z

Traktują gwiazdy pop jak bogów. Stan culture to urocze hobby czy niebezpieczna obsesja?

Źródło zdjęć: © Canva, Instagram, Maloczulosci
Oliwia Ruta,
28.03.2025 17:30

Każdy, kto choć raz miał styczność z fandomami takimi jak Barbz, Beliebers czy ARMY, dobrze wie, że lepiej z nimi nie zadzierać. W erze social mediów stan culture weszła na zupełnie nowy poziom. Najwierniejsi ultrasi są w stanie poświęcić wszystko, żeby bronić i być jak najbliżej swoich idoli. Gdzie kończy się miłość do muzyki, zaczyna szaleństwo, a może nawet religia?

Od wydania kultowej piosenki Eminema "Stan" minęło już 25 lat. To właśnie mniej więcej wtedy termin stał się slangowym określeniem oddanych, często szalonych członków fandomów. Raper w tekście przedstawił mężczyznę o tytułowym imieniu Stan, który miał obsesję na jego punkcie. Dziś "stan" oznacza po prostu zagorzałego fana, który jest gotów bronić swojego ulubionego artysty za wszelką cenę i dla niego jest w stanie poświęcić naprawdę wiele.

Dlaczego potrzebujemy idoli?

Temat stanowania jest dużo bardziej rozległy, niż nam się wydaje. To, co dla niektórych może wydawać się zwyczajnym wymysłem czy szaleństwem, jest tak naprawdę nieodłącznym elementem rozwoju wielu z nas. W dzieciństwie rolę wzorców (idoli) pełni głównie rodzina. Dopiero z czasem bliscy "schodzą na dalszy plan", a ich miejsce zastępują przyjaciele oraz internetowi twórcy, artyści muzyczni czy inne postacie, działające w kręgu naszych zainteresowań.

- Fani gwiazd popu i religii szukają czegoś, co ma solidne granice, rodzaju przynależności, która jest ich, a nie odziedziczona po rodzinach. Zapewnia strukturę, w której mogą żyć, nie próbując samemu wszystkiego rozgryźć. To ulga od konieczności budowania osobowości od podstaw - zapewnia cały system zachowań, który jest pakietem, niezależnie od tego, czy jest to bycie fanem hardcore'owego metalu, czy członkiem fundamentalistycznej grupy religijnej - wyjaśnił brytyjski profesor muzyki z University of Huddersfield Rupert Till w wywiadzie dla magazynu Der Falter.

Czy stan culture to religia?

To pytanie nurtuje wielu internautów. Często członkowie fandomów mogą czuć się niezrozumiani lub demonizowani przez osoby niewtajemniczone w stan culture. Hasła takie jak "sekta" lub "religia" przeplatają się z komentarzami np. Swifties, które za wszelką cenę bronią swoją idolkę przed krytyką dotyczącą latania prywatnym odrzutowcem. Czy jest w tym ziarnko prawdy? Zależy, jak na to spojrzeć. Rupert Till rozłożył na czynniki pierwsze zjawisko fandomów oraz główne założenia religii i doszedł do ciekawych wniosków.

- Oba obejmują namiętne oddanie komuś lub czemuś. Oba obejmują również kult, zwykle jednostki, której zachowanie jest bezdyskusyjne. Oba obejmują ludzi robiących rzeczy religijnie w sposób, który wydaje się niemal przymusem. W obu przypadkach angażowane są duże ilości czasu, wysiłku i pieniędzy ludzi. Często zaangażowana jest muzyka i zrytualizowane zachowania, takie jak taniec, teatr lub niezwykłe ubrania. [...] Seksualność jest często zaangażowana w taki czy inny sposób - czy to fani są przyciągani do gwiazd, które modelują określone formy ekspresji seksualnej, czy religie dostarczają innych modeli zachowań seksualnych, poprzez zasady, praktyki lub instrukcje - zauważył brytyjski profesor.

Fandom to nie tylko dramy na X

Nie da się ukryć, że stan culture rozwija się głównie na portalu X. To właśnie tam członkowie fandomów znajdują przestrzeń do wspólnego wzdychania, wielbienia, fantazjowania i rozmawiania o swoich idolach. Na portalu roi się od kont dedykowanych konkretnym artystom, na których autorzy publikują ich zdjęcia, filmiki czy najważniejsze newsy. Niektórzy fani tworzą nawet specjalne konta, żeby zdradzić, gdzie idol kupił swój najnowszy outfit czy tworzą listę restauracji, w których najchętniej jada. Wszystko po to, aby być na bieżąco. W końcu dla wielu ultrasów nie ma nic gorszego niż przegapienie ważnej informacji lub zobaczenie jej dopiero po czasie.

Dominik Gajda to jeden z najpopularniejszych polskich fanów, który należy do wielu fandomów. Jednak jego największą idolką i życiową inspiracją jest Lady Gaga. W komentarzu dla portalu Vibez opowiedział o wspaniałej, silnej więzi pomiędzy fanami, którą można poczuć szczególnie na koncertach.

