Zlot łysoli w Krakowie? Nie, to tylko koncert Pitbulla [RELACJA]

Zlot łysoli w Krakowie? Nie, to tylko koncert Pitbulla [RELACJA]

Źródło zdjęć: © Oliw Ruta / vibez
Maja KozłowskaMaja Kozłowska,24.06.2025 21:01

CO TAM SIĘ DZIAŁO?! Pitbull rozkręcił w Krakowie imprezę życia - i sam wyglądał, jakby bawił się tam najlepiej na - hehe - świecie. Kto nie był, niech żałuje...

Ludzie, którzy żyją pod kamienieniem (albo korzystają z mediów społecznościowych w granicach zdrowej normy) mogli mieć niezły zonk, kiedy w poniedziałkowe popołudnie zobaczyli w Krakowie gromady "łysych" ludzi. Łysole pojawiali się w komunikacji miejskiej. W barach i restauracjach. Chodzili stadami. Ubrani byli przeważnie tak samo: czarne spodnie lub spódniczka, biała koszula, marynarka, okulary przeciwsłoneczne, czasem krawat. Atak klonów rodził pytania: o co chodzi? Co się dzieje? Czy to jakiś prank? Może wydarzenie typu flash mob - bo skoro nostalgia, to czemu nie powrót do tych cringe'owych eventów z lat 2010?

Nic z tych rzeczy. 23 czerwca odbył się pierwszy od 13 lat koncert Pitbulla w Polsce. Raper (chyba tak w ramach zadośćuczynienia) dał w Krakowie od razu dwa koncerty. Błyskawicznie wyprzedał Tauron Arenę - wirtualna kolejka do biletów liczyła ponad 100 tys. osób, a ludzie zabijali się o wejściówki, których cena w resellu sięgała naprawdę astronomicznych kwot.

W 2023 r. tiktokerka Gincia zorganizowała akcję Pitbull Come To Poland - dwa lata później marzenie (jak się okazało naprawdę wielu Polaków) się ziściło. A że tutaj lubi się celebrować ważne wydarzenia: koncertowicze potraktowali zadanie poważnie. No i odwalili się jak szczury na otwarcie kanału - przebierając się za Pitbulla. Czy to nie brzmi jak początek genialnej zabawy, kiedy większość osób dostosowuje się do dress code'u na tematycznej imprezie?

trwa ładowanie posta...

Po jednej nutce. Shaggy zaczął, żeby Pitbull mógł skończyć

Skoro już wyjaśniliśmy, że koncert Pitbulla NIE miał nic wspólnego ani z imprezą na oddziale onkologicznym, ani ze zlotem kelnerów - do rzeczy. Od początku było jasne, że szykuje się prawdziwa fiesta. Po zderzeniach z publiką na zagranicznych koncertach, mam jak najlepsze zdanie o polskiej publice - i tym razem też dowieźliśmy. Gorąco zaczęło się robić już podczas występu gościa specjalnego. Shaggy wjechał od razu z grubej rury. Jak zaśpiewał "Mr. Lover Lover", to niejednej lasce ugięły się kolana. A little bit unhinged, ale jak się okazało - to bujało tłum. Łysole łykali ten vibe upalonego kochanka z Jamajki - trudno właściwie określić, czym był ten "opening act", ponieważ Shaggy maksymalnie z cztery piosenki zagrał od początku do końca, cała reszta bangerów wybrzmiała w jakimś chaotycznym mash-upie godnym DJ-a z ADHD, który odstawił leki. Stand-upowe partie były mega konfundujące, ale... tam się nie dało źle bawić. Zwłaszcza z perspektywą, że po "It Wasn't Me", "Go Down Deh" czy "Hey Sexy Lady" (na tle baaardzo sugestywnych wizualizacji), czeka nas 1,5 godziny z naszym królem złotym, Pitbullem we własnej osobie.

DJ Laz, który rozgrzewał tłum jeszcze przed daniem głównym nie musiał starać się szczególnie. Polacy umieją się bawić. Polacy kochają się bawić. Nieważne Rihanna, Justin Bieber czy ta jedna z popularnych piosenek latino (nagle wszyscy świetnie znali hiszpański). Cała płyta po prostu płynęła z tym flow.

trwa ładowanie posta...

JEST PITBULL, JEST IMPREZA

Pierwsze zaskoczenie: typ gra z bandem. Cały zespół miał ze sobą na scenie, normalnie: perkusja, klawisze, gitary. Niby łupanka sprzed 10-15 lat, a jednak elegancko i w stylu modnego dziś "quality popu". Tancerki też były - oczywiście, że tak.

Jedni powiedzą, że to impreza za 200-2000 zł (w zależności od biletów, które udało się upolować), inni powiedzą: TO IMPREZA. To przeżycie. To doświadczenie, którego już nikt ci nie zabierze. Kto nie afirmował życia na koncercie Pitbulla, ten niestety jeszcze bardzo mało o nim wie...

To show udowodniło, że czasami chodzi tylko o zabawę. Czasami trosk jest jakby mniej, kiedy dotknie się trawy, przytuli do drzewa, wystawi twarz na słońce (ale pamiętajmy o SPF-ie). A czasami te troski znikają, kiedy skacze się do "Fireball" i vibe'uje z nieznajomymi do "Feel This Moment".

Pitbull okazał się przede wszystkim wybitnym gospodarzem - jeśli ktoś ma wątpliwości, gość oddał hołd kilku wielkim przed sobą: na arenie wybrzmiało bowiem "Enter Sandman" Metalliki, "Sweet Child O' Mine" Guns N' Roses, fragment "We Will Rock You" Queen. Idąc tropem rockowych klasyków: na setliście nie zabrakło też remixu "It's My Life" Bon Joviego. No i teraz jak ktoś mi powie, że Zetki nie lubią "tatowej" muzyki... Sorry, ale nie uwierzę.

trwa ładowanie posta...

Pitbull - ojciec, który każde dziecko kocha tak samo

Nie ma przypadków - są tylko znaki. Jak inaczej interpretować to, że Mr. Worldwide grał w Polsce w dzień ojca? Hm? Hm? Daddy naprawdę stanął na wysokości zadania: długo zajął mu powrót z tym mlekiem (13 lat), ale zrobił to, zreflektował się, no i zaserwował. Nie mogło być inaczej. Czego oczekiwać po setliście złożonej z samych kozackich piosenek (tak, nagranych sto lat temu, tak będących w trendach sto lat temu)? Czego oczekiwać po artyście, który w swoim bio nieironicznie ma wpisane: "muzyk, wokalista, komik, edukator, przedsiębiorca"?

Ten koncert to było dosłownie dwa w jednym: najlepsza BALANGA (pls, przywróćmy to słowo do codziennego użytku), a zarazem życiowa lekcja. Pomiędzy darciem się "Ooh, okay shawty, one's company. Two's a crowd, and three's a party" i sensualnym twerkowaniem przy "On the Floor" pan Pitbull dał fanom piękny wykład o tym, że warto wierzyć w siebie. Że nieukończenie szkoły średniej nie przekreśla życia. Że kiedy pojawiają się możliwości - warto mieć odwagę, aby z nich korzystać. Dale.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0