Dlaczego mam problem z "good vibes only"

Jak "good vibes only" wpędzają nas w podły nastrój?

Źródło zdjęć: © Canva
Marta Grzeszczuk,
17.04.2023 11:30

"Psychobełkot", czyli największe mity pop-psychologii. To nowy cykl, w którym będziemy próbowali rozbrajać mity pseudopsychologii, które często przynoszą więcej szkody niż pożytku. Na pierwszy ogień idzie "good vibes only", jej wysokość toksyczna pozytywność.

Nie mam wątpliwości, że wzrost zainteresowania psychologią, który obserwujemy w ostatnich latach, jest absolutnie pozytywnym zjawiskiem. Millenialsi i Gen Z są pierwszymi pokoleniami w Polsce, które otwarcie mówią o zdrowiu psychicznym, przełamując bariery wielopokoleniowego wstydu i błądzenia po omacku we mgle. Sięgają po profesjonalną pomoc psychologiczną, zostawiając jeszcze do niedawna związaną z tym stygmę tam, gdzie jej miejsce - na śmietniku historii.

Niebezpiecznie zaczyna robić się, gdy zamiast do specjalisty trafiamy na konto na Instagramie, gdzie samozwańcza "nauczycielka" lub "nauczyciel" postanowili wyjaśnić nam jak żyć, gdyż oni już dokładnie to wiedzą.

Pop-psychologia służy tylko tym, którzy ją szerzą

Największy problemem z pop-psychologią polega na tym, że jak już podchwyci jakiś pojedynczy wątek, który rzeczywiście pojawia się w naukowych badaniach psychologicznych, to łapie go mocno, nie puszcza i pędzi galopem w stronę gotowych recept na życie dla każdej i każdego. Coraz dalej od niejednoznaczności, kontekstu a nawet rozumu. Za to podejrzanie często w kierunku zdobywania popularności i monetyzowania swojego "oświecenia".

My widzimy jednak korek...
My widzimy jednak korek... (Twitter)

Pisaliśmy niedawno o Life Balance Congress, który odbędzie się w lipcu w Warszawie. Będzie to bez wątpienia wydarzenie, które zapewni nam - za odpowiednia opłatą - "good vibes only". Odkryjemy moc, która jest w nas, radośnie ignorując realia. Na tym polega problem toksycznej pozytywności - mamy mieć niezachwianie pozytywne nastawienie, uśmiech na twarzy i dzięki temu spełniać wszystkie swoje marzenia. A jeśli nam się to nie udaje, to musimy próbować bardziej... albo pójść na jakiś fajny kongres.

Optymiści radzą sobie lepiej

To prawda, że nastawienie jest ważne. W "Psychologii Społecznej" profesora Bogdana Wojciszke, jednego z najbardziej cenionych psychologów społecznych w Polsce, czytamy, że optymiści mają po prostu lepszy nastrój. Wierzą w sukces, dlatego wkładają w działania więcej wysiłku, co może przekładać się na osiągnięcia. Optymizmu można się nauczyć, ale nie na jednorazowym wydarzeniu. Każda nowa umiejętność wymaga systematycznego treningu. Prof. Wojciszke poleca książkę Martina Seligmana "Optymizmu można się nauczyć" opartą na wieloletnich badaniach tego ostatniego.

Rzeczywiście, jeśli przyjemne emocje przeważają w naszym osobistym balansie odczuć, to czujemy się szczęśliwsi. Przeważają, a nie są jedynymi, które nam towarzyszą. Nierealne jest przecież oczekiwanie, że cokolwiek lub ktokolwiek sprawią, że z naszego życia permanentnie znikną momenty zwyczajnie przykre, trudne i te niezwykle ciężkie.

Odczuwanie przyjemności jest też tylko jednym z elementów naszego dobrostanu psychicznego. Jego drugą nogą jest osobiste i indywidualne poczucie sensu. To noga zdecydowanie mniej seksi i trudniej ją skomercjalizować, jest więc dużo mniej obecna w kulturze masowej, mediach społecznościowych, a co za tym idzie w codziennym kalibrowaniu naszych potrzeb i planów.

Żaden profesjonalny psycholog nie będzie twierdził, że ma prosty przepis na szczęście i sukces dla każdego. Co innego pop-psychologiczna gwiazda. Ona nie ma oporów przed wmawianiem nam, że takie recepty posiada.

Kiedy pozytywność jest szkodliwa?

To największe zagrożenie pop-psychologii - konsumowanie naszego czasu, uwagi i pieniędzy w momencie, kiedy dużo bardziej skorzystalibyśmy na porozmawianiu z kimś, kto wie, o czym mówi. Kto będzie w stanie określić czy wskazane są leki, jeśli mierzymy się z sytuacjami, w których są potrzebne.

To obszar, w którym "good vibes only" są całkiem toksyczne. Dla osób np. z diagnozą depresji, takie komunikaty mogą być szczególnie niebezpieczne. Jeśli nie daję rady w "good vibes" to znaczy, że niewystarczająco się staram, jestem gorsza niż fajne Instagramerki, którym się udaje. Pogłębia się mój wstyd i poczucie izolacji, co napędza pogarszanie się mojego złego stanu.

Gdzie czyhają na nas "good vibes only"?

Kolejny raz czepiam się Instagrama, bo to on zdaje się być głównym siedliskiem toksycznej pozytywności. Mój ulubiony opis tej instytucji to: "porównywanie swojej codzienności do wakacji kogoś innego". Wiadomo, że rzeczywistość wypadnie w tym zestawieniu blado. Codzienność postaci z najpiękniejszych kont nie wygląda przecież jak ich Instagram.

Lepiej z różnorodnością vibesów jest na TikToku. Tam wszystkie są na szczęście dozwolone, ludzie często odważnie i otwarcie dzielą się swoimi słabszymi momentami, opowiadają o zmaganiach ze zdrowiem psychicznym czy z trudnymi relacjami. To cenne, bo "all vibes, all the time" to hasło bliżej rzeczywistości. Emocjonalna szczerość i przestrzeń na nią w bliskich relacjach są dużo ważniejsze, niż frustrująca pogoń za widmem absolutnego szczęścia.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 7
  • emoji ogień - liczba głosów: 2
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0