Fandomy są świetne. Kiedyś często na Facebooku tworzyły się grupy poświęcone artystom. Można wtedy wymieniać się opiniami, teoriami i najważniejsze - być na bieżąco ze wszystkimi newsami z życia idola. [...] Szczególnie na koncertach można poczuć - z tymi tysiącami, często obcych ludzi - swojego rodzaju więź. W końcu wszyscy przychodzą tam w jednym celu. Często by spełnić marzenie. Wiadomo, są też dramy, ale w dobie internetu to norma.

Bycie w fandomie niestety nie zawsze jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Sandra Nawrocka, która jest jedną z największych i najbardziej rozpoznawalnych fanek sanah, posiada swój własny fanclub. "Jest to w pewnym sensie miłe i mega to doceniam. Dobrze jest mieć ludzi, którzy mimo tego, że nie znają mnie zbyt dobrze, zawsze starają się stać za mną murem, nieważne, co by się działo" - przyznała portalowi Vibez Sandra. W dalszej wypowiedzi zaznaczyła, że popularność w fanodmie ma również drugą stronę medalu:

Schody zaczynają się w momencie gdy jest się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w fandomie - mam wrażenie, że wtedy jest się cały czas na celowniku. Zdarzyło mi się kilka razy zderzyć z falą hejtu w momentach, gdy artystka okazywała wdzięczność w moją stronę m.in. wygranie jednego z konkursów czy interakcje ze sceny.

Czy byłbyś w stanie czekać kilka dni w kolejce na koncert idola?

Jeszcze 30 lat temu członkowie fandomów mogli dzielić się swoją pasją i integrować głównie na żywo. Zero internetowych dram, grupek czy czatów - liczyły się spotkania twarzą w twarz, a największych emocji doświadczało się na koncertach. Jeśli miałeś szczęście, wśród znajomych znalazł się ktoś, kto stanował tego samego artystę, co ty. Jeśli nie, cóż, trzeba było poczekać na kolejny koncert, żeby spotkać się ze swoją ekipą lub ewentualnie wymienić kilka listów czy zdecydować się na kosztowną rozmowę przez telefon stacjonarny.

Teraz stan culture jest zdecydowanie bardziej rozbudowana. Dużo łatwiej jest rozpętać wojnę pomiędzy fanclubami czy wspólnie przeżywać premierę długo wyczekiwanego albumu. Całe szczęście muzyka na żywo w dalszym ciągu jest uwielbiana przez fanów. Pomimo wciąż rosnących cen biletów, ultrasi potrafią zjeździć cały kraj, a nawet świat za swoimi idolami. Poświęcają mnóstwo pieniędzy, czasu oraz własne zdrowie, żeby zobaczyć artystę z jak najbliższej odległości i najlepiej wejść z nim w interakcję.

Za miesiąc lecę na koncert Lady Gagi specjalnie do Singapuru, mimo że ma zaplanowaną trasę w Europie (na którą też jadę). Koncert w Singapurze ma różnić się od całej trasy, więc nie mogę tego przegapić. Mało kto wie, ale bilety lotnicze i hotele kupiłem jeszcze przed zakupem biletu na koncert. W ciemno, aby loty i hotele nie podrożały. Nie wiecie jak bardzo byłem przerażony, gdy w internetowej kolejce po bilety ujrzałem ponad 3,5 mln oczekujących ludzi. Myślałem, że to koniec. Na szczęście udało się i widzę się z Gagą już w maju

- wyznał Dominik Gajda, który dla piosenkarki jest gotów nawet na największe poświęcenie.

Podobne spostrzeżenia ma Sandra, dla której koncerty są "miejscem, w którym czuje się jak w domu". Ona również nie jest w stanie odmówić sobie show ulubieńców. "Kiedy mój ulubiony artysta rusza w trasę, często jeden koncert zwyczajnie nie wystarcza" -przyznała. To oczywiście nie jedyny czas, jaki fanka w pewnym sensie poświęca swoim idolom. "Ciężko jest mi określić ten czas w godzinach, w całym muzycznym świecie jestem aktywna 24/7" - posumowała.

Fandom to społeczność, którą w pełni zrozumie tylko ten, kto choć raz miał szansę dołączyć do jakiegoś; poczuć emocje towarzyszące, gdy za kilka minut na scenie ujrzysz ukochanego artystę czy wspólnie z przyjaciółmi przeżywać premierę długo wyczekiwanej płyty. Właśnie w takich momentach cena nie gra roli. Nie ma większego znaczenia, czy spędzisz kilka dni w kolejce, kupisz overcosted wodę na koncercie, wydasz oszczędności na wymarzony bilet czy polecisz do obcego kraju spać w budżetowym Airbnb. Liczą się wspomnienia i przyjaźnie nawiązywane w trakcie tej niełatwej podróży.

Źródło: Rupert Chill, Rolling Stone, I Can Help, Research Gate

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 6
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0
Andruszek,zgłoś
Znam takie dwie
Odpowiedz
0Zgadzam się0Nie zgadzam się