Ciąża

"Mnożyć mogą się tylko ludzie zdrowi". Rozmowa o leczeniu niepłodności

Źródło zdjęć: © Pexels
Jakub TyszkowskiJakub Tyszkowski,10.02.2021 12:33

– Jak się dowiedziałam, że nie mogę mieć potomstwa, to pierwsza myśl była taka, żeby się rozwieść – mówi Alina. Ona i jej mąż są w grupie miliona par, które w Polsce borykają się z problemem niepłodności. Jak wygląda ich życie na co dzień?

Alina ma 25 lat, jest mężatką, mieszka w powiatowym mieście na południu Polski. Od kilku lat ona i jej mąż starają o potomstwo. U obojga z nich stwierdzono niepłodność.

Zapytałem Alinę, co sądzi o tym, że rząd usunął program leczenia niepłodności z listy celów Narodowego Programu Zdrowia, jak poradzić sobie ze świadomością, że nie można mieć dziecka oraz jakich błędów nie popełniać, kiedy leczysz niepłodność.

W ostatnich dniach media nagłośniły sprawę tego, że rząd Zjednoczonej Prawicy usunął leczenie niepłodności z listy celów Narodowego Programu Zdrowia na lata 2021-25. Ty dowiedziałaś się o tym fakcie jakiś czas temu. Przypominasz sobie kiedy i w jakich okolicznościach to było?

Przełom listopada i grudnia 2020 roku. Dostałam telefon ze szpitala. Pytali, czy zrobiłam wszystkie zalecane badania. Przy okazji powiedzieli, że program leczenia niepłodności się kończy – w grudniu wszystko zamykają, kolejnej wizyty nie będzie. Jedyne, co mogą dla mnie zrobić, to dać numer telefonu do lekarza, aby się umówić na wizytę prywatną. Bo prawdopodobnie przez koronawirusa i tak dalej...

Powiedzieli ci, że przez COVID-19 kończy się program leczenia niepłodności?

Oni sami nie wiedzieli. Prawdopodobnie przez COVID wszystkie wizyty zostały nagle odwołane. Ponieważ były one na NFZ, a na NFZ teraz w ogóle ciężko się do lekarza dostać, to pewnie dlatego program likwidują, żeby kasy nie marnować. Tak mi powiedziała położna.

Na pewno szukałaś więcej informacji, dlaczego program został anulowany.

Czytałam w internecie wypowiedź ministra. Mówił, że program był mało popularny i za mało ludzi się do niego zgłosiło. To prawda, nie był popularny, bo nikt o nim nie wiedział. Żaden lekarz prywatny mi o nim nie powiedział, żaden ginekolog, u którego byłam, nie miał broszury, że coś takiego istnieje. Nigdy nie słyszałam o tym programie w telewizji czy w radiu.

Ja sama szukałam na własną rękę. Szukałam w Opolu, szukałam we Wrocławiu, znalazłam o nim informacje przypadkiem w internecie. Jeśli ludzie mieliby świadomość o tym, że taki program istnieje, a teraz na pewno się dowiedzą, na pewno byłoby więcej chętnych, aby się do niego zapisać.

Mam wrażenie, że niektórzy ludzie, kiedy widzą nagłówek "leczenie niepłodności", myślą in vitro. Tymczasem sprawa in vitro już dawno została przez Zjednoczoną Prawicę zakopana, a leczenie niepłodności, o którym teraz rozmawiamy, to zupełnie coś innego.

Tak, projekt leczenia niepłodności, w którym brałam udział, trwał od 2016 do 2020 roku. Natomiast in vitro było chyba dofinansowywane od 2012 do 2016 roku, ale jak PiS doszedł do władzy, to tego zabronił. W zamian dał diagnostykę, a teraz i nawet to uciął.

No to zacznijmy od początku. Na czym polegał program leczenia niepłodności, w którym ty i twój mąż braliście udział? Jaką pomoc otrzymaliście w ramach tego projektu?

Ogólnie ten program polegał na tym, że mieliśmy diagnostykę i leczenie niepłodności. Zajmował się tym szpital, przy czym wszystkie badania przeprowadzali studenci na uniwersytecie w ramach nauki. Na początku mieliśmy wizytę u lekarza, na której był z nami wywiad. Odpowiadaliśmy na pytania – jak długo staramy się o dziecko? Czy kiedyś się leczyliśmy? Czy byłam już w ciąży?

Czyli wszystkie koszty, jakie za to ponosiliście...

To były tylko koszty dojazdu. Tylko i wyłącznie. Wszystko było za darmo.

Okej. Wróćmy do pierwszej wizyty.

Podpisaliśmy wtedy zgodę na badania genetyczne, hodowlę komórek, żeby sprawdzić, czy nie mamy predyspozycji do chorób typu zespół Downa. No wszystkie badania hormonów. W czasie diagnostyki mogliśmy za darmo korzystać z pomocy psychologa. Co więcej, ze wsparcia psychologicznego mogliśmy korzystać nawet po zakończeniu leczenia, niezależnie od jego efektów.

Na tej pierwszej wizycie dostaliśmy skierowanie na badania. Jeśli dobrze pamiętam to z krwi było chyba 48 badań. Mąż dostał skierowanie na badanie nasienia, a ja dostałam skierowanie na badanie drożności jajowodów. No i to wszystko zrobiliśmy. Przyjechaliśmy potem na badania, pobieranie krwi, ja się umówiłam na ten zabieg, mąż zrobił badanie nasienia, później miał wizytę u androloga.

Diagnostyka była dla nas bardzo cenna. Okazało się, że mam jeden jajowód niedrożny, to od razu wzięli mnie na zabieg udrożnienia jajowodu. Dowiedziałam się jeszcze, że mam chorobę reumatoidalną. Tymczasem mąż miał Hashimoto i niedobory witamin. Ponadto u męża wyszło, że miał obniżone parametry nasienia, przez co okazało się, że oboje jesteśmy niepłodni.

Następnie dostaliśmy skierowania do lekarzy, którzy leczyliby nas na wszystkie schorzenia, które powychodziły w diagnostyce. Potem mieliśmy otrzymać komplet wyników badań. Jeśli u mnie nie byłoby przeciwwskazań do zajścia w ciążę przez reumatyzm, to wówczas miał nastąpić monitoring cyklu, a u męża leczenie farmakologiczne. Do tego punktu już nie dotarliśmy.

Bo anulowali program?

Tak. My się zgłosiliśmy w styczniu 2020 roku, w marcu mieliśmy pierwszą wizytę, a w grudniu program zamknęli.

Sama pewnie czujesz po tej rozmowie, że w temacie leczenia niepłodności jestem totalnym laikiem. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jaki ogrom emocji wywołuje świadomość, że nie możesz zajść w ciążę. Ile musi się wtedy dziać w głowie. Jak wiele zdrowia cię to wszystko kosztowało?

Jak się dowiedziałam, że nie mogę mieć potomstwa, pierwsza myśl była taka, żeby się rozwieść. Mąż chciał dzieci, ja nie mogłam, więc poczułam się gorsza, że przeze mnie nie będzie szczęśliwy. Stuknie nam 30 lat, on dalej nie będzie miał tego dziecka, więc po co on brał ze mną ślub? No takie myślenie wtedy miałam.

Nie chciałam mieć dzieci aż do momentu, jak się dowiedziałam, że nie mogę ich mieć. Ja zawsze chciałam wszystko kontrolować. Najpierw praca, ślub, salon, dom, ogród, pies, a na końcu dzieci, jak już będę miała kasę i wszystko będzie ogarnięte. Będę miała swój salon kosmetyczny, którym zajmą się moi pracownicy, a ja w tym czasie będę mogła siedzieć w domu z dzieckiem. Taki był plan.

Kilka miesięcy po ślubie zgłosiłam się do ginekologa na rutynową kontrolę. Podczas badania lekarz zauważył coś niepokojącego. Zlecił mi zrobienie w trybie pilnym testu ciążowego z krwi, podejrzewając ciążę pozamaciczną.

Wynik testu był negatywny, niemniej badanie wykazało, że mam problem z owulacją. W moich jajnikach kumulowały się pęcherzyki, które rosły do gigantycznych rozmiarów i nie pękały, przez co zajście w ciążę było niemożliwe. Po wizycie u lekarza załamałam się. Moje idealnie zaplanowane życie wymykało się spod kontroli, a małżeństwo zawisło na włosku.

Co radziłabyś parze, która podejrzewa u siebie problem niepłodności?

Jak przez trzy miesiące nie udaje im się zajść w ciążę to nie jest to niepłodność. Jestem na kilku grupach na Facebooku związanych z tym tematem. Dziewczyny tam piszą, że one już dwa miesiące się starają, no i nic, żadnego efektu, więc są bezpłodne (śmiech).

Trzeba podejść do tego na lajcie. Po siedmiu-ośmiu miesiącach wypadałoby już iść do lekarza, żeby zrobić sobie monitoring cyklu i dowiedzieć się, czy cykl przebiega prawidłowo. Znajdźcie dobrego lekarza, a nie takiego, który ma najbliższy wolny termin i jest blisko. Poczytajcie opinie o nim, zadzwońcie do jego gabinetu, zapytajcie, czy specjalizuje się w diagnostyce i leczeniu niepłodności.

Zdobądźcie informacje, jak diagnostyka niepłodności wygląda krok po kroku. Ja niestety na początku swoich problemów z zajściem w ciążę nie miałam takiej wiedzy. Wybrałam przypadkowego ginekologa, który od razu wprowadził leczenie farmakologiczne, bez przeprowadzania wcześniej żadnych badań.

Czyli na początku chodziłaś prywatnie do lekarza? Nic nie wiedziałaś o programie leczenia niepłodności?

Dokładnie, wyrzucałam 400-500 zł miesięcznie na prywatne wizyty. Brałam leki stymulujące, które nie dawały żadnego rezultatu, bo miałam niedrożne jajniki, a tego nie wiedziałam. Mogłam łykać tabletki nawet garściami i nic by się nie poprawiło. Tego typu niewłaściwe podejście do problemu odbiło się na moim zdrowiu.

Byłam mega spuchnięta, wymiotowałam, mdlałam. Pamiętam, jak była zima, a ja do pracy chodziłam ubrana w bluzki na ramiączkach i kazałam otwierać wszystkie okna, bo nie mogłam wytrzymać przez uderzenia gorąca. Dzień zaczynałam od łykania garści tabletek stymulujących pracę jajników i macicy, brałam mnóstwo suplementów i witamin. Z każdą wizytą u lekarza dawki leków były większe, a efektów żadnych.

Wtedy nic nie wiedziałam o diagnostyce i leczeniu niepłodności. Nikt mi nie powiedział, że powinno zacząć się od monitoringu cyklu, badania HSG, które wykluczy niedrożność jajowodów. Powinno się zacząć od badania nasienia, żeby wykluczyć problem niepłodności u partnera. Gdybym wiedziała o tym wszystkim, nie faszerowałabym się lekami, które narobiły więcej szkody niż pożytku.

Przytyłam ponad 20 kg w 3 miesiące, straciłam mnóstwo pieniędzy na leczenie, które nigdy nie przyniosło nawet cienia szansy na ciążę. Po roku leczenia prywatnie byłam obolała i psychicznie wykończona. Bliscy przekonywali mnie, że to już nie ma sensu. Co miesiąc wychodziłam od lekarza zwiedziona, wiedząc, że po raz kolejny leki nie zadziały, po raz kolejny nie mam owulacji i nie zostanę mamą.

Wtedy przerwałam leczenie prywatne. Poddałam się i uznałam, że skoro nic nie działa, to najwyższa pora zaakceptować fakt, że nigdy nie zajdę w ciążę. Po trzech miesiącach bez leków, wizyt u lekarza i testów owulacyjnych organizm wracał do normy, skutki uboczne leków zanikały.

Nie poddałaś się całkowicie.

Po pewnym czasie zaczęłam szukać innych możliwości leczenia. Szukałam informacji na grupach internetowych i stronach o leczeniu niepłodności. Tak trafiłam na ośrodek w Opolu (Referencyjny Ośrodek Diagnostyki i Leczenia Niepłodności), gdzie diagnostyka niepłodności była na NFZ. Postanowiłam spróbować ostatni raz dowiedzieć się w czym leży problem.

Zapytałam na grupie na Facebooku o tematyce in vitro, czy ktoś korzystał z usług tego ośrodka. Napisała do mnie dziewczyna spod Opola, że ona korzystała. Opisała mi, jak wygląda leczenie niepłodności, że to jest za darmo, że robią dobrą diagnostykę i można dużo zaoszczędzić.

Tak było kiedyś. Teraz zaoszczędzi sobie państwo.

Teraz, jak zamknęli program, wszystkie badania będzie trzeba robić prywatnie. Diagnostyka niepłodności nie dotyczy tylko kobiet. Mężczyźni też muszą sprawdzić, czy wszystko po ich stronie jest okej. A badania nie są tanie.

Orientujesz się, ile trzeba będzie wyłożyć z własnej kieszeni za diagnostykę?

Czytałam szacunki, że za diagnostykę pary wychodzi prawie 20 tysięcy złotych.

Siedzisz w temacie i na pewno wiesz, jak ludzie zareagowali na decyzję rządu o usunięciu programu leczenia niepłodności. Domyślam się, że są bardzo wkurzeni.

Na grupach dotyczących niepłodności czy in vitro aż się gotuje. Ludzie są wściekli, bezsilni. Niepłodności nie widać, dopóki nas nie dotyczy. Dopiero jak to człowieka spotka, to widzi, że obok jest mnóstwo osób, które mają taki sam problem. Na tych grupach widać, że ludzie po prostu są boją o to, co będzie z ich życiem.

Program NFZ-u był dla niektórych jedyną opcją pomocy w staraniu się o dziecko. Nie każdy ma na tyle pieniędzy, żeby diagnostykę przeprowadzić prywatnie. Ludzie zaczynają myśleć o tym, co będzie kolejnym zakazem? Najpierw było zniesienie dofinansowania in vitro, teraz zakaz aborcji i wstrzymanie finansowania leczenia niepłodności.

A za chwilę? Zakaz in vitro? Zakaz cesarskiego cięcia? Bo przecież według niektórych dzieci z probówki to nie dzieci, a prawdziwa matka rodzi tylko naturalnie. Dużo osób bierze pod uwagę wyprowadzkę z tego kraju. Rząd w telewizji określa się mianem pro-rodzinnego, ale tą decyzją strzela sobie w kolano. Teraz wychodzi na to, że mnożyć mogą się tylko ludzie zdrowi.

Myślisz, że nastolatek, który przeczyta tę rozmowę, powinien się przejmować, że rząd anulował program leczenia niepłodności?

I tak, i nie. W wieku 16 lat nie przejmujesz się tym, że kiedyś możesz być bezpłodny. Raczej robisz wszystko, aby się zabezpieczać i nie mieć dzieci. Ja nie podejrzewałam, że kiedyś będę się leczyć na niepłodność. Moja mama urodziła piątkę dzieci. Myślenie o dzieciach włącza się po 20-stce. Chcesz mieć potomstwo i nagle okazuje się, że masz problem.

Kłopot polega na tym, że ludzie powinni wiedzieć, jak w takiej sytuacji postępować... a nie wiedzą. Ludzie na grupach pytają się, ile kosztują badania, gdzie oni mają się zgłosić, co w ogóle w takiej sytuacji robić. To jest brak podstawowej wiedzy. W szkole uczą nas dziwnych równań matematycznych, a nie uczą nas płacenia rachunków za gaz.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 3
  • emoji ogień - liczba głosów: 1
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 2
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 1
DajMiSieNalez,zgłoś
Jakie brednie, 20k za samą diagnostykę? Ktoś tutaj chyba myli pojęcia po zdiagnozowaniu (kilkaset zł) jakiś kuracjach wspomagających typu 500-1000zł sam zabieg in-vitro to jakieś 7-10k, myślę że za 15k można już oczekiwać efektów w postaci dziecka, no i powiem bardzo dobrze że nie jest to finansowane, jak ich nie stać na takie grosze to znaczy że tym bardziej nie stać ich na dziecko, a co dopiero jakiegoś downa bo na aborcję 2k zł za granicą nie stać, tu nie chodzi że ktoś komuś zabrania stać cię to droga wolna, ale czemu ta zabawa ma być sponsorowana przez resztę biedaków singli robiących na śmieciówkah za minimalną? później zrzuta 500+, w najgorszym razie 20k jednorazowo na downa jakieś opiekuńcze i inne bonusy, nie możesz mieć dzieci dorób się żeby móc, wszędzie wyłazili i się dowiedzieli co gdzie ile itp. ale mogli ten czas kasę i energię poświęcić żeby na zmywak na 3mc pojechać i by mieli, ale nie plan był taki urządzimy chatkę, później biedaki w wynajmowanych klitkach zrzucą się na in-vitro, następnie 500+, a my siedzimy w ciepłym domku i te robole co aię zrzucają robią na nas w salonie kosmetycznym czy jakim, a ten salon to miał za ile powstać 3k? Zastaw pod hipotekę albo salon zbuduje się rok później, problem rozwiązany, ale ja tu widzę zwykłe cwaniactwo i brak refleksji, skoro oboje bezpłodni to po kiego następnego kalekę chcą produkować? Serio ekonomicznie wtedy matka nie pracuje do końca życia, upośledzony dzieciak jest utrzymywany do końca życia a nie robi na emerytury, normalnie wstyd z takim podejściem, też mam marzenia ale zaciskam zęby i je sam realizuję
Odpowiedz
0Zgadzam się2Nie zgadzam się
zobacz odpowiedzi (1)