"Ostatnia wieczerza" - recenzja filmu

"Ostatnia wieczerza". Mógł być świetny polski horror, ale... [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © Vibez.pl / Materiały prasowe
Jakub TyszkowskiJakub Tyszkowski,29.10.2022 14:00

Dawno żaden film nie wkurzył mnie tak jak "Ostatnia wieczerza" Bartosza M. Kowalskiego. Reżyser przez większość seansu szepcze widzowi do ucha przerażające rzeczy, by w finale zadąć w trąbę i zepsuć cały efekt.

Bartosz M. Kowalski jest jednym z najoryginalniejszych reżyserów w Polsce. Nawet jeśli nie kojarzycie jego nazwiska, na pewno obiły wam się uszy tytuły jego dzieł: "Niepowstrzymani", "Plac zabaw", "Zacisze", dwie części "W lesie dziś nie zaśnie nikt". Kowalski wyrobił sobie markę, dlatego czuję się trochę zdziwiony, że premiera jego najnowszego dzieła miała znikomy marketing.

Netflix: "Ostatnia wieczerza"

"Ostatnia wieczerza" trafiła na Netfliksa 26 października. Do momentu gdy film nie zasilił katalogu platformy, nie miałem pojęcia, że w ogóle powstał. Taka forma reklamy (lub jej braku) wyszła "Ostatniej wieczerzy" na dobre, bo gdy dziełem zainteresowały się ogólnopolskie media, film zyskał łatkę odkrycia, zaskoczenia, niespodzianki. Myślę, że taka komunikacja zwiększa prawdopodobieństwo, że więcej osób sięgnie po tytuł. Czy warto to zrobić?

trwa ładowanie posta...

"Ostatnia wieczerza". O czym jest film?

"Ostatnia wieczerza" przenosi widza do Polski z 1987 roku. Młody milicjant Marek prowadzi śledztwo w związku z zaginięciami kilku kobiet. W sprawę mogą być zamieszani mnisi z klasztoru położonego na takim odludziu, że diabeł mówi tam dobranoc. Bohater pod przykrywką duchownego przybywa do klasztoru, aby zinfiltrować jego mieszkańców. Nie ma pojęcia, jak mroczną prawdę odkryje na miejscu.

Marek, jak typowy bohater horroru, ma przechlapane. Zaraz po przybyciu do klasztoru uczestniczy w rytuale egzorcyzmu. Nocuje w zimnej, ciemnej celi. Do jedzenia dostaje trudną do przełknięcia breję. Mało rozmowni mnisi łypią na niego podejrzliwym wzrokiem. Im więcej czasu spędza w budynku, tym widzi i słyszy coraz więcej rzeczy, które powinny istnieć tylko w najstraszniejszych koszmarach.

Bartosz M. Kowalski bawi się z konwencją horroru

Jeśli w tym momencie pomyśleliście, że "Ostatnia wieczerza" to typowy film grozy w gotyckiej stylistyce, jesteście w błędzie. Kowalski wykorzystuje klisze gatunkowe, po czym prowadzi film na przekór oczekiwań widza. Niektóre sceny, które mogliście widzieć dziesiątki razy w innych horrorach, u Kowalskiego tylko na pozór są tym, czym się wydają. Momentami film jest do takiego stopnia świadomy gatunku, do którego należy, że jest to aż zabawne. Kilka razy zdarzyło mi się zaśmiać z tego powodu.

"Ostatnia wieczerza" poprawnie buduje atmosferę zaszczucia i niepokoju. Kowalski dawkuje horror intensywnie, ale w małych porcjach. Wie, jak sprawić, by widz podskoczył z przerażenia w fotelu. Bohater miota się po murach klasztoru jak szczur po labiryncie, z którego nie ma wyjścia. Czasami zachowuje się skrajnie idiotycznie jak na milicjanta, ale taka już konwencja horroru. W pamięć zapada ścieżka dźwiękowa, bez której film straciłby dużo upiornego nastroju.

"Ostatnia wieczerza". Recenzja

Największym rozczarowaniem w "Ostatniej wieczerzy" jest zakończenie. Nie wiedzieć czemu, Kowalski wrzuca wtedy najwyższy bieg, wciska pedał gazu do oporu i odziera historię z resztek subtelności, tajemnicy i logiki. Zdaję sobie sprawę z inspiracji kinem klasy B, ale na taki wylew pulpy i groteskowości nikt nie jest przygotowany.

Zakończenie to także moment, gdy film obficie posiłkuje się efektami komputerowymi i trudno zignorować ich fatalną jakość. Wracają traumatyczne wspomnienia po złotym smoku z "Wiedźmina". Moim zdaniem jeśli brakuje pieniędzy (lub pomysłu), aby pokazać kluczowy element filmu na wysokim poziomie, lepiej nie pokazywać go wcale. Lub pokazać go szczątkowo. Lub użyć efektów praktycznych. Lub tylko zasugerować istnienie czegoś.

Szkoda zmarnowanego potencjału, bo w Polsce robi się mało jakościowych horrorów, a te, które powstają to są filmy pokroju "Apokawixy" lub "W lesie dziś nie zaśnie nikt". Fani artystycznego kina grozy mają "Wieżę. Jasny dzień" i "Monument" Jagody Szelc, ale "Ostatnia wieczerza" absolutnie nie stoi obok tych tytułów.

Wyobrażam sobie, że gdyby Patryk Vega robił horrory, nie powstydziłby się takiego finału jak w "Ostatniej wieczerzy". Być może niektórzy z was będą zadowoleni z zakończenia z tak wielkim rozmachem. Ja musiałem wstać z fotela i przejść się po mieszkaniu, żeby rozchodzić to, co zobaczyłem na ekranie. Ocena: 5/10

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 16
  • emoji ogień - liczba głosów: 3
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 5
  • emoji smutek - liczba głosów: 7
  • emoji złość - liczba głosów: 7
  • emoji kupka - liczba głosów: 19
Kaśka 11,zgłoś
Widziałam film, dużo mnie kosztowało żeby obejrzeć do końca. Nie polecam
Odpowiedz
4Zgadzam się1Nie zgadzam się
Nie wiem co reżyser brał ale narkotyki nie są dla niego!!! Lubaszenko zagrał w tym filmie bo chyba każda mu się skończyła
Odpowiedz
5Zgadzam się2Nie zgadzam się
Jeszcze Takiego Czegoś w Życiu nie widziałem. Tragedia pod każdym względem! Reżyser powinien iść siedzieć za zmarnowanie mojego czasu jak również za to co stworzył! Dziwię się aktorom, że zgodzili się w czymś takim zagrać!
Odpowiedz
5Zgadzam się4Nie zgadzam się
Zobacz komentarze: 18