Oddajemy głos młodym ludziom z Ukrainy

"Ojciec powiedział mi, że jak wrócę, to będzie już Rosja". Zapytaliśmy młodych Ukraińców żyjących w Polsce, jak wojna zmieniła ich codzienne życie

Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Bartłomiej Jankowski,
24.02.2022 12:30

Jak przeżywają ostatnie wydarzenia, co myślą o aktywizmie w mediach społecznościowych i co chcieliby odpowiedzieć Putinowi? Porozmawialiśmy z pięcioma żyjącymi w Polsce osobami z Ukrainy o tym, jak wojna zmieniła ich codzienne życie.

Wywiady z moimi rozmówcami i rozmówczyniami odbyły się we wtorek i w środę, po poniedziałkowym orędziu Władimira Putina. Tekst pisałem w środę późnym wieczorem. Wykreśliłem z niego zdanie o tym, że za kilka dni sytuacja może wyglądać już całkowicie inaczej. Wydawało mi się złowróżebne i być może niepotrzebnie patetyczne.

Dziś, w czwartek rano, kiedy media obiegła wiadomość o wypowiedzeniu Ukrainie wojny przez Putina, musiałem jednak dopisać ten akapit. Tak tekst wyglądał jeszcze wczoraj wieczorem:

Temat rosyjskiej agresji nie schodzi z pierwszych stron gazet. Media co chwila donoszą o wystąpieniach polityków, orędziach czy tweetach, publikują opinie o możliwych scenariuszach i przewidują, "kiedy rozpocznie się wojna".

Jak to wszystko wygląda z perspektywy Ukraińców i Ukrainek? Porozmawialiśmy z pięcioma pochodzącymi z Ukrainy i żyjącymi w Polsce osobami o tym, jak w ostatnich dniach zmieniło się ich codzienne życie. Nasi rozmówcy pochodzą z różnych stron Ukrainy, wszyscy jednak żyją dziś w Polsce.

Maria, 25 lat, pochodzi z Odessy, pracownica kultury i organizacji pozarządowej zajmującej się migrantami i uchodźcami

Maria i jej przyjaciel Taras
Maria i jej przyjaciel Taras (Archiwum prywatne)

Maria była pierwszą osobą, z którą rozmawiałem. Znam ją jeszcze ze studiów. Maria, jak większość moich rozmówców, przyjechała do Polski w 2014 roku. Rozmowę z nią zacząłem od pytania, które zadałem wszystkim: co zmieniły w jej codziennym życiu ostatnie wydarzenia polityczne i jak je przeżywa jako migrantka.

Przede wszystkim częściej rozmawiam z rodzicami. Kiedy pytam Marię o to, czy rozmawiają o wojnie i polityce, słyszę odpowiedź, która później często padać będzie ze strony pozostałych rozmówców - że wojna zaczęła się już dawno temu.

Ten temat ciągle wybrzmiewa. Nagłówki mówią, że Rosja zaraz wypowie wojnę Ukrainie. Przypominam, że wojna trwa od 2014 roku. Zawsze była w naszych rozmowach, najczęściej z moim ojcem - mówi Maria.

Rodzice Marii mieszkają w Odessie. Maria wspomina, że codzienne życie pozornie wygląda tam podobnie jak wcześniej, czym różni się od Kijowa. Tak samo było w 2013 roku, kiedy jeszcze tam mieszkała. "Jednocześnie widzę, że moi rodzice ciężko to przeżywają. Mój ojciec pochodzi z części Gruzji okupowanej przez Rosję. Za każdym razem, kiedy z nim rozmawiam, mówi mi, że jak wrócę do domu, to będzie już inny kraj. Że to będzie Rosja. Że będzie już inna flaga.

Pytam, jak ona sama znosi to wszystko, żyjąc w Warszawie. Jestem przyzwyczajona, bo musiałam się przyzwyczaić, żeby to przetrwać i mieć własne życie. Szczególnie kiedy jestem tutaj, daleko od swojej rodziny - mówi.

Maria to jedyna z osób, z którymi rozmawiałem, która stara się nie śledzić wiadomości. Nie chciała oglądać poniedziałkowego orędzia Putina. Widziałam komentarze znajomych, memy, to mi wystarczy. Jestem przytłoczona tym, co dzieje się w Ukrainie, ale też tym, co dzieje się w Polsce. Martwię się, że polscy politycy mogą wykorzystać tę sytuację, by odciągnąć uwagę od innych rzeczy, choćby od kryzysu humanitarnego - mówi.

W czwartek rano napisałem do Marii wiadomość z prośbą o komentarz. Jeśli powiedziałam coś o tym, że bardziej przejmuję się tym, co dzieje się w Polsce, cofam to - odpowiedziała.

Yulia, 33 lata, pochodzi z Dniepru, artystka wizualna, autorka akcji "W Ukrainie"

Yulia z flagą "W Ukrainie"
Yulia z flagą "W Ukrainie" (Archiwum prywatne)

Poniedziałkowego orędzia nie przeoczyła Yulia. Oczywiście, oglądałam tę mowę nienawiści, którą Putin wygłosił w telewizji rosyjskiej, a później krążył już wszędzie. To wyglądało jak cyrk. Putin i jego ministrowie mówili te same zdania, jakby wyuczyli się monologów. Nie dziwię się jej. Putin de facto tłumaczył się z rosyjskiej agresji, mówiąc o Ukrainie jak o jednej z części rosyjskich ziem.

Yulia przyznaje że doświadczanie wojny może różnić się w zależności od regionu. Mam rodzinę w Dnieprze, mamę i dziadków. Oni niestety nie mogą stamtąd wyjechać, choć mam nadzieję, że nie dojdzie do tego, że będą musieli. Z mamą od grudnia rozmawiam o tym, co można zrobić - o ewakuacji. Na wschodzie zagrożenie wydaje się bardziej rzeczywiste niż na zachodzie, ale czujemy je wszyscy.

Mimo wszystko sytuacja różni się od tej sprzed ośmiu lat. Widzę wielką zmianę za każdym razem, kiedy tam przyjeżdżam. To coraz bardziej widoczne. Te osiem lat mocno zmieniło ten kraj, zmieniły naród. Pojawiło się społeczeństwo obywatelskie - mówi Yulia.

I wiesz, co jeszcze się zmieniło? Putin został sam. Że Zachód reaguje, choć nie reagował w 2014 roku. Chiny też go nie wspierają. Myślę, że to może być punkt zwrotny w jego karierze politycznej - dodaje.

W czwartek rano Yulię także poprosiłem o komentarz. Była poruszona, rozmawialiśmy krótko. Dzisiaj zmienił się świat- powiedziała.

Vlad, 27 lat, pochodzi z Kijowa, pracuje w firmie marketingowej

Vlad
Vlad (Archiwum prywatne)

Vlad, mój trzeci rozmówca, codziennie o poranku sprawdza powiadomienia z Ukrainy. Bardzo to przeżywam, staram się ograniczyć te wiadomości. To wszystko zaczęło się już w grudniu. Od tamtego czasu codziennie sprawdzam wiadomości. Tak zaczyna się mój dzień – wstaję i sprawdzam telefon. Zawsze to robię, bo w nocy wiadomości przychodzi najwięcej. Czytam wiadomości non stop, ciężko mi myśleć o pracy - mówi.

Mama Vlada pracuje jako nauczycielka w Kijowie. W pracy miała treningi, był fałszywy alarm i w pięć minut jej klasa musiała schować się do schronu. W szkołach to teraz obowiązkowe. Ostatni tydzień to był peak, bardzo dużo osób wyjechało. Do mnie pisały cztery osoby, czy mogą przenocować u mnie przez tydzień w Warszawie.

Jak mówi Vlad, wojna to teraz główny temat rozmów wśród jego znajomych, którzy też przyjechali do Polski. Z kim się nie spotkam, to o tym rozmawiamy. Pytamy się: co u twoich rodziców, znajomych? Jaki mają plan? Czy już wyjechali? Pytam go, jak w takim razie wygląda jego codzienność.

Oglądałem dziś film. Zwykły film, "Dziecko Rosemary". I myślałem o tym, że nie widzę już tego tak, jak wcześniej. Myślałem o tym, że tam w filmie nie ma wojny. Marzę o tym, żeby znowu tak było. Oglądam normalne życie i myślę sobie: Boże, jak bardzo bym chciał, żeby znowu tak było. Żebym nie musiał się już tym martwi.

Vlad także nie chciał przemilczeć wspomnianego już wystąpienia Putina. Oglądałem transmisję do późna. Przez godzinę opowiadał o Ukrainie i jej historii. To była godzina totalnych bzdur i fejków. Mówił o Ukrainie jak o ziemiach historycznej Rosji i o tym, że Ukraina została niepodległa przez błąd. Powiedział, że Ukraina nie ma prawa być niepodległa.

Jak wielu jego znajomych, Vlad chętnie używa mediów społecznościowych, by odpowiadać na fake newsy. Te grafiki są potrzebne. Ludzie zaczynają trochę zgłębiać temat, edukują się. Często widzę, jak w mediach pisze się "ukraiński konflikt". To nie konflikt, to wojna. Dzięki aktywizmowi w social mediach ludzie mogą się o tym dowiedzieć. Niektórzy myślą, że to wojna domowa, jakiś ukraiński problem.

Od języka wszystko się zaczyna. Mówmy o Ukrainie jak o niepodległym państwie, które nie jest rosyjskie - tłumaczy Vlad, mówiąc, dlaczego Ukraińcom tak zależy, by mówić "w Ukrainie" i pisać "Donbas" a nie "Donbass", czy "Kyiv" a nie "Kiev", jak chciałyby rosyjskie media.

W czwartek rano wysłałem wiadomość Vladowi. W międzyczasie na jego Instagramie oglądam stories z mapą miast, które dzisiejszej nocy zostały zbombardowane. Wśród nich był jego rodzinny Kijów. Jestem w szoku. Od razu zadzwoniłem do rodziców. Obudziły ich wybuchy - napisał.

Lena, 26 lat, pochodzi z Połtawy, pracuje w agencji reklamowej

Lena
Lena (Archiwum prywatne)

Lena ma jeszcze inną strategię niż wcześniejsi rozmówcy. Stara się sprawdzać wiadomości tylko dwa razy dziennie. Mam swoje tipy. Staram się sprawdzać wiadomości dwa razy dziennie, choć nie zawsze tak się da. Przez chwilę zrobiłam sobie detoks. Przesyłałyśmy sobie z mamą śmieszne filmiki i śmieszne artykuły. Udawałyśmy, że od tego tematu można się odciąć. Niestety to niemożliwe. Nie da się żadnej wiadomości nie podeprzeć pytaniem o bliskich. Nie da się nie przejmować. Bardzo ciężko jest nie czytać newsów. Część moich znajomych starała się odciąć. Ciężko mi to było zrozumieć, choć każdy inaczej podchodzi do sprawy. Ja bardzo chciałabym się odciąć, ale dzięki wiedzy mam poczucie kontroli. Lena codziennie dzwoni też do mamy i babci. Sama dostaje też wiadomości od polskich przyjaciół. To bardzo miłe - mówi.

Lena wydaje się rozdarta. Mówi mi, że bardzo chciałaby pomóc. Jestem wkurzona i czuję się bezsilna, bo z daleka niestety nie możesz podjąć żadnych radykalnych działań. Jedyne co mogę, to wspierać swoją rodzinę czy przelać pieniądze dla armii ukraińskiej. Jestem zła na siebie. Wyobraź sobie, że siedzisz przed salą operacyjną, gdzie dzieje się coś z bliską ci osobą, i nic nie możesz z tym zrobić. Tak mniej więcej się czuję. Chodzę codziennie spać i się zastanawiam: czy to już? Czy powinnam wrócić? Przelać więcej pieniędzy?". Przyznaje jednak, że całe jej dorosłe życie spędziła w Polsce. "Gdybym miała wrócić, to po to, żeby wesprzeć rodziców.

Widzi też różnicę pomiędzy tym, jak przeżywa się wojnę z daleka, a jak przeżywają ją jej bliscy w Ukrainie. My myślimy globalnie, o sankcjach, międzynarodowych decyzjach politycznych. Tam myśli się lokalnie: czy już brać broń? Czy już pakować rzeczy?.

Rodzina Leny mieszka w Połtawie, w centralno-wschodniej części Ukrainy."Ludzie żyją tam swoim życiem, a jednocześnie w takim zawieszeniu. Wyobraź sobie: dziś idę na trening, ale za pięć minut może się wydarzyć tak, że będę musiał wyjeżdżać albo pójść do wojska i walczyć o swój kraj - opowiada. Jednocześnie Lena mówi o innych wymiarach wojny. Na TikToku widziała taki trend: Ