Właściciel Żabki ma dość. Rusza na wojnę z młodymi złodziejami
Kradzieże w sklepach w dalszym ciągu są problemem, z którym zmagają się właściciele, pracownicy czy ochrona. Skala zjawiska jest ogromna - od puszki napoju do konsoli do gier. Nic więc dziwnego, że coraz więcej miejsc ogłasza jawną walkę ze złodziejami. Problem pojawia się, gdy są nimi dzieci.
"Przypadkowe" wrzucenie produktu do torebki lub plecaka, celowe zamienianie tańszych cukierków z tymi droższymi, wypijanie napojów i pozostawianie pustych opakowań na półkach, niszczenie klipsów zabezpieczających ubrania, gryzienie szminek. Złodzieje i złodziejki grasujący w sklepach mają swoje sposoby na to, aby wynieść jak najwięcej, unikając przy tym złapania. Skala problemu jest ogromna i nawet zatrudnienie wielu ochroniarzy nie rozwiązuje sprawy. Sprawcy stale wymyślają nowe metody na kradzieże.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Michu M4K: Zaczynam batalie sądową. "Utopiłem miliony, grożono mi"
Właściciel warszawskiej Żabki ma dość
Michał Sujkowski jest właścicielem sklepu Żabka w Warszawie, przy ulicy Zwycięzców na Saskiej Kępie. Mężczyzna w rozmowie z "Wyborczą" informuje o pladze kradzieży dokonywanych przez dzieci. Na dowód pokazuje trzy nagrania, na których młodzież kradnie napoje, batoniki oraz gumy do żucia. Mężczyzna zwrócił się z apelem do rodziców nastolatków uczęszczających do pobliskiego liceum ogólnokształcącego im. Prusa. Na portalu społecznościowym mężczyzna napisał: "Radzę porozmawiać z dzieciakami, nawet tymi z pozoru grzecznymi i dobrze wychowanymi o tym, że kradzież to coś złego. Zaraz się może okazać, że częściej będziecie odbierać dzieci z komendy, niż ze szkoły".
Mężczyzna rozpoczyna walkę ze złodziejami
Sujkowski powiedział, że jedną ze złodziejek kojarzy z widzenia. Poczekał więc, aż będzie przechodziła koło sklepu z rodzicami: - Ojciec nie chciał wierzyć, gdy mu powiedziałem, że córka kradła. Pokazałem mu nagranie. Popatrzył, popatrzył, przeprosił.
Z drugim złodziejem właściciel sklepu również się skonfrontował: - Już go parę razy w sklepie widziałem. Przyszedł, wypił piciu, puszkę odstawił między dżemy, wyszedł i myślał, że nikt go nie zauważył. A ja od razu zwróciłem na niego uwagę. Poszedłem za nim, pytam: "Dobre picie"? Mówił, że nie wie, o co chodzi. To mu wyjaśniłem. Powiedziałem, żeby wracał do sklepu. Posłuchał. Jak się wkurzę, mam naprawdę srogi wzrok. Zadzwonił po matkę, myślał, że go uratuje przed policją, po którą zadzwoniłem. Z godzinę czekałem na patrol. Matka była zaskoczona. I oburzona, że dziecko przetrzymuję bezprawnie, że mnie pozwie.
Straty wyceniane są na kilka tysięcy złotych
Właściciel Żabki informuje, że co miesiąc straty związane z kradzieżami wynoszą kilka tysięcy złotych. Młodzież kradnie głównie rzeczy tanie, takie jak batoniki, gumy do żucia czy wafle. Gdy jednak zsumuje się ich wartość, kwota robi się potężna. Sklepikarz tłumaczy: - To towary za drobne kwoty, ale kradzież to kradzież. Gdy złapałem ostatnio dwóch, to jeden powiedział: "To tylko jeb... guma. O co panu chodzi?". A miał na sobie kurtkę za 3 tys. zł. Żadnego szacunku do pieniądza, do własności, do ludzi.
Mężczyzna dodaje, że gdy dziecku jest głupio bądź okaże skruchę, puszcza go wolno, jedynie każde oddać skradzione towary. Zazwyczaj reakcja jest jednak inna: - Oni śmieją mi się w twarz. Dlatego zacząłem krucjatę. Kiedyś zamknąłem w sklepie dwóch złapanych na gorącym uczynku i kazałem im czekać na policję. A oni sobie żartują, że w drugiej Żabce, tej bliżej Prusa, to tylko kopa za kradzież w dupę dają, nie wzywają policji.
Sujkowski przedstawia plan dalszego działania: - Ja będę zgłaszać każdą kradzież. Jak kogoś złapię, to dzwonię na policję. A jak nie mam czasu, archiwizuję nagrania i zdjęcia jako dowód. W wolnej chwili jadę na komisariat. Mam też zamiar wybrać się do Liceum Prusa, porozmawiam z dyrektorką czy pedagogiem. Młodzież z tego ogólniaka kradnie, czasem idę za nimi aż pod szkołę. Rozpoznaję ich na Facebooku. Klasy dwujęzyczne, matura międzynarodowa, a kradną. Ktoś musi im wytłumaczyć, że jak wezmą gumę, to jest to też kradzież.
Dzieci nie są bezkarne?
Rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji Robert Szumiata tłumaczy kwestię zatrzymywania dzieci: - Osoba, która nakryje kogoś na kradzieży, niezależnie od tego, czy to będzie właściciel, czy ekspedient, ma prawo zamknąć sklep. Istnieje coś takiego, jak ujęcie obywatelskie, można go dokonać niezależnie od tego, czy chodzi o przestępstwo, czy o wykroczenie [tak w prawie traktowane są kradzieże przedmiotów, których wartość nie przekracza 800 zł]. Wiek tak ujętej osoby nie ma znaczenia. A po ujęciu trzeba zadzwonić na policję: na numer ogólny, najbliższy komisariat albo do dzielnicowego i dokonać zgłoszenia.
Źródło: "Wyborcza"
Popularne
- Chill Guy podbija internet. O co chodzi z wyluzowanym ziomkiem?
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Naruciak i Psycholoszka stracili pieska. "Nie wybaczę sobie nigdy"
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Podgrzej pizzę na PlayStation 5. Pizza Hut prezentuje nietypowy gadżet
- Genzie prezentuje: "100 DNI DO MATURY". Zapowiada się wielki hit?
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu