Bezpieczne Leczenie, czyli jak wyglądają trzy filary propozycji "no-fault"?

Lekarze rezydenci chcą zmiany prawa na "no-fault". "Nie jesteśmy bogami" [WYWIAD]

Źródło zdjęć: © Canva, Kolaż: Vibez, Twitter
Oliwier NytkoOliwier Nytko,14.12.2022 10:30

Lekarze chcą wprowadzenia ustawy o tzw. systemie no-fault, czyli możliwości wynagradzania pacjentom wystąpienia u nich niepożądanych zdarzeń medycznych bez orzekania o winie medyków. - Lekarz stoi przed dylematem: czy mamy wybrać tę metodę leczenia, którą umiem zastosować i gwarantuje ona wyleczenie pacjenta, ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to mogę trafić do więzienia, czy zaleczyć chwilowo problem, co nie będzie miało tak przykrych dla mnie konsekwencji - tłumaczy w rozmowie z Vibez.pl Izabela Ochońska z Porozumienia Rezydentów.

Od listopada trwa kampania "Bezpieczne Leczenie"

W tej sprawie wydaje się, że przedstawiciele zawodów medycznych mówią jednym głosem. Lekarze z Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Porozumienia Chirurgów "Skalpel" i Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów IFMSA - Poland pod listopada prowadzą kampanię pt. "Bezpieczne Leczenie". Chcą wprowadzenia systemu no-fault. O co chodzi?

Od listopada trwa kampania "Bezpieczne Leczenie"

System ma ułatwić otrzymywanie odszkodowań w przypadku błędy lekarskiego. Wszystko bez męczącej drogi sądowej. Rozwiązanie ma być też korzystne dla lekarzy. O sprawie rozmawiamy z Izabelą Ochońską z Porozumienia Rezydentów.

trwa ładowanie posta...

Przepytałem o tę ustawę Izabelę Ochońską z Porozumienia Rezydentów. To o co chodzi w tej całej kampanii?

trwa ładowanie posta...

Oliwier Nytko: Co się dzieje, gdy lekarz zawini i dojdzie do błędu w leczenu?

Izabela Ochońska z Porozumienie Rezydentów: - Gdy dojdzie do zdarzenia niepożądanego, jedyną realną drogą dla pacjenta w tej chwili jest ścieżka sądowa. To jedyna opcja, żeby dostać odszkodowanie. Pacjent musi udowodnić winę lekarza, aby dostać pieniądze. W teorii proste, prawda? W praktyce często jest tak, że udajecie się do prokuratora, czekacie ok. roku na wszczęcie postępowania, ten umarza albo kieruje sprawę do sądu, gdzie procedowanie będzie trwać średnio od trzech do sześciu lat. Ile wniesionych spraw kończy się przyznaniem odszkodowania i udowodnieniem winy ze strony lekarza? Mniej niż 1 proc. Co ma w takiej sytuacji zrobić człowiek, który ewidentnie doznał uszczerbku na zdrowiu, stracił mnóstwo czasu i zapewne dodatkowo pieniędzy, a na sam koniec, słyszy od sądu, że skoro lekarz nie zawinił, to nic mu się nie stało i odszkodowanie mu się nie należy. A kończą się tak niemal wszystkie wszczęte postępowania.

Kto na tym traci?

- Pacjent. Zdecydowanie najbardziej pokrzywdzonym w całej tej sytuacji jest pacjent.

Jeżeli szerzej spojrzymy na problem, to zobaczymy przepracowanego lekarza, który obarczony jest toną dokumentów. Większość z nich nie ma znaczenia medycznego, są tylko do ochrony prawnej w razie czego. Podczas krótkiej wizyty pacjenta - ma na niego przydzielone tylko 15 minut - dopilnować, aby skrupulatnie wszystko, co robi zapisać i zebrać od chorego podpisy. Gdzieś w międzyczasie fajnie byłoby porozmawiać z pacjentem i może osłuchać go, jeżeli uda się wyłapać moment ciszy pomiędzy kolejnymi pukaniami zniecierpliwionych pacjentów czekających w niekończących się kolejkach. Ale lekarz musi wypełnić te dokumenty, które zabierają mu 80 proc. czasu tej krótkiej wizyty. Bo jeżeli tego nie zrobi, a coś się stanie, to będzie musiał liczyć się z możliwościami wielokrotnych wizyt w sądzie.

Wykonanie bezbłędnie naszej pracy, w ogóle nie daje nam gwarancji uniknięcia takiego postępowania. Nie mówiąc już o tym, że wizyty w sądzie i składanie zeznań nie należą do najprzyjemniejszych form wykorzystania czasu, który powinien być przeznaczony na tych pacjentów czekających w kolejce.

trwa ładowanie posta...

Teraz nasuwa się proste pytanie: czy lekarz, który zastaje takie warunki pracy, jest w stanie leczyć na najwyższym możliwym dla siebie poziomie? Kto tak naprawdę ponosi konsekwencje wadliwego systemu?

Czy mogłabyś przytoczyć jedną z takich historii?

- Głośna sprawa Izy z Pszczyny. Historia dziewczyny, która stała się jedną z ofiar obecnego systemu i wszystko wskazuje na to, ze przez aktualny stan prawny musiała oddać życie. Tę sprawę obecnie wyjaśnia prokuratura, która zarzuciła lekarzom postępowanie niezgodne z wiedzą i sztuką medyczną w zakresie diagnostyki i terapii.

Ta patowa sytuacja jest pokłosiem patologicznej sytuacji prawnej w Polsce. I to na wielu poziomach. Obszarem medycyny, gdzie specjaliści odczuwają największa presję ze strony prokuratury, jest właśnie ginekologia i położnictwo. Lekarze nie powinni bać się działać. Nad lekarzami nie powinno ciążyć widmo prokuratora, aby bez obaw mogli leczyć i ratować życie. Życie Izy jak i innych pacjentów było bezcenne, a zginęło przez system.

Jak to zmienić?

- Widząc, ile braków ma obecny system, w porozumieniu z Naczelną Izbą Lekarską, przygotowaliśmy projekt ustawy tzw. no-fault, wzorowanej na Rekomendacjach Rady Europy jak i opartych na nich systemach prężnie działających, np. w Danii.

W naszej opinii, propozycje tam zawarte w znacznym stopniu przyczynią się do poprawy obecnej sytuacji i rozwiążą wiele problemów od lat kulejącej ochrony zdrowia w Polsce.

System no-fault oparty jest na trzech filarach:

  • Stworzenie Rejestru Zdarzeń niepożądanych.
  • Założenie Funduszu Kompensacyjnego
  • Zniesienie odpowiedzialności karnej z lekarzy (za wyjątkiem przypadków zgonu pacjenta bądź rażącego niedbalstwa) oraz zachowanie odpowiedzialności cywilnej i zawodowej.

Mówiąc prościej, system no-fault oznacza pozasądowe wypłacanie odszkodowania pacjentowi bez orzekania o winie lekarza. Uwzględnia on jednocześnie kulturę sprawiedliwego traktowania i bezpieczeństwo pacjenta.

trwa ładowanie posta...

W jaki sposób no-fault miałoby pomóc pacjentom?

- Pacjent zyskuje dwie najważniejsze korzyści:

Wzrost jakości usług w gałęzi zdrowia publicznego, bo rejestr monitorowałby pojawiające się skargi pacjentów na bieżąco. Dzięki temu można znacznie szybciej znaleźć źródło problemu i zaradzić mu, zanim rozwinie się on w patologię systemu. Ponadto lekarze bez obawy mogliby w pełni poświęcić się pacjentowi i leczyć go na miarę swoich szerokich umiejętności, a nie, gimnastykować się, aby zmieścić się w limicie czasowym i jakościowym narzucanym przez system.

Druga korzyść to możliwość sprawiedliwej i szybkiej rekompensaty w wyniku poniesionej krzywdy, bez konieczności wykazania (orzekania o winie) winy ze strony lekarza i angażowania w to sądów.

W tym momencie jest to niemal niemożliwe. Nasza propozycja rozwiązałaby ten problem.

A co ze stroną lekarzy? W jaki sposób ich praca się zmieni?

Przede wszystkim zdejmie z nas ogromną presję. Pozwoli w 100 proc. skupić się na pacjencie, a nie tylko na jego dokumentacji. To w bezpośredni sposób przełoży się na jakość niesionej przez nas pomocy. I nie chodzi tutaj absolutnie o bezkarność. Wytyczne i przejrzystość naszych działań muszą być wciąż egzekwowane. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Dlatego wciąż pozostaje droga postępowania cywilnego, zawodowego, czy rejestr. Chodzi o bezpieczeństwo leczenia, które ma zarówno chronić i nas i pacjentów. W centrum zainteresowania stanie pacjent, a nie papier.

Czy no-fault mógłby wpłynąć na wzrost liczby lekarzy, którzy wybieraliby specjalizacje w dziedzinach, gdzie jest większa szansa na wystąpienie powikłań?

- Oczywiście, że tak! Nikt nie chce trafić do więzienia za to, że próbował jak najlepiej wykonać swoją pracę i uratować czyjeś życie. A z takimi konsekwencjami muszą w szczególności mierzyć się zabiegowcy. Właśnie ta przykra rzeczywistość, stworzona przez ówczesny system, zmusza młodych lekarzy to zmienienia swojej ścieżki kariery i wybrania innej specjalizacji, bądź wyjechania poza granice kraju, gdzie nie będą musieli się obawiać, że będą ciągani po sądach.

Nikt z nas nie chce być traktowany jak przestępca za to, że po prostu wykonuje swój zawód i niestety nie na wszystko ma wpływ. Nie jesteśmy bogami. Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Mamy już wystarczająco stresującą pracę, w którą wkładamy całe swoje serce. Nie potrzebujemy mierzyć się dodatkowo z frustracją wynikającą z dylematu: czy mam wybrać tę metodę leczenia, którą umiem zrobić i gwarantuje ona wyleczenie pacjenta, ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to mogę trafić do więzienia, czy działać wedle postępowania systemowego, które co najwyżej może zaleczyć chwilowo problem, ale nie będzie miało tak przykrych dla mnie konsekwencji. Nikt nie powinien być zmuszany do podejmowania tak ciężkich wyborów. Już wystarczająco dużo trudnych decyzji musimy podejmować w codziennej praktyce lekarskiej.

trwa ładowanie posta...

Czy w innych krajach obowiązuje system no-fault? Czy tam się sprawdza?

Tak, jak najbardziej. Co więcej, Polska jest jedynym kraj Unii Europejskiej, który od 2006 roku nie wdrożył tego systemu, mimo rekomendacji Rady Bezpieczeństwa Europy.

Na przykład, w Dani system tam funkcjonuje i - co najważniejsze- sprawdza się, już od 30 lat! Doszli nawet do takiego komfortu, że pacjent nie dość, że ma zagwarantowaną anonimowość, nie wymaga wsparcia prawniczego, to cały proces może zrealizować nie wychodząc z domu przez stronę internetową. U nich ⅓ wniesionych spraw kończy się uzyskaniem rekompensat, a rocznie wnosi się ich 12,5 tysiąca. U nas do prokuratury kierowanych jest zaledwie cztery tys. spraw rocznie.

trwa ładowanie posta...

Czy wasza ustawa o no-fault jest już gotowa?

- W tym momencie trwają ostatnie szlify nad projektem. Już niebawem planujemy poddać ją konsultacjom społecznym. Mamy nadzieje, że jak najszybciej trafi do opinii publicznej.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 4
  • emoji ogień - liczba głosów: 1
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0