"Barbie" (2023) reż. Greta Gerwig

"Barbie" - różowa satyra w kontrolowanych warunkach [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © kadr z filmu "Barbie"
Maja Kozłowska,
20.07.2023 17:30

Idealna lalka z idealnym życiem w idealnym świecie. Barbie w "Barbie" jednak pęka, a na wierzch wydostają się wszystkie małe grzeszki współczesnego świata. Wypełzają jednak na tyle powoli, że łatwo można je zadeptać. Bo musi być happy end.

Tegoroczna premiera "Barbie" to najlepsze, co spotkało kino od dawna. Na drugim miejscu plasują się "Minionki" i chodzenie na seanse w garniturach: to ten niepowtarzalny vibe, niepisana umowa między widzami, wytworzenie się specyficznej więzi. Maksymalne nakręcenie, landrynkowo-różowy dress code: zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa. Wszystko w oczekiwaniu na emocjonalne zmiażdżenie, zdeptanie i zrównanie z ziemią przez plastikową lalkę, która hardo wydrwi patriarchat i okrutnie zakpi z kapitalizmu.

Czy te oczekiwania przeżywania zostały spełnione? Niestety, nie do końca. Podświadomie liczyłem na żołądek wywrócony na lewą stronę, obgryzanie skórek i tego typu fizyczne efekty. Bez rwania sobie włosów z głowy (bez przesady), ale z solidnym odbiciem refleksji, skutkiem przetasowania światopoglądu. Chciałam wiwisekcji wartości, drobiazgowego rozbioru konstruktów społecznych, jazdy bez trzymanki po prywatyzacji skupionej na zysku i plastikowej metafory, która będzie wymagać ode mnie choćby odrobinę wysiłku.

Co faktycznie dostałam? Truizmy - a przynajmniej truizmy względem własnych poglądów, kampowy dowcip (tutaj duży plus, choć "Barbie" w ostatecznym kształcie jest raczej komedią niż obyczajówką), świetny set, genialne role. Większość dobroci spłynęła już ze zwiastunów, dlatego film nie zdołał zaskoczyć. Był... miły. Nie przepadam za skalą punktową, ale tutaj bez żenady (i zastanowienia) daję 7/10. Mid wśród czołówki.

Barbie pokazuje Barbie "płaskostopie"
Barbie pokazuje Barbie "płaskostopie" (kadr z filmu "Barbie")

"Barbie" - patriarchat boli społeczeństwo. Nawet żarty nie mogą być za ostre

To dość ironiczne, jak w tej produkcji widać kaganiec nałożony na twórczynię przez wielkie korporacje. Nie ma się co oszukiwać: Greta Gerwig musiała iść na pewne kompromisy, współpracując z tak dużym studiem jak Warner Bros. i z tak ogromną firmą jak Mattel. Satyra była dozwolona, ale szydera już nie. Oczami wyobraźni widzę panów w garniturach (oczywiście) debatujących nad scenariuszem i wykreślającym z tekstu to, co absolutnie nie powinno się w nim znaleźć. Zostaje parę smętnych kartek i nieśmiertelny gag, że wśród kierowników nie ma ani jednej kobiety. Bardzo, bardzo elastycznie. No ale przyznaję, wciąż bawi, podobnie jak pan Areczek, który pija sagę i nie może używać firmowego papieru toaletowego, bo ten jest dla zarządu.

"Barbie" wyeksponowała komplet archetypów i stereotypów. Nic nowego, nic świeżego: rubaszni pracownicy budowy, zbyt szybko dorastające dzieci, CEO w garniakach średnio zdolni do własnoręcznego otworzenia samochodu i wspaniały mansplaining z użyciem wybitnego dzieła kultury, czyli "Ojca chrzestnego". Brakowało jeszcze przebitki Kena (obojętnie którego), mówiącego o "Pulp Fiction" albo jeszcze lepiej - o "Fight Clubie", by dopełnić obrazu. Dalej: konie, piwo, napięte bicepsy, męskie jaskinie, słabość do uniformów pokojówek. Powoli zaczynam przekonywać się do myśli, że właśnie tak to miało wyglądać: orbitować wokół tego, co już zostało przetrawione i obśmiane. Przeżuć symbole i raz na zawsze obalić konwencjonalne figury.

Dosłowność też ma uzasadnienie: zabawa Barbie zawsze była transparentna, więc jej świat, nawet jeżeli przenika się ze światem realnym, też taki powinien być. Kwestie niewypowiedziane albo pozostawione w domyśle nie istnieją, więc godzę się na ten układ. Ja nic w nim nie tracę.

Barbie i rywalizacja Kenów
Barbie i rywalizacja Kenów (kadr z filmu "Barbie")

Barbieland - zapętlenie w różowej rzeczywistości

"Barbie" mocno punktuje wizualnie. To było wiadome od pierwszych zdjęć i zwiastunów, ale jednocześnie musi wybrzmieć w odniesieniu do całości. Osiedle wymarzonych domków Barbie naśladujące amerykańskie przedmieścia to absolutny majstersztyk. Nie mogło zabraknąć personalizowanego napisu "Hollywood" i góry Mount Rushmore, choć to bardziej konieczność niż ciekawostka. Referencje do kina drogi podbiły moje serce: raz - jako nawiązanie do klasyków, dwa - za łopatologiczne przedstawienie dążenia do celu.

Green screeny, plastik, rekwizyty (tyczy się to też peruk) i efekty specjalne wyglądały tak tanio, jak powinny. Jednocześnie choreografowie, którzy pracowali nad ruchami Barbie i Kenów odwalili kawał świetnej roboty. Spływanie w dół znane ze zwiastuna to pikuś - możemy pogadać o tym, jak oni MACHALI? Wspaniałe było to, że te gesty też odrobinę różniły się od siebie: w końcu jest wiele modeli lalek od Mattel z różnym poziomem "ruchliwości" stawów. Mała rzecz a cieszy. Drobiazgowość Grety Gerwig pod tym kątem sięgnęła maksimum. Z prysznica nie leciała woda, w kubeczku mleko było jedynie na niby, więc kiedy Barbie pierwszy raz pije herbatę, wszystko spływa jej po brodzie. Egzaltacja, mechaniczność, pełna gotowość do zrobienia szpagatu w absolutnie każdej chwili (ze specjalną dedykacją dla Dziwnej Barbie): naprawdę nie dało się zapomnieć, że to film (teoretycznie) o lalkach.

Moją ulubioną sceną pozostanie pastisz "Odysei Kosmicznej 2001" - zwłaszcza rage małych dziewczynek - ale poza tym, sekwencje z Barbielandu (wypadki samochodowe <3) to topka. Barbie IRL nie oddaje tak bardzo i wcale nie chodzi o drastycznie mniejszą ilość różu. Skala ironii rozkłada się przynajmniej równomiernie. Surrealizm korpo odpowiada surrealizmowi Barbielandu - i pewnie tak właśnie wygląda dla ludzi "z zewnątrz".

Widok na Barbieland
Widok na Barbieland (kard z filmu "Barbie")

Barbie vs Ken. Chłopaki kontra dziewczyny?

"Barbie" niedelikatnie unaocznia paradoksy, które dotykają kobiet. To, co dzieje się na wizji, jest totalnie relatable - krytyka standardów i sprzecznych wymagań w kontrze do promocji ambicji i finalnie, po długiej walce: uwzględnienie normalności i przemycenia codzienności. Barbie ma charakter (chociaż jest stereotypowa) i ma swoje słabości. Jej załamanie to punkt kulminacyjny, choć dalej jest gorzej, bo moralizowanie odbiera mu nieco powagi i trąci manifestem pisanym na zaliczenie z WOS-u.

Do wojny płci finalnie nigdy nie dochodzi. Ken, co prawda, potrzebuje czasu, aby ocknąć się z patriarchalnego snu, a że ramię Barbie jest idealne do wypłakania żali, stosunkowo prędko dochodzi do siebie. System zrobił z niego "antagonistę", którym nigdy nie chciał być. Wepchnął go prosto w toksyczne wzorce i wydmuchane powinności - dokładnie tak samo, jak uczynił z Barbie. Jedyną prawdziwą zbrodnią Kena może być to, że ukradł film. O ile Margot Robbie zagrała cudownie, tak Ryan Gosling musiał urodzić się do tej roli. Wszystkim Barbie i Kenom trzeba zaś oddać fantastyczny warsztat. Zmiana plastikowej mimiki w plastyczną w ramach rozwoju akcji - genialne.

BARBIE "Just Ken" Official Song (2023) Ryan Gosling

"Barbie", czyli jedna wielka reklama?

Greta Gerwig opowiedziała historię bardzo w swoim stylu. Barbie walczy o siebie i odkrywa normalność, dosłownie bijąc się o każdy oddech, przy którym nie będzie musiała udowadniać czegoś samej sobie albo komuś innemu.

Film kończy się jednak kliszą, poprzedzoną prztyczkiem w nos firmie Mattel. Ten finisz sprawia, że potężnie chcę wierzyć w metaironię. Po jednej stronie artysta, po drugiej stronie pieniądze. Wiem, jak wygląda rozkład sił, więc wolę zamknąć oczy i mieć delusion.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 8
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 1
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 3
  • emoji kupka - liczba głosów: 0
Tylko Do połowy dotrwałem ...film może nie jest zly, ale nie zgodzę się że gra aktorów była bardzo dobra raczej slaba. RYAN GOSLING grał jak w tym serial Breaker High nie wiem czy to na plus czy minus ale pokazuje poziom filmu
Odpowiedz
1Zgadzam się0Nie zgadzam się