Mój pierwszy raz na OFF Festival. Muzyka nigdy nie była tak polityczna [RELACJA]
W Polsce muzycznych festiwali nie brakuje, ale takiego jak OFF - nie ma żadnego. Po trzech dniach w Katowicach, chcę tam wracać, już, teraz, natychmiast. Do zobaczenia za rok?
Lato to pora żniw dla muzycznych freaków: od końca maja do września trwa prime time festiwali, a więc koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. Sierpień pod tym względem jest najtrudniejszy - pierwszy weekend to bolesny (dla niektórych: oczywisty) wybór między OFF Festival, Sunrise Festival, Salt Wave by Porsche i Pol'and'Rock Festival.
Podobne
- OFF Festival już za miesiąc! Kto zagra na najbardziej alternatywnym evencie w Polsce?
- Open'er Festival 2025 ogłasza nowych artystów. Na pierwszy ogień: popowy fire
- TOP 5 projektów specjalnych Męskiego Grania - klasyki i zaskoczenia
- Inside Seaside - listopadowy powrót do festiwalowej ery. Kto wystąpi w Gdańsku?
- Zlot łysoli w Krakowie? Nie, to tylko koncert Pitbulla [RELACJA]
Do tej pory konsekwentnie bawiłem się w Jastarni - wieczorami muzyczna ekspresja, do południa plażowanie na Półwyspie jak za czasów wakacji z rodzicami. W tym roku po raz pierwszy zdecydowałem się na OFF Festival i bez zbędnego czarowania, oczywiście, że ze względu na line-up. Alternatywny. Wysmakowany. Dziki. Nieoczywisty. Z pogranicza, a jednak trendy.
OFF musi być offowy - i tak jest, jednocześnie bez przesadnego snobizmu. Bo czy możemy mówić o nadęciu, kiedy na głównej scenie gra grzejący Kneecap czy Fontaines D.C., którzy swoją ostatnią płytą zafundowali sobie status headlinera na największych festiwalach na całym świecie?
OFF Festival - tak dla atmosfery, tak dla koncertów
Najlepsze, co mnie spotkało na OFF Festival to swoboda i prostota muzycznych odkryć. Wystarczy tam być. Wystarczy spacerować między scenami, które są blisko siebie, ukryte między drzewami, wpisane w malowniczy krajobraz katowickich Trzech Stawów. Wystarczy chcieć. Wydarzenie spełnia więc najważniejsze cele muzycznego festiwalu, które mam wrażenie, ostatnio zostały trochę zapomniane: wspiera poznawanie nowych artystów, otwiera na nowe gatunki i popycha do eksploracji na własną rękę. Już po pierwszej edycji OFF Festival wiem, że mogę mu zaufać - na tą imprezę bilet śmiało kupuję w ciemno.
Jasne, OFF też nie jest dla wszystkich. Stuprocentowe popiary i popiarze raczej nie odnajdą się na scenie eksperymentalnej, przy jazzowych improwizacjach czy punkowej nowej fali. Jeśli jednak wasze muzyczne zainteresowania skręcają choćby odrobinę w lewo, kiedy środek wyznacza mainstream, to OFF-owi warto dać szansę.
Kilkadziesiąt tysięcy kroków w trzy dni, ale bez gnania. Kilkanaście koncertów, nowe doświadczenia (wiedzieliście, że na Macbooku można zagrać prawie tak samo jak na akordeonie?), turniej w tenisa stołowego. Quality time z przyjaciółmi z przeglądem muzyki, która faktycznie gra tu pierwsze skrzypce. Piknikowy klimat. I cyk: można napawać się awangardą, intymnością, a jednocześnie czuć więź z obcymi przecież ludźmi, bawiącymi się dokładnie tak samo. Wspólnotowość też uznam za wyróżnik
OFF-a. Nietypowy, acz dodający kolejnych bonusowych punktów do okrągłej rankingowej sumki.
Subiektywny ranking. Trzy najlepsze występy OFF Festival
Jadąc na OFF-a miałem swoje typy. Pierwsza trójka z góry była ustalona, ale szacunki poleciały na łeb na szyję i w rankingu nastąpiło gwałtowne przetasowanie. Spadło Have a Nice Life, wobec których miałem gigantyczne oczekiwania, ale... nie udało mi się dostać do namiotu na ich występ (każdy miał na nich chrapkę!) a gwałtowne oberwanie chmury sprawiło, że słuchanie ich na zewnątrz było wręcz niemożliwe.
Nilüfer Yanya, na myśl o której dostawałem gęsiej skórki, niestety dała rozczarowujący performance. Być może spowodowany problemami technicznymi, być może złym dniem. Chciałem się wzruszyć - występ nie ruszył w ogóle. Odegrany, wymęczony, z trudem wypchnięty. Mimo wszystko (może to życie w deluzji), wciąż bym zaryzykował i wybrał się na jej koncert solowy, licząc, że usłyszę instrumentalne flow, które mnie kupiło i ten niezobowiązująco płynący wokal, co na OFF-ie niestety mocno się pogubiło.
Nieoczekiwanie na podium wskoczyły za to Lambrini Girls, punkrockowy band z Wielkiej Brytanii. Surowe gitary oficjalnie wracają do łask, bo nazwać młynem to, czego dokonały, to mało powiedziane. Wokalnie - ogień. Instrumentalnie - pożoga. Energetycznie - wulkan. Tu nie ma co pisać, to trzeba przeżyć - tę nową erę punku, świeżego, wk*rwionego, społecznego, politycznego. Koło nie zamykało się ani na chwilę, a jednocześnie przekaz płynący ze sceny był prosty: każdy głos się liczy. Można, a nawet trzeba wyjść poza schemat. Koncert Lambrini Girls był protestem przeciwko wojnie i dyskryminacji, a nie tylko jego elementem. Tam, na scenie, tam w tłumie, tam działa się polityka. I tak - tam właśnie jest jej miejsce.
Soft Play - co może zrobić dwóch chłopów, jeden z gitarą, drugi z perkusją? Jak się okazuje: bardzo dużo. Zaanektowali całą scenę, jakby było ich co najmniej pięcioro, bo Brytyjczycy spokojnie mogliby obdarzyć energią jeszcze co najmniej kilkoro muzyków. Grali na ostro i nie brali jeńców i właśnie za tą szorstkością kryła się wrażliwość. Tak, ukryta między jednym a drugim f*ck, między jednym a drugim soczystym polskim k*rwa, uderzała jeszcze dosadniej. Bardziej antysystemowo już się nie dało: wystarczyło za to miejsca na bezpieczne pogo tylko dla kobiet - nie, żeby laski nie brały udziału w tym koedukacyjnym. Inkluzywność mogłaby być hasłem przewodnim OFF Festival, zupełnie przypadkowo napomykam o tym w kontekście kolejnego punkowego zespołu. Co zabawne: garażowe riffy odstawiłem, wychodząc z gimnazjum. Może na fali popularnej nostalgii, może na fali tego, co dzieje się na świecie - bunt i ostre krawędzie wracają.
Irlandia miała swój moment na tegorocznym OFF Festival, ale król jest tylko jeden i w tym przypadku zamiast na Kneecap, znowu stawiam na gitary i wybieram Fontaines D.C. (być może dlatego, że podobny klimat do rapowego trio stworzyły Lambrini Girls i jednak ich energia rezonowała ze mną bardziej). Band rósł, rósł, rósł, aż wybuchł: starzy OFF-owi wyjadacze mogą być z siebie dumni, jeśli byli na ich koncercie na małej scenie, a kilka lat później oglądali ich jako headlinerów festiwalu.
Fontaines D.C. zagrali bardzo bezpiecznie i choć brakowało mi w tym występie wisienki na torcie, pewnego wykończenia czy improwizacji: doceniam. Kunszt, performatywność całego bandu i niesamowitą charyzmę Griana Chattena. Gdy wybrzmiało "In the Modern World" łezka zakręciła się w oku: podejrzewam, że im bliżej sceny się stało, tym więcej emocji wywoływały te wykonania. Bardzo zbliżone do nagrań z płyty, wręcz 1:1 - w ten sposób wieść się niosła niczym niezmącona. Headlinerski slot nie spowodował również zaniedbania obowiązku (?) - hasło "Free Palestine" zostało wplecione w występ Fontaines D.C. i to całkowicie naturalnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fontaines D.C. - In The Modern World
OFF Festival dla wolnej Palestyny
Przy okazji konfliktów społecznych jak bumerang powraca pytanie: czy artyści powinni angażować się politycznie. Czy powinni wygłaszać oficjalne statementy, pokazywać swoje poparcie, zachęcać ludzi do głosowania w wyborach czy innego rodzaju aktywizmu. Nastroje są zmienne, milczenie jest zgodą, a głos - kijem wbitym w mrowisku. I potrafi sporo kosztować: followersów, sponsorów, kontrakty. A jednak: muzycy zaproszeni na OFF Festival jak jeden mąż wykorzystywali okazję, że mają przed sobą ludzi. Że mówią do całego świata, bo ich wypowiedzi są nagrywane i udostępniane w internecie. Flaga Palestyny - na prawie każdym koncercie. Wsparcie dla osób LGBT. Dla kobiet. Dla innych mniejszości. Gdzie indziej: kontrowersja. Na OFF-ie: oddolnie ustalony standard. Po części przez ludzi, wyrywających się do tych wolnościowych haseł, po części przez artystów, którzy nie bali się... zrobić tego, co słuszne.
OFF Festival: szkoda, że tak krótko :(
Dużo dobrych koncertów, dużo odkryć, dużo zaskoczeń - aż żal, że OFF Festival to trzy dni, bo trudno zmieścić się emocjonalnie i czasowo, szkoda wychodzić w połowie i mieć poczucie straconego czasu z powodu zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych. Ten vibe showcase'u irytuje i inspiruje jednocześnie, ale ostatecznie pozostawia po sobie dużo dobrego. Geordie Greep, Pa Salieu, Machine Girl, ECCO2K, Panchiko, Mong Tong, Envy - z nimi na pewno zostanę na dłużej.
Popularne
- Treści dla dorosłych znikają z X? Blokada dotyczy całej Europy (tak, Polski też)
- Najkwaśniejsze cukierki świata w polskim sklepie? Tiktoker podjął wyzwanie
- Matcha jest obrzydliwa? Cała prawda o warszawskim zapaleniu opon mózgowych [VIBEZ CHECK]
- Spotify wprowadza weryfikację wieku. Możesz stracić swoje konto?
- Wiernikowska dołączyła do groźnego trendu. Naraziła zdrowie swojego synka?
- Doda powiesiła Labubu na Łódź Summer Festival. Wybrała PRZEMOC
- Nazistowska reklama jeansów Sydney Sweeney? To prawaki ryczą najgłośniej
- Muzyczne premiery sierpnia 2025. Na jakie zagraniczne płyty czekamy najbardziej?
- Chappell Roan wraca z mocną balladą. "The Subway" to jej mały pamiętnik? [RECENCZJA]