Ania Piestrzeniewicz jest ukochaną ciocią Polaków. "Znam swoją wartość" [WYWIAD]
Wielu Polaków uważa, że media społecznościowe przyciągają głównie przedstawicieli pokolenia Z. Anna Piestrzeniewicz udowadnia, że nie istnieje górna granica wieku, gdy chodzi o bycie influencerką.
W internecie znana jest z posiadania suki buldoga angielskiego i gotowania domowych obiadów. Jej filmiki przepełnione są ciepłem, miłością i szczerością. Anna Piestrzeniewicz na TikToku kojarzona jest z przygotowywania potraw, które sugerują jej widzowie. W życiu zawodowym spełnia się natomiast w roli kierowniczki działu historii w Muzeum w Sieradzu. W rozmowie z Vibez opowiedziała o swojej drodze do muzeum, walce z depresją i tworzeniu w mediach społecznościowych.
Podobne
- Concrete Chickens rozweselają Polskę. Jak to jest być gołębiem? [WYWIAD]
- Culturomaniaczka o rynku literackim. "Brakuje mi reprezentacji" [WYWIAD]
- Aktywiszcze o Tęczowym Piątku. "Chcę, żeby nauczyciele nie musieli się bać" [WYWIAD]
- Dziewczyna Wojtka Goli jest hejtowana. "Mieszkańcy Złotej 44 to fenomen"
- Latex Coach zmienia mental Polaków. "Nie jestem Marilyn Monroe" [WYWIAD]
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
DARIUSS ROSE: BYCIE INFLUENCEREM NIE JEST ŁATWE
Od prawie nauczycielki do tiktokerki
Weronika Paliczka: Co skłoniło Panią do rozpoczęcia pracy w muzeum?
Anna Piestrzeniewicz: - Tak naprawdę to był troszeczkę przypadek. Ja ukończyłam studia, najpierw archeologię, później historię i po skończonych studiach historycznych był taki okres, że dosyć ciężko było z pracą w zawodzie. Myślałam, że zostanę nauczycielką, ale koleżanka do mnie zadzwoniła, że Muzeum w Sieradzu poszukuje stażysty. Byłam wtedy zarejestrowana w Urzędzie Pracy jako bezrobotna, więc zgłosiłam się, zostałam przyjęta i tak już tutaj 21 lat pracuję. Można powiedzieć, że do muzeum trafiłam z przypadku, ale był to szczęśliwy przypadek. Jestem bardzo zadowolona, że nie pracuję w szkole.
Czym zajmuje się Pani w Sieradzkim Muzeum?
- Pracuję w muzeum jako kierownik działu historii i pod swoją opieką mam zbiory związane właśnie z historią. Muzea dzielą się na różne działy merytoryczne. Te małe okręgowe muzea, takie regionalne, mają zazwyczaj działy sztuki, działy archeologii, działy etnografii, no i dział historii. Moim podstawowym zadaniem jest pozyskiwanie, opracowywanie i udostępnianie zbiorów tego działu. To jest dosyć ogólne stwierdzenie, ale na tym mniej więcej polega moja praca, a pod każdym z tych sformułowań, pozyskiwanie, udostępnianie, opracowywanie kryją się bardziej skomplikowane rzeczy, bo opracowywanie zbiorów to założenie karty katalogowej w muzeum, a to z kolei jest rodzajem malutkiego artykułu naukowego, ponieważ trzeba dokładnie tam wszystko opisać. Jest więc to praca merytoryczna. Udostępnianie to nie tylko, moment, w którym ktoś przyjdzie i powie "ja chcę skorzystać z takich i takich zbiorów" i ja mu te zbiory udostępnię, on sobie z nich skorzysta dla swoich potrzeb. Udostępnianie to przede wszystkim robienie wystaw w muzeum, pokazywanie tego, co jest schowane w magazynach.
- Przyznam się szczerze, że to moja ulubiona część pracy w muzeum, robienie nowych wystaw. Zawsze się tym bardzo ekscytujemy i to jest bardzo przyjemne, kosztuje mnóstwo pracy i wysiłku, ale przynosi pozytywny efekt. Często jest tak, że wystawa ściąga nowe osoby do muzeum. Mamy też prace edukacyjne z dziećmi, z młodzieżą. Moja koleżanka prowadzi zajęcia z osobami starszymi w DPS-ach, z Uniwersytetem Trzeciego Wieku. Wydaje się, że praca w muzeum jest nudna, ale nie jest nudna. Zawsze jest coś, co robi. Ta praca jest po prostu ciekawa.
Co jest najcenniejszym eksponatem w tej chwili w Państwa muzeum?
- Trudno powiedzieć, co jest najcenniejsze. Nie ma czegoś takiego. W moim muzeum nie ma na przykład obrazu Leonardo da Vinci. Nie mogłabym powiedzieć, że "Dama z gronostajem" to jest coś najcenniejszego. Dla nas wszystkie zabytki są cenne i ważne, bo gromadzimy przede wszystkim takie rzeczy, które pokazują historię naszego regionu. Tę małą historię. Tutaj każda rzecz jest cenna.
Dlaczego zdecydowała się Pani tworzyć treści na TikToka?
- To, jak zwykle w moim życiu, przypadek, tak jak i praca w muzeum. Mój bratanek mnie poprosił, żebym zainstalowała TikToka, bo on miał i chciał mieć więcej obserwatorów. Jakoś tak zaczęłam nagrywać filmiki. Początkowo nagrywałam głównie mojego pieska. Tak się zaczęła moja działalność na TikToku. Później wylądowałam w szpitalu i tam, trochę z nudy, zaczęłam nagrywać posiłki, które szpital serwował. Dużo osób po wyjściu ze szpitala pisało do mnie, żebym pokazywała dalej, co jem, bo to jest fajne.
Następnie w moim życiu wydarzyła się ogromna tragedia. Nagle zmarł mój partner. 10 minut wcześniej rozmawialiśmy, później upadł, pękł mu tętniak. To było i jest dla mnie trudne. W TikToku po pewnym czasie znalazłam rodzaj terapii. Proszono mnie, żebym wróciła do nagrywania. Pisano do mnie, więc zaczęłam tworzyć filmiki. To mi pomagało radzić sobie też z depresją. Odnajdywałam w tym jakąś motywację do działania. Myślałam sobie, że ktoś czeka na ten materiał, więc wstanę, coś zrobię, coś ugotuję, coś pokażę. I to się tak rozwinęło, że obecnie pokazuje ogólnie moje życie, w różnych aspektach. Przejawia się tam muzeum, przejawia się kuchnia. Teraz mam przygotowania do wesela mojej bratanicy, więc jest mierzenia sukienek. I to się tak kręci. Jestem zaskoczona takim pozytywnym odbiorem mojej osoby, liczbą obserwujących. Nigdy się tego nie spodziewałam. To jest dla mnie czasami szokujące wręcz.
Co Pani zdaniem jest najtrudniejszą częścią tworzenia w mediach społecznościowych?
- Ja powiem tak: dla mnie tworzenie w mediach społecznościowych jest łatwe. Nagrywam swoje filmy z ręki. Jak się gdzieś pomylę, rzadko kiedy się cofam. Z reguły puszczam taki luźny materiał. Dla mnie chyba najtrudniejsze byłoby montowanie tych filmów, bo tego totalnie nie ogarniam i nie umiem. Myślę, że dla wielu osób trudne jest radzenie sobie z hejtem w sieci. Nawet pod treściami, które są totalnie pozytywne, pojawiają się komentarze, od których cierpnie skóra. Ja sobie z tym radzę, ale mam swoje lata, doświadczenie. Znam swoją wartość. Myślę, że dla młodych osób ten hejt jest najtrudniejszą barierą do przekroczenia. Trzeba się po prostu nauczyć, że to, co o nas myślą zupełnie obcy ludzie, nie ma znaczenia. Fajnie jest, jak ktoś krytykuje, ale w konstruktywny sposób. Tak, że np. "niech pani nie podaje jedzenia ludzkiego swojemu psu, bo to jest niezdrowe". I to jest fajny komentarz. Można sobie z niego wyciągnąć jakieś wartości i lekcję, ale wiele ludzi lubi napisać coś bardzo negatywnego, nieprzyjemnego. Tylko po to, żeby kogoś zranić. To jest strasznie niefajne.
Więcej osób kojarzy Panią jako miłą ciocię gotującą domowe obiadki, czy jednak jako kustoszkę?
- W sieci na pewno jako osobę gotującą obiadki. W życiu takim codziennym to raczej jako osobę pracującą w muzeum. Myślę, że tutaj w Sieradzu jestem kojarzona głównie z tym, że jestem pracownikiem muzeum. I gotuję obiadki na TikToku.
Zdarzało się już Pani być zatrzymywanym na ulicy? Czy jeszcze to nie ten etap?
- Zdarza się często i nawet przyznam się, czasami to bywa zaskakujące. Na przykład w noc muzeów przyjechała dziewczyna z Opola, żeby mnie poznać. To było bardzo miłe. Nie jest to dla mnie w żaden sposób natrętne, uciążliwe. Raczej odbieram to jako wyrazy sympatii, bo spotykam się z miłymi reakcjami ludzi na moją osobę.
Anna Piestrzeniewicz chce, żeby ludzie o siebie walczyli
W mediach społecznościowych dzieliła się Pani bardzo trudną drogą. Walką, o własne zdrowie psychiczne. Nie bała się Pani poruszać tego tematu?
- Temat depresji pojawił się też trochę przypadkiem. Po prostu nagrywałam jakiegoś vloga z mojego dnia. Pokazałam, że zaczynam dzień od wzięcia antydepresantu. No i potem to było. Tak troszeczkę potoczyło, że dużo osób pisało do mnie i w komentarzach, że to, że przyznałam się do tego, to dla nich jest istotne. Bo oni też biorą leki, a boją się. Widzą dzięki mnie, że to jest normalne. Że jeżeli jest się chorym, to trzeba się leczyć, niezależnie od tego, jaka to jest choroba. Trzeba sobie pomagać. Jeden z takich większych sukcesów, dla mnie osobiście, to jest to, że dużo osób napisało do mnie, że dzięki mnie, dzięki moim filmom, dzięki temu, że ja się odważyłam o tej depresji mówić, skorzystało z pomocy psychiatry czy psychoterapeuty. Wcześniej obawiali się zadbania o siebie, a skorzystali i czują się lepiej. To jest ogromny sukces, ta motywacja ludzi do tego, żeby zadbali o swoje zdrowie psychiczne, żeby się jednak nie bali się iść do psychiatry.
Obecnie coraz więcej placówek muzealnych decyduje się na promocję sztuki. Czy Pani zdaniem promocja sztuki w mediach społecznościowych to dobry trop?
- Dzięki założeniu kontu na TikToku jakaś placówka dociera do zupełnie innego odbiorcy, do młodych ludzi. TikTok jest platformą, gdzie tej młodzieży jest więcej, niż osób dorosłych. Może już to się wyrównało, bo coraz więcej starszych osób publikuje, co jest bardzo fajne. Wszystko to, co przybliża ludziom sztukę, jest dobre. Ja czasem publikuję filmiku z naszego muzeum lub z muzeum Walewskich w Tubądzinie. Jakiś czas temu po publikacji filmików w niedzielę kolega mi powiedział, że przyjechały trzy osoby, bo widziały filmik, widziały muzeum i chciały zobaczyć. Świat wirtualny nigdy nie zastąpi obcowania bezpośredniego ze sztuką, takie jest moje zdanie. Ja zresztą jestem taką osobą, która ma upodobanie do muzealnictwa XIX-wiecznego, gdzie jest gablota, kipi z niej złoto. To robi na mnie wrażenie. Mniejsze wrażenie robią na mnie muzea narracyjne, które teraz są dosyć popularne, gdzie więcej jest multimediów, aranżacji, budowania emocji, mniej samych zabytków. Dla mnie muzeum to powinny być zabytki. Promocja sztuki, promocja muzealnictwa, galerii, niezależnie od tego, czy odbywa się na TikToku, Instagramie, przynosi efekty takie, że kogoś może to zainteresować, przyjdzie, zobaczy i przeżyje sztukę tak bezpośrednio.
Co z Pani perspektywy przyciąga ludzi w noc muzeów?
Na pewno jednym z aspektów jest fakt, że większość atrakcji w noc muzeów jest darmowa. Bilety do niektórych muzeów są dosyć drogie. Kiedy jest cała rodzina, trzeba każdemu ten bilet kupić. Jest to wydatek, który trzeba rozważyć w budżecie. Także myślę, że pierwsza sprawa to możliwość darmowego wejścia do muzeum. Druga sprawa to to, że jest to nietypowa pora i to zawsze też robi na osobach wrażenie, że jest ta noc muzeów i o tej porze mogą wiedzieć. Kolejna sprawa, która robi dobrą robotę, to fakt, że o nocy muzeów mówi się dużo w mediach. Osoby sobie oglądają jakieś informacje w telewizji, gdy jest mowa o tym, że jest noc muzeów, mówią: "a jeszcze mamy trochę czasu, przyjdziemy". Ja z perspektywy muzealnika nie lubię pewnej rzeczy. Być może to nie dzieje się w dużych muzeach, od małych muzeów goście oczekują zrobienia festynu. Ma być mnóstwo fajnych atrakcji, coś do zjedzenia. To mija się z merytoryką tego, chociaż obecnie podczas nocy muzeów, która się odbyła w tym roku, bardzo dużo osób przyszło na konkretne wydarzenia i to zwiedzanie było dla nich ukierunkowane, więc myślę, że to też może się zmieniać. Muzeum niekoniecznie musi być miejscem festynu.
Czy pokolenie Z interesuje się sztuką?
Czy Pani zdaniem młodzi ludzie z pokolenia Z interesują się sztuką?
- Myślę, że to jest dosyć indywidualne i że w każdym pokoleniu są osoby, dla których sztuka jest ważna. Są też takie osoby, dla których jest ona zupełnie obojętna. Myślę, że wiek tak do końca nie ma znaczenia. Do naszego muzeum przychodzą i starsze osoby i przychodzą osoby młode, przychodzą dzieci, ale to już z wycieczkami szkolnymi, ale tak indywidualnie. Nie ma chyba to aż takiego znaczenia.
Czyli to kwestia po prostu indywidualna.
- Tak mi się wydaje, być może się mylę, ale mam wrażenie, że wiek nie odgrywa jakiejś szczególnej roli.
Popularne
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Vibez Creators Awards - wybierz najlepszych twórców i wygraj wejściówkę na galę!
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Chłopak Seleny Gomez się nie myje? Prawda wyszła na jaw
- Jurorka "Tańca z gwiazdami" węszy romans? "Ja nie widzę tej relacji"
- Agata Duda trenduje za granicą. Amerykanie w szoku