Grabarz z TikToka: "Nie boję się śmierci. To moja przyjaciółka" [WYWIAD]
- To stereotyp, że alkohol jest problemem w branży pogrzebowej. Naszą zmorą są nieprofesjonalni ludzie - mówi w rozmowie z Vibez.pl Robert, pracownik zakładu pogrzebowego w Poznaniu, który na TikToku zdradza tajniki pracy w branży pogrzebowej.
Robert ma 46 lat, żonę i trójkę dzieci. Pracuje w jednym z zakładów pogrzebowych w Poznaniu. Pewnego dnia założył konto na TikToku, które w krótkim czasie zdobyło ogromną popularność. W sieci z rozbrajającą szczerością odpowiada na pytania dotyczące pochówku, śmierci i branży pogrzebowej.
Podobne
- Wpadka podczas kremacji? Grabarz mówi, co się wtedy dzieje
- Grabarz z TikToka wyjaśnia, czy ciało Elżbiety II śmierdzi w trumnie
- Szkoła nie uczy, jak się uczyć? Licealiści mają rozwiązanie [WYWIAD]
- Latex Coach zmienia mental Polaków. "Nie jestem Marilyn Monroe" [WYWIAD]
- "Need for Speed: Unbound". Powrót do korzeni w zupełnie nowym stylu [WYWIAD]
Jakub Tyszkowski: Dlaczego wybrał pan pracę w zakładzie pogrzebowym?
Robert: - Zawsze chciałem pomagać ludziom. W latach 90. razem z mamą pomagałem poszkodowanym podczas powodzi. Zbieraliśmy dary, rozwoziliśmy jedzenie, wodę. Dramatyczna sytuacja powodzian wywarła na mnie duże wrażenie.
W kolejnych latach próbowałem działać w różnych organizacjach pomocowych, ale nie było to moje powołanie. Nie udało mi się pomagać żyjącym, dlatego postanowiłem pomagać zmarłym. Pięć lat temu zatrudniłem się w zakładzie pogrzebowym i jestem z tego dumny.
W mediach społecznościowych nazywa pan siebie grabarzem lub pogrzebnikiem. Na czym polega różnica między tymi terminami?
- Grabarz głównie kopie groby. Nie ubiera zmarłych, nie przygotowuje ich do ceremonii pogrzebowych. Ja odbieram zmarłego ze szpitala, przewożę do chłodni do zakładu pogrzebowego. Następnie przygotowuję osobę do ceremonii pogrzebowej i obsługuję pochówek.
Czego należy się nauczyć, żeby pracować w zakładzie pogrzebowym? Trzeba zdobyć jakiś certyfikat? Przejść szkolenia lub kursy?
- Polskie prawo nie stanowi jak zostać pogrzebnikiem. Wszystkiego nauczyłem się od praktyków. Trafiłem na zakład pogrzebowy, którego szef uczył mnie wszystkiego. Sam jest po kursach, które kosztują horrendalne pieniądze. Ja ich nie robiłem, bo do zajmowania się osobami zmarłymi nie trzeba mieć ukończonych kursów.
Co wchodzi w zakres pana obowiązków?
- Ludzie mogą mieć mylne wyobrażenie, że zakład pogrzebowy jest jak prosektorium. Nie jest tak. Ja nie wykonuję sekcji zwłok. Moja praca polega na tym, że kompleksowo przygotowuję zmarłego do pochówku.
Odbieram z domu lub ze szpitala. Wyjmuję z worka, ubieram, zabezpieczam twarz przed wyciekami, wyjmuję wenflony. Przygotowuję tak, żeby wyglądał, jakby spał. Uczestniczę w ceremonii pogrzebowej. Kiedy rodzina się rozejdzie, zakopuję grób.
Warto zaznaczyć, że niektóre zakłady pogrzebowe mają prosektoria. Przykładowo w Gnieźnie jest taki zakład. Wiadomo jednak, że sekcje wykonują tam wyłącznie osoby wykształcone w tym kierunku.
Jak wieloma zmarłymi zajmuje się pan w ciągu miesiąca?
- Nie ma reguły. Są okresy, kiedy jest ich więcej. Dużo zależy od pogody. Jeżeli jest deszczowo i ciśnienie jest niskie, zgonów jest więcej.
Jakie stereotypy towarzyszą branży pogrzebowej?
- Myślę, że 95 proc. osób ma przekonanie, że pracownik zakładu pogrzebowego pije alkohol. W dzisiejszych czasach to niemożliwe. Gdybyśmy przyszli do pracy pod wpływem, moglibyśmy od razu się pożegnać i pakować rzeczy. Poza tym, gdyby konkurencja się dowiedziała o takim przypadku, nie dałaby nam spokoju. To nie lata 80., takie rzeczy nie mają już miejsca. Czas obalić ten mit.
Problemem w branży pogrzebowej są nieprofesjonalni ludzie. Dostaję wiele sygnałów na temat podejrzanych zakładów pogrzebowych w Polsce. Moi widzowie na TikToku opisują takie sytuacje, że otwieram oczy szeroko ze zdumienia. Pewien internauta relacjonował, że był na pogrzebie, podczas którego usta osoby zmarłej były otwarte. To jest dla mnie nie do pomyślenia. Nigdy bym nie pozwolił na podobną rzecz u siebie.
Współpracuję z pewną edukatorką. Mamy plany dotyczące branży pogrzebowej w Polsce, ale póki co więcej nie mogę zdradzić. Jeżeli to wypali, to mamy nadzieję, że branża totalnie się zmieni.
Co pana skłoniło, żeby założyć konto na TikToku?
- Żona mnie namówiła. Na początku używałem aplikacji wyłącznie w celach rozrywkowych. Pewnego razu przeczytałem artykuł w internecie, w którym padło pytanie, czy pracownicy zakładów pogrzebowych łamią kości podczas ubierania osoby zmarłej. Bardzo mnie to poruszyło. Postanowiłem odpowiedzieć poprzez film na TikToku. Spotkało się to z dużym zainteresowaniem. Widzowie zadawali kolejne pytania, a ja nagrałem do nich odpowiedzi. Profil niesamowicie się rozrósł. Jestem w szoku.
Pana profil na TikToku obserwuje ponad 150 tys. osób. Filmy mają po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Niektóre klipy przekraczają barierę miliona, a nawet dwóch milionów wyświetleń. Dlaczego Polaków tak bardzo interesuje branża pogrzebowa?
- Ludzie nie chodzą na pogrzeby codziennie. Nie wiedzą jak może wyglądać godny pochówek. Mają na ten temat wyobrażenia rodem ze średniowiecza.
Niedawno do mojego zakładu pogrzebowego przyjechała rodzina, która chciała pochować dziadka. Zaczęli od pytania, czy do przeniesienia urny używamy taczki. Byliśmy tym ogromnie zaskoczeni. Ci ludzie powiedzieli nam, że przy okazji innego pogrzebu kilka lat wcześniej pracownicy firmy pogrzebowej włożyli urnę do taczki i pojechali tak na miejsce pochówku. Po prostu skandal.
Osoby zmarłe są takimi samymi ludźmi jak osoby żywe. Trzeba je godnie odprawić na tamten świat. Dlatego działam na TikToku, aby obalać mity, zjednywać ludzi do branży pogrzebowej i walczyć z patologiami w tym środowisku.
Spotyka się pan z hejtem w internecie?
- Raczej nie mam hejterów. Zdarza się, że sporadycznie dostaję głupie pytania. Nie mam gróźb ze strony konkurencji. Coraz więcej osób z branży ze mną rozmawia. Zakłady pogrzebowe z Poznania popierają moją działalność, bo jestem szczery i mówię prawdę o branży. To jest niesamowite. Bardzo się z tego cieszę.
Na Zachodzie popularność zdobywają ekologiczne metody pochówku jak biodegradowalne urny lub zalegalizowane w kilku stanach USA kompostowanie ludzi. Czy tego rodzaju pomysły pojawiają się w Polsce?
- Kilka razy zdarzyło mi się pochować urny ekologiczne, które miały w sobie ziarno drzewa. Odnośnie tzw. kremacji zielonych, w których nie używa się płomieni, w Polsce nie spotkałem się z takim tematem. Możliwe, że kiedyś to zacznie być popularne, bo prędzej czy później na pochówki trumnowe zabraknie miejsca.
Czy spotkał się pan z nietypowymi życzeniami podczas pogrzebu?
- Jeżeli rodzina ma prośbę, to nawet jeśli wydaje się dziwna, trzeba ją uszanować. Kiedyś rodzina zmarłego muzyka poprosiła, abym włożył gitarę do trumny. Spełniłem to życzenie. Innym razem krewni pewnej starszej kobiety postanowili włożyć do trumny 90 róż. Wyglądało to bardzo dostojnie i elegancko.
Kiedyś rodzina zmarłej kobiety z domu pomocy społecznej chciała sprawdzić, czy zdjąłem jej pampersa przed włożeniem do trumny. Zrobiłem to, bo to standard. Kiedy przygotowuję osobę zmarłą do pochówku, zdejmuję pampersa, myję ciało, bo musi wyglądać godnie.
Czy praca w zakładzie pogrzebowym jest smutna?
- Jeżeli ktoś da sobie wmówić, że praca w tym zawodzie jest smutna, to będzie smutny. Ale za długo wtedy nie popracuje. Ten zawód trzeba kochać. Jeżeli ktoś go wykonuje wyłącznie w celach zarobkowych, nie odnajdzie się. Ja bardzo lubię ludzi i swoją pracę. Dla mnie osoba zmarła to człowiek, a ja jestem dla niej lekarzem ostatniego kontaktu. Mam nadzieję, że będę nim jak najdłużej.
Codziennie wstaję o czwartej rano. Siedzę w kuchni, słucham muzyki, wychodzę do pracy. Przyjeżdżam do firmy, zrobię swoje, potem przebiorę się, umyję, wracam do domu. Pracy nie zabieram ze sobą. Jeżeli jakiś pogrzeb utkwi mi w pamięci, pogadam z najlepszym psychologiem, czyli żoną. Tyle mi wystarczy.
Czy był jakiś pogrzeb, który szczególnie zapadł panu w pamięci?
- Tak, był jeden, który zapamiętam do końca życia. Zmarłą była półtoraroczna dziewczynka. Pojechałem ją odebrać ze szpitala w Poznaniu. Kiedy czekałem w prosektorium aż przyniosą ją w worku, przechodziły mnie ciarki. Później przygotowałem dziewczynkę do ceremonii pogrzebowej. Sam ją ubrałem. Wszyscy w firmie byli wstrząśnięci.
Podczas pogrzebu mieliśmy otworzyć trumienkę. Takie było życzenie rodziców. Patrzyliśmy jak płaczą oni, jak rozpaczają dziadkowie. Kiedy ojciec dziecka polecił zamknąć trumnę, matka wpadła w szał. To była tragedia.
Był tam kilkuletni brat dziewczynki. Kiedy opuszczaliśmy trumnę do grobu, zaczął głośno płakać. Po wszystkim musiałem przejść się w samotności cmentarną alejką. Mało brakowało, a rozpłakałbym się. To zadziałało na mnie pewnie dlatego, że sam mam dzieci. To był pierwszy i - mam nadzieję - ostatni pogrzeb, kiedy tak emocjonalnie zareagowałem.
Jak udaje się panu powstrzymać emocje, kiedy na co dzień spotyka się pan z ludźmi cierpiącymi po stracie najbliższych?
- Niekiedy jest ciężko. Zdarza się, że ludzie podchodzą do mnie przed pogrzebem, aby porozmawiać o zmarłej osobie. Widzę ich łzy, ale muszę zachować profesjonalizm, aby nie pogłębiać traumy rodziny zmarłej osoby.
Zaczynając pracę w zawodzie, chciałem pomagać ludziom, ale byłem innym człowiekiem. Teraz podchodzę do życia zupełnie inaczej. Długi, kłopoty, wojny, awantury. To nie ma w ogóle znaczenia, bo przychodzi dzień, w którym musi pan pożegnać się ze zmarłą osobą. Wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, gdy skłócone rodziny przepraszały się nad trumną.
Czuje pan strach przed śmiercią?
- Śmierć jest moją przyjaciółką. Kiedy przychodzę do pracy, witam się z nią jak z kumpelą. Śmierć jest ze mną w karawanie, w zakładzie pogrzebowym, w chłodniach, w szpitalach, w prosektoriach, w zakładach medycyny sądowej. Niemal wszędzie, gdzie jestem, towarzyszy mi śmierć.
Jestem osobą wierzącą. Wierzę w Boga, nie w Kościół. Myślę, że kiedy umieramy, nie znikamy na zawsze. Gdyby tak było, skąd wszyscy byśmy się wzięli? Ktoś nas musiał stworzyć.
Czy zdarzyły się sytuacje, że księża robili problemy z pochówkiem?
- Są kapłani, którzy utrudniają życie rodzinom zmarłej osoby. Sam na takiego trafiłem. Zmarła babcia mojej żony i postanowiliśmy ją pochować na cmentarzu parafialnym. Ksiądz nie pozwolił, aby ceremonię pogrzebową obsługiwała firma, w której pracuję. Po ceremonii pogrzebowej ciocia mojej żony podeszła do "pana włodarza" i poprosiła, żeby przeczytał intencje. Odmówił, bo to nie były intencje zamówione w jego kościele. Mało brakowało, żebym wybuchł, ale udało się opanować.
Zdarzają się dobrzy duchowni. Jednym z nich jest mój kolega. To ks. Rafał z Poznania. Podobnie jak ja prowadzi profil na TikToku. Wyjątkowo sympatyczny, pozytywny człowiek. Mieliśmy kilka pogrzebów dzieci, na które nikt nie przyszedł… poza nim. Nie musiał tego robić, ale stwierdził, że nie może być tak, że dzieci są odprowadzane bez modlitwy.
Co poradziłby pan młodym osobom, które wchodzą na rynek pracy?
- Nie pchajcie się w pogrzebówkę. Nie pchajcie się na grabarzy, pogrzebników. Zostawcie ich sobie te opcje na później. Walczcie o swoje marzenia za wszelką cenę. Idźcie do przodu, jak nie drzwiami, to oknami. To jest najważniejsze. Przyjdzie czas, gdy po raz ostatni zamkniecie oczy. Wtedy już na wszystko będzie za późno.
Popularne
- Bracia Menendez wyjdą na wolność? Córka Erika przerywa milczenie
- Oddany fandom Julii Żugaj. Na czym polega fenomen dziewczyny?
- Nastoletnia Julia popełniła samobójstwo. Jej oprawczyni nagrała "przeprosiny"
- Wege knajpa w Gdańsku serwuje "stek" z drukarki 3D. W menu mają też inne "mięsa"
- Wódka w saszetkach już w polskich sklepach. Zdjęcie obiegło sieć
- Budda oburzony zachowaniem dziecka. "To przegięcie pały"
- Beyoncé i Jay-Z tracą obserwatorów. Ludzie wierzą w teorie spiskowe
- Upadek Człowieka Lodu? Wim Hof latami skrywał tajemnicę
- Zatrzymanie P. Diddy'ego. Co łączy rapera z Justinem Bieberem?