Elliot Page to dla Ciebie wciąż Ellen? Pamiętaj: deadnaming to przemoc
Dead name i deadnaming - te dwa określenia często pojawiają się w dyskusji o osobach transpłciowych. Co oznaczają i dlaczego nie powinno się ich używać? Wyjaśniamy.
Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, jak zwracać się do osób transpłciowych, by podczas rozmowy nie czuły się źle czy niekomfortowo. Pominęliśmy przy tym jeden ważny aspekt, czyli tzw. dead name - a jest on bardzo istotny w komunikacji.
Podobne
- Kacper Potępski u Gonciarza i Quebonafide, czyli jak rozmawiać o transpłciowości
- Osoby transpłciowe - kim są i jak się do nich zwracać? Oto krótki poradnik
- Korekta płci w Polsce to piekło. A jeśli myślicie inaczej, to przeczytajcie tę historię
- Tomasz Karolak opowiada o tożsamości córki. To zła decyzja [OPINIA]
- Elliot Page szczęśliwy po mastektomii. Dla niektórych z nas niestety wciąż jest "kobietą"
Dosłowne tłumaczenie tego zwrotu to "martwe imię". Zostało ono nadane osobie transpłciowej lub niebinarnej po narodzinach i jest niezgodne z jej płcią. Przykładowo, w przypadku Elliota Page'a takim imieniem będzie Ellen.
To jednak nie tylko imię, ale cały zestaw danych, które zostają nam przydzielone tuż po urodzeniu. Są to informacje, których osoba transpłciowa bądź niebinarna już nie używa. Stąd to określenie "martwości" w tym sformułowaniu - imię czy płeć, które kiedyś nam nadano, nie odpowiadają naszej tożsamości.
Deadnaming to z kolei używanie danych osoby transpłciowej lub niebinarnej, którymi ona się już nie posługuje. Jeśli ktoś robi to z rozmysłem, jest to forma przemocy i dyskryminacji ze względu na tożsamość płciową.
Uwaga: dead name może nadal figurować w oficjalnych dokumentach danej osoby, jeśli nie przeprowadziła formalnej tranzycji (czyli procesu uzgodnienia płci). To jednak nie czyni z niego "prawdziwego" imienia - nie każda osoba transpłciowa decyduje się bowiem na dopełnienie formalności prawnych czy operacje korekty płci.
To nie sprawia, że jest "gorsza" od tych, którzy to robią albo że można używać jej dead name'u.
Deadnaming to forma przemocy
Krzywdzące będą także sformułowania takie jak "Urodziła się jako Paweł Kowalski. Poznajcie Kasię Kowalską" czy "Jak byłaś mężczyzną, to piłaś piwo". Wypowiedzi tego typu świadczą o braku akceptacji dla tożsamości danej osoby.
Jeśli trudno nam to sobie wyobrazić, zastanówmy się, jak byśmy się czuli, gdyby ktoś wypominał nam coś z przeszłości, np. jakąś część naszej osobowości, której nie akceptowaliśmy, a której już nie ma. Ba! Część ta, nawet jeśli "oficjalnie" zniknie, wciąż może wywoływać traumatyczne wspomnienia.
Trzeba wziąć przy tym pod uwagę, że odkrywanie tożsamości płciowej jest procesem (i to niełatwym) szczególnie w społeczeństwie, które nie rozumie i nie akceptuje "inności". Dlatego tak ważny jest język i sposób, w jaki zwracamy się do osób niebinarnych i transpłciowych.
W komunikacji najważniejszy jest przecież szacunek do osoby, z którą rozmawiamy. Dialog powinien być oparty na wzajemny zrozumieniu i otwartości. Deadnaming nie ma z tym nic wspólnego, ponieważ negatywnie oddziałuje na osobę, z którą chcemy nawiązać kontakt.
Warto też zaznaczyć, że płci nie da się zmienić. Dlatego sformułowania "urodzony jako kobieta, został mężczyzną" czy "zmienił płeć" nie są odpowiednie. Tak jak już pisaliśmy, o tym, czy czujemy się kobietą, czy mężczyzną, nie decydują genitalia czy X albo Y w kariotypie, tylko to, z jaką płcią (albo płciami) się identyfikujemy.
Jeśli w ogóle - osoby agender identyfikują się jako pozbawione płci/rodzaju.
Właśnie dlatego o osobach w procesie tranzycji (czyli zmieniających sposób wyrażania płci lub cech płciowych, by były zgodne z ich tożsamością płciową) mówi się, że uzgadniają płeć lub przechodzą korektę płci. Ten ostatni termin jest zazwyczaj używany w kontekście medycznych aspektów tranzycji, czyli przyjmowania hormonów i operacji korekty płci.
Istotnym problemem jest też misgendering, czyli używanie zaimków, które odpowiadają płci przypisanej po urodzeniu. To także, podobnie jak deadnaming, jest niewłaściwym zachowaniem, które krzywdzi osoby transpłciowe. W poprzednim tekście pisaliśmy o Słowniku Neutratywów i tym razem także do niego odsyłamy. To świetne miejsce do poszerzania swoich językowych horyzontów tolerancji.
Jeśli wciąż uważacie, że używanie dead name’u nie jest problemem, to zastanówcie się w ogóle nad wagą imienia. To pierwsze słowo, pierwsze określenie, które do nas przylega, które nas określa. Imię jest jedną z podstaw naszej tożsamości.
Dlatego dla osoby transpłciowej tak ważne jest to, jak się do niej zwracamy. Używanie imienia, z którego ona już nie korzysta, podważa jej tożsamość. Tym bardziej, jeśli ktoś określa dead name mianem "prawdziwego" imienia.
Edukujmy się i z uwagą używajmy słów. Rozmowa powinna być przyjemnością dla obu stron. Jeśli sami chcemy być traktowani z szacunkiem, tak też traktujmy innych. Naprawdę ogromną wartość i wagę ma to, jak się do siebie zwracamy. To w końcu język kształtuje naszą rzeczywistość. Sprawmy, by była otwarta na wszystkich.
Wpis jest inspirowany tekstem, który znalazł się na stronie Fundacji Trans-Fuzja:
Popularne
- Rozwój PSZOK-ów dzięki funduszom unijnym
- Poznaj Polskę na dwóch kołach
- Liam Payne wiecznie żywy. Znów usłyszymy jego głos
- Marcin Dubiel próbuje wrócić do internetu. Kolejny epic fail
- Kamil z Ameryki w akcji. Koszulki #freebudda wspierają Strefę 77
- Wojtek Gola na streamie u Jelly Frucika. Było piekielnie gorąco
- Młodzi na rynku pracy w Unii Europejskiej
- Rok po wybuchu Pandora Gate. Co dalej z ekstradycją Stuu?
- Fundusze unijne a problemy szkół