny Zalewskiej, gdy trwały strajki nauczycieli. Po roku mi jednak podziękowano, co wzbudziło dużo emocji w radzie. Wiele osób uważało, że zostanę, bo jako jeden z niewielu naprawdę znałem się tam na edukacji. W trakcie tej pracy głośno mówiłem, co mi się w polskiej szkole nie podoba. Gdy powstał list rady, który potępiał protest nauczycieli, postanowiłem jasno powiedzieć, że się z tym nie zgadzam. To jednak najwidoczniej nie spodobało się rządzącym w ministerstwie.
Reformy wprowadzone przez Czarnka i Zalewską naprawdę nas dotykają. Majstruje się przy języku polskim i historii, a ci którzy znają historie, wiedzą, kiedy się przy tych przedmiotach majstruje. Nie mam nic przeciwko temu, żeby na języku polskim było coś o Janie Pawle II, np. o jego przemówieniach. Jednak nadmierne epatowanie lekturami związanymi z Kościołem katolickim może doprowadzić do wrażenia, że szkoła ma jeden określony światopogląd, a to nie jest właściwe. Szkoła nie może być nakierowana na żaden skrajny światopogląd, jest przestrzenią dyskusji o świecie – tym dawnym i współczesnym. Na szczęście to my decydujemy o tym, jakich materiałów używamy.
A jak widzisz swoją przyszłość w roli nauczyciela? Myślisz, że jednak wytrwasz?
- Problemem jest to, że w kadrze nauczycielskiej nie ma młodych ludzi. Nie ukrywam, że w przyszłości chciałabym zostać dyrektorem. Zastanawiam się jednak, czy w ogóle będę miał wtedy kogo przyjąć do pracy. Mamy wielu nauczycieli po 50 -tce, ale niewielu nauczycieli po 30-tce. To nie wróży najlepiej.
Jak to zmienić?
- Potrzebna jest gruntowna reforma systemu nagradzania nauczycieli. Oczywiście ważną kwestią są pieniądze. Nie może być tak, że po studiach dostajemy kwoty około dwóch tys. zł z hakiem. To nie jest praca jak każda inna. Nie chcę romantyzować tego zawodu, ale jednak wychowujemy dzieci. Wpływamy na to, jakie są. Jeśli tyle zarabia człowiek, który zajmuje się dziećmi, kształtuje je, to w kraju jest coś nie tak.
Niestety nie ma w Polsce szacunku do tego zawodu. Upadł też społeczny etos nauczyciela, ludzie mają o nas bardzo złe zdanie. Po strajku czuliśmy się gorzej niż przed nim. Nie rozumiem, czemu rządzący uważają nas za nierobów, mają o nas takie złe zdanie, a mimo to wciąż powierzają nam dzieci… Jest w tym pewna sprzeczność.
Postawiliśmy nauczycielom duże wymagania. To dobrze, bo dzięki temu dzieci uczą specjaliści, ale chyba będziemy musieli się z tego wycofać, bo po prostu nie będzie miał kto uczyć. Popularne stało się powiedzenie: "Szanuj nauczyciela swego, bo nie będziesz miał żadnego". Z czasem będzie nabierało jeszcze większej mocy.
W temacie edukacja
- Henry Smiles z Two Direction na maturze? Uczniowie aż dostali laga
- Najjjka ostro o nowym szkolnym przedmiocie. "Będzie deprawował młodzież"
- Co dalej z telefonami komórkowymi w szkołach? "Trzeba to uregulować"
- Rusza platforma edukacyjna Skills4Future i kolejna edycja programu Youth EmpoweredMat. Sponsorowany
Popularne
- Chill Guy podbija internet. O co chodzi z wyluzowanym ziomkiem?
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Naruciak i Psycholoszka stracili pieska. "Nie wybaczę sobie nigdy"
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Podgrzej pizzę na PlayStation 5. Pizza Hut prezentuje nietypowy gadżet
- Genzie prezentuje: "100 DNI DO MATURY". Zapowiada się wielki hit?
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu