smoleńsk

Obejrzałam "Smoleńsk", żebyście Wy nie musieli. Niech mi ktoś odda dwie godziny życia

Źródło zdjęć: © YouTube.com, Smoleńsk
Anna RusakAnna Rusak,13.04.2021 10:35

Niby wiedziałam, że to najgorszy film, a jednak postanowiłam go obejrzeć. Szczerze? Zamiast „Smoleńska”, sto razy bardziej wolałabym obejrzeć drugi raz Fame MMA. Użytkownicy IMDb mają rację – tego nie da się oglądać

Pierwsze, co mogę powiedzieć, to - tak, ten film jest po prostu beznadziejny. Abstrahując już w ogóle od całej idei, która stoi za jego powstaniem, chciałabym ocenić „Smoleńsk” po prostu jako dzieło artystyczne - w końcu tym film powinien być. Muszę jednak przyznać, że już samo to sformułowanie wywołuje we mnie ironiczny uśmiech. Cóż, jest to raczej dzieło tragicznie nudne.

Minuty dłużyły się nieskończenie, na ekranie prawie nic się nie działo, choć przecież, pozornie, tyle się wydarzyło. Nasza główna bohaterka, czyli dziennikarka jednego z lewicowych mediów, z ogromnym uporem próbowała dowiedzieć się prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia w Smoleńsku. Jakieś emocje, biorąc pod uwagę temat, powinny się pojawić.

Cóż, niestety ten film jest jak… jak jedzenie w trakcie covidu. Niby wiadomo, że coś się je, ale smaku zupełnie nie czuć. Tutaj jest tak samo. Dostajemy papierowych bohaterów, papierową scenografię (przemilczę “efekty specjalne” samej katastrofy) i papierową historię, z której nic nie wynika. Zero zwrotów akcji, zero jakiegokolwiek sensu.

SMOLEŃSK - nowy oficjalny zwiastun filmu

Fikcja i rzeczywistość to w tym "dziele" to samo

To jest coś, co jakoś najbardziej bolało mnie w całym tym filmie - pomieszanie fikcji z prawdą. Ujęcia fikcyjne, dotyczące rzekomego śledztwa bohaterki, mieszają się z fragmentami prawdziwych nagrań. Przez to, cała przedstawiona w "Smoleńsku" historia, staje się - o ironio - niewiarygodna.

Nie zrozumcie mnie źle, ja nic do eksperymentowania między gatunkami nie mam, a trzymanie się sztywnych granic między prawdą a fikcją, wydaje mi się dość ograniczające. Są jednak pewne granice takiego podejścia i, moim zdaniem, zalicza się do nich aspekt historyczny.

W końcu historia, przedstawiona na ekranie, chociaż po części, wydarzyła się naprawdę, dotyczyła konkretnych ludzi i zapisała się na kartach historii naszego państwa. Manipulowanie prawdziwymi nagraniami, wplatanie ich do filmu, jest w związku z tym, moim zdaniem, rażącym nadużyciem.

Jasne, możemy sobie pozwolić na tworzenie fikcyjnej historii dziennikarki, umieszczonej w jakimś momencie historii kraju, ale jeśli już to robimy, to powinniśmy zachować się do czegoś, co chyba nazywa się prawdą historyczną.

"Smoleńsk", czyli film z tezą

To jednak w tym “dziele” nie byłoby możliwe, bo dostajemy opowieść, zawierającą z góry postawioną tezę i błagam, niech nikt mi nie mówi, że jest inaczej. Dodatkowo wszystko jest mistrzowsko rozegrane, bo całą historie serwuje nam się z punktu widzenia tego kogoś po “drugiej stronie barykady”.

Nasza dziennikarka przecież początkowo nie wierzy w teorie spiskowe i nie boi się spotykać z prawicowymi koleżankami. Stopniowo jednak, gdy zaczyna docierać do pewnych „faktów”, zmienia zdanie. Przyznam, że czułam się trochę tak, jakbym oglądała film żółtymi napisami i ktoś chciałby mi tłumaczyć, jak jest, a raczej jak było, „naprawdę”.

Najgorsza jest jednak sama końcówka

Dlaczego? Bo dostajemy w niej interpretację reżysera o tym, co wydarzyło się w kokpicie samolotu, a jeśli dodamy sobie kilka wcześniejszych scen "Smoleńska" łatwo możemy się domyślić, kto za tym wszystkim "stoi". Sorry, ale w filmie przedstawiającym wydarzenia historyczne, coś takiego nie powinno w ogóle mieć miejsca.

Pominę tu dogłębną analizę gry aktorskiej, bo szkoda mi na nią słów. To samo z tymi jakże „przekonującymi” ujęciami wybuchu samolotu i bardzo dziwną, jakby spraną kolorystyką. Nie muszę też chyba pisać, że muzyka jest podniosła i w bardzo niedelikatny sposób próbuje podbić całą, i tak już napompowaną, atmosferę.

Warto? No chyba odpowiedź jest oczywista...

Szczerze? Już Fame MMA bardziej mi się podobało. Tam przynajmniej ciągle coś się działo, a ludzie mieli jakieś emocje na twarzach. No i nikt mnie do niczego, w mało subtelny sposób, nie próbował przekonać.

Także jeśli zastanawiacie się, dlaczego "Smoleńsk" jest najgorszym filmem, to przestańcie. Ten film jest jak zupka chińska bez dodatku tych przypraw w saszetce, którą ktoś zalał wodą i podał w plastikowej misce - całkowicie bez sensu i smaku. Odpuście sobie, serio. Mi nikt moich dwóch, zmarnowanych godzin życia, nie odda. A mogłam w tym czasie zrobić sałatkę z popcornem i majonezem Mogłam.

Z moją opinią niewątpliwie zgadzają się użytkownicy jednego z największych portali filmowych na świecie, IMDb. Film Antoniego Krauze zajął pierwsze miejsce w rankingu „250 najgorszych produkcji”. Wpływ na ten fakt miała nie tylko wątpliwa jakość tego dzieła, ale też mała prowokacja ze strony tygodnika „NIE”.

trwa ładowanie posta...

Tak, może i ta drobna zachęta odrobinę zmanipulowała dane, ale cóż, po jego obejrzeniu mogę tylko powiedzieć, że wszyscy, którzy zagłosowali mieli rację. „Smoleńska” nie da się oglądać. Po prostu nie da.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 2
  • emoji ogień - liczba głosów: 2
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 2
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 1
Janek,zgłoś
Przykre, nikt Ci tych dwóch godzin życia nie odda… Prywatnie, „wytrzymałem” jakieś 10 minut i przełączyłem na Prakodermię, która w porównaniu wyglądała na dzieło wybitne.
Odpowiedz
0Zgadzam się0Nie zgadzam się