Przemysłowa hodowla mięsa niszczy środowisko naturalne

"Lowe Krowe"? Kampania (dez)informacyjna producentów wołowiny

Źródło zdjęć: © @canva
Marta Grzeszczuk,
15.08.2024 20:07

W mediach społecznościowych zauważalna stała się kampania marketingowa pod hasłem "Lowe Krowe". Czy rzeczywiście pomoże producentom mięsa w utrzymaniu zysków na dotychczasowym poziomie?

W mediach społecznościowych widoczna jest ostatnio "kampania edukacyjna" pod hasłem "Love Krowe". Posty ilustrowane wygenerowanymi przez AI kolorowymi obrazkami przekonują, że nie ma nic zdrowszego niż mięso wołowe, a jego drastycznie negatywny wpływ na środowisko jest "przesadzony" lub "przekłamany". W mediach społecznościowych jako sponsor kampanii przedstawiany jest tajemniczy Fundusz Promocji Mięsa Wołowego. Wystarczy jednak wejść na stronę kampanii, żeby dowiedzieć się, że jest organizowana przez Polskie Zrzeszenie Producentów Bydła Mięsnego.

Kampania producentów mięsna w mediach społecznościowych

Polscy producenci krów na ubój na stronie głównej kampanii narzekają: "Obserwujemy znaczną radykalizację dyskusji na temat społecznej roli mięsa. Argumenty nie są dyskutowane na gruncie naukowym tylko w kanałach komunikacji społecznej, gdzie mieszają się z mitami i stereotypami". Tymczasem "dane" przedstawiane przez "Lowe Krowe" są, delikatnie mówiąc, nie do końca rzetelnie prezentowane.

trwa ładowanie posta...

Właściwe każdy post kampanii można negatywnie zweryfikować. W pseudonaukowym tonie podawane są mocne i jednoznaczne stwierdzenia, bez odniesienia do źródeł. Przykłady takich haseł to np. "Mięso to klucz do zdrowych kości u naszych dzieci i młodzieży!" czy "Prawda jest taka, że hodowcy dbają o zwierzęta i zapewniają im najlepsze warunki!". Te stwierdzenia są tak odległe od realiów i wielokrotnie obalone, że ich wygłaszanie można właściwie zignorować. Ciekawa jest za to batalia, którą "Lowe Krowe" wytoczyło laboratoryjnej hodowli mięsa.

Jest to też jeden z tematów, gdzie kampania wspomina o konkretnych badaniach. We wpisie z 13 sierpnia na portalu X "Lowe Krowe" można przeczytać: "Już w 2019 r. naukowcy z Oxford Martin School przeprowadzili badanie, które porównało emisję gazów cieplarnianych z mięsa hodowanego w laboratorium i tradycyjnej wołowiny. Wyniki? Mięso z probówek miało zdecydowanie większy ślad węglowy i przyczyniało się do zwiększenia globalnego ocieplenia". Pomijając fakt, że produkcja laboratoryjna mięsa jest w powijakach i nie ma fizycznej możliwości, żeby miała choć ułamek negatywnego wpływu, który ma tradycyjny przemysł mięsny, zajrzyjmy do wspomnianego badania.

Co, tak naprawdę, mówią badania o emisyjności produkcji mięsa?

O przebiegu i wynikach badania można przeczytać na stronie Uniwersytetu Oxfordzkiego. Naukowcy opisali w nim zagrożenia związane z próbą zastąpienia jeden do jeden mięsa ze zwierząt, mięsem z laboratoriów. Podkreślali, że ograniczenie hodowli bydła ma kluczowe znaczenie dla zmniejszenia emisji metanu. Ten gaz bardziej wpływa ocieplanie się klimatu, niż dwutlenek węgla. Badacze ostrzegali też, że zastąpienie metanu dwutlenkiem węgla z hodowli laboratoryjnej, nie będzie korzystne dla środowiska, ponieważ CO2 wielokrotnie dłużej utrzymuje się w atmosferze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

HEJT W INTERNECIE: VIBEZ x SEXEDPL

W artykule opublikowanym na stronie Oxfordu w 2019 r. podkreślono: "Wpływ produkcji mięsa hodowlanego na klimat będzie zależał od zapotrzebowania na energię i dostępności niskoemisyjnych źródeł energii". Kluczowy jest czas przyszły, technologia hodowli mięsa w laboratoriach dopiero się rozwija. Rozwija się też rynek energii odnawialnej, a naukowcy z Oxfordu podkreślili w artykule, że swoje przewidywania oparli na ówczesnym globalnym miksie źródeł energii elektrycznej. Jeśli laboratoria hodujące mięso będą zasilane energią odnawialną, będą nieporównywalnie mniej szkodliwe dla środowiska niż przemysłowa hodowla zwierząt.

Czerwone mięso i wędliny są powiązane z rakiem jelita grubego

Mijająca się z faktami kampania producentów mięsa z krów nie jest raczej marketingowym strzałem w dziesiątkę. Jaskrawe przekłamania i półprawdy, które są w niej serwowane bardzo łatwo zweryfikować. Można było zrobić to spokojniej. Naukowcy z World Cancer Resarch Fund (WCRF), międzynarodowej organizacji badającej wpływ stylu życia (w tym aktywności fizycznej i diety) na rozwój nowotworów, podkreślają, że dla uniknięcia zwiększonego ryzyka raka jelita grubego, nie trzeba zupełnie rezygnować z czerwonego mięsa. Wystarczy ograniczyć jego spożycie do maksymalnie 300-500 g tygodniowo.

Z kolei żadnej taryfy ulgowej badacze wpływu diety na nowotwory nie mają dla wędlin. Prof. Martin Wiseman z WCRF wytłumaczył na stronie organizacji: "Dowody dotyczące przetworzonego mięsa i raka są jednoznaczne. Dane pokazują, że żadnego poziomu spożycia nie można z całą pewnością powiązać z brakiem ryzyka zachorowania". Oznacza to, że naukowcy nie byli w stanie ustalić takiego poziomu spożycia wędlin, który nie będzie miał wpływu na ryzyko zachorowania na raka jelita grubego.

Według danych NFZ: "Rak jelita grubego jest drugim, po raku płuca, nowotworem wśród wszystkich zachorowań w polskiej populacji". W pewnym sensie kampania "Lowe Krowe" to dobry znak. To, że firmy zarabiające na hodowaniu zwierząt na mięso odczuwają potrzebę jej kreowania, oznacza rosnącą świadomość społeczną na temat szkodliwości spożywania zbyt dużej ilości czerwonego mięsa zarówno dla klimatu, jak i dla zdrowia.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 2
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0