Praktyka widzenia spektakl

Wojtek Rodak, reżyser z pokolenia Z, na scenę zaprasza niedowidzących i queerową młodzież

Źródło zdjęć: © Maurycy Stankiewicz, Rodak, Teatr Nowy im. K. Dejmka, Wojtek
Anna RusakAnna Rusak,15.09.2022 16:30

Wojtek Rodak, reżyser z pokolenia Z, rewolucjonizuje polski teatr. W spektaklu pt. "Praktyki widzenia" wystąpią osoby z dysfunkcją wzroku. Do kolejnego projektu zaprosił queerową młodzież.

Wojtek Rodak urodził się w 1995 roku, a ma za sobą już tyle sukcesów, że pozazdrościć mógłby mu niejeden starszy kolega po fachu. Jest studentem IV roku Wydziału Reżyserii Dramatu Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie oraz absolwentem produkcji filmowej Szkoły Filmowej w Łodzi. W 2021 roku został laureatem Nagrody Debiut TR, którą otrzymał za "twórczy polot, dojrzałość artystyczną oraz umiejętność pracy z zespołem aktorskim".

16 września na Małej Scenie Teatru Nowego w Łodzi odbędzie się premiera jego nowego spektaklu "Praktyki widzenia".

Anna Rusak: Skąd pomysł na to, by zaangażować osoby z dysfunkcją wzroku do spektaklu opowiadającym o "Teorii widzenia" Władysława Strzemińskiego",  książki, która mówi o wzroku i patrzeniu. To jednak dość nieoczywiste połączenie.

Wojtek Rodak: - W niektórych pracach zwracam się w stronę sztuk wizualnych. Tak było i tym razem. Przez to, że projekt odbywa się w Łodzi, postanowiłem wrócić do znanego, łódzkiego motywu, czyli twórczości Strzemińskiego. Wtedy natrafiłem na "Teorię widzenia". Pomyślałem, że to bardzo ciekawe myślenie o patrzeniu, które w teatrze i sztukach wizualnych ma duże znaczenie.

Chciałem to jednak zrobić w przewrotny sposób więc do tego projektu zaprosiłem osoby z dysfunkcją wzroku, które pomogłyby z tekstem Strzemińskiego jakoś podialogować. Właśnie to robimy w tym spektaklu.

trwa ładowanie posta...

Jak pracowało ci się z osobami z dysfunkcją wzroku?

- To było wyzwanie. Zapraszanie amatorów zawsze generuje pewną trudność, która powiększa się, gdy są to osoby z jakimś rodzajem niepełnosprawności. Teatr nieczęsto sobie na to pozwala. Takie projekty zazwyczaj powstają w off-owych miejscach. Myślę, że w naszym przypadku głównym założeniem było to, aby traktować osoby z dysfunkcją wzroku na równi z zawodowymi aktorami. Tworzyć energię równościową, wspólnotową.

Chcieliśmy ich po prostu traktować po aktorsku, żeby mogli wcielić się w postaci i wydaje mi się, że udało nam się to dość ciekawie zrealizować. Ktoś, kto wczoraj zobaczył pierwszą próbę generalną, powiedział, że gdyby przed spektaklem nie przeczytał, że w występują w nim osoby z dysfunkcją wzroku, to by się tego nie domyślił. Myślę, że to komplement.

Czy w jakiś szczególny sposób opiekowaliście się tymi osobami?

- Staraliśmy się traktować ich równościowo, żeby nie mieli poczucia, że potrzebują więcej pomocy. Aczkolwiek faktem jest, że tej pomocy potrzebowali i wspieraliśmy ich np. poprzez organizowanie pomocy w dotarciu, dojeździe. Z tego projektu wyniosłem też ważną naukę.

Uważam, że przy projektach włączających powinna być obecna osoba, która w produkcjach filmowych nazywana jest osobą do spraw intymności. Ktoś, kto dla pracujących aktorów jest rodzajem wsparcia psychicznego, terapeutycznego.

trwa ładowanie posta...

W szkole nie uczymy się narzędzi, które mogłyby nam pomóc w pracy z aktorem nieprofesjonalnym, ani w rozmowie o tematach trudnych, mniej lub bardziej przez nich samych przepracowanych.

Obecność takiej osoby nie jest w polskim teatrze standardem, a my niestety przez brak dofinansowania z ministerstwa nie mogliśmy sobie na nią pozwolić. W przyszłych projektach bardzo chciałbym jednak, by ktoś taki był obecny podczas pracy nad sztuką.

Ostatnie ujawnione afery mobbingu w szkołach filmowych i teatralnych pokazują, że kiedyś w ogóle nie zwracano też uwagi na wagę zdrowia psychicznego aktorów. Widać to chociażby przez ruch, który zapoczątkowała Anna Paliga, a który potem przerodził się w książkę "Wszyscy wiedzieli". Czy to się zmienia?

- Wydaje mi się, że w dużej mierze moje pokolenie reżyserskie wychodzi już ze szkoły, która trochę tej zmiany doświadczyła. Inaczej myślimy o teatrze. Inaczej postrzegamy chociażby funkcję reżysera i reżyserki. Nie jest on już demiurgiem, który odpowiada za wszystko. Jest osobą, która potrzebuje nauczyć się pracy z aktorem, traktowania go w odpowiedni sposób. Wydaje mi się, że teatr będzie zmierzał w tę stronę.

Sądzę, że zmiana jest potrzebna, bo też świat, w którym funkcjonujemy, się zmienia. To też jest trudne, bo jako młodzi wchodzimy w już zastane struktury, powstałe w systemie "reżysera wszechwiedzącego". Mam wrażenie, że my jesteśmy otwartości na słuchanie aktorów, tego co mają do powiedzenia. Czasem spotykamy się jednak z jakąś blokadą, niechęcią z ich strony, przez to, że niektórzy mają poczucie, że taki reżyser włączający jest niedoświadczony lub czegoś nie wie. My to jednak robimy tylko dlatego, że chcemy pracować w określony, równościowy sposób.

trwa ładowanie posta...

Spektakl powstał właśnie z taką otwartością na równość?

- Tekst był pisany właściwie na scenie. Braliśmy dużo z doświadczeń aktorów profesjonalnych i amatorów. Przez to ich historie, energie, wpisały się w sztukę. Mam wrażenie, że dzięki temu udało nam się czule i kolektywnie go współtworzyć.

Skąd zainteresowanie osobami z mniejszości?

- Dość mocno staram się zajmować takimi tematami, bo sam jestem członkiem społeczności osób LGBTQ+. Z tego względu mam wrażenie, że dawanie im przestrzeni w teatrze, szczególnie publicznym, zwracanie uwagi na problemy tych pomijanych społeczności, jest bardzo ważne. Tu zrobiliśmy w tym aspekcie dodatkowy krok do przodu, bo nie tylko opowiadamy, ale i włączamy takie osoby, żeby same opowiedziały ze sceny swoje historie.

Tematy osób wykluczonych będą zapewne obecne w mojej twórczości. Pod koniec roku w Poznaniu będziemy realizować projekt z queerową młodzieżą. Będę przy nim współpracował z dramaturgiem Szymonem Adamczakiem. Chcemy oprzeć spektakl na opowieściach tych młodych queerowych osób, ich potrzebach i energii.

trwa ładowanie posta...

To chyba kolejny dość trudny w swojej tematyce projekt?

- Straszenie smutne jest to, że przy każdym takim projekcie przekonujemy się, jak bardzo jest trudno żyć ludziom jakkolwiek wykluczonym w Polsce i jak bardzo państwo ich nie wspiera, Nie robi tego w praktycznie żaden sposób. Próbujemy jednak opowiadać to wszystko z nadzieją.

Czego brakuje w dzisiejszym teatrze? Jak będzie jego przyszłość?

- Na pewno brakuje pieniędzy. To tak z poziomu realnego. Te najbliższe lata przez inflację, czasy pandemii, zubożą teatr. To czasem jest plusem, bo można z braku środków uczynić atut i w tym sensie może to być ciekawy moment dla sztuki.

W Polskim teatrze brakuje mi jednak skupienia się na procesie. Tego, żeby twórcy mieli czas na tworzenie, żeby stawiali na jakoś. Takie dobre i zdrowe podejście do myślenia o projektach może przynieść naprawdę ciekawe prace. Mam wrażenie, że polski teatr ma jednak wciąż potrzebę szukania wielkich nazwisk, tworzenia wielkich produkcji, które czasem po prostu rozczarowują.

Na takie "powolne" spektakle przydałyby się dofinansowania, a o nie pewnie nie jest łatwo?

- Tak, szczególnie, że teraz są miejsca i teatry, które są pomijane w przyznawaniu publicznych pieniędzy. Reżyserzy muszą się czasem naprawdę nagimnastykować, żeby dostać jakiekolwiek dofinansowanie. Tym bardziej może to martwić.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 2
  • emoji ogień - liczba głosów: 2
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 1
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0
Jaman,zgłoś
Pokolenie Z marsz na Ukrainę, pokażcie co jesteście warci :)))
Odpowiedz
1Zgadzam się2Nie zgadzam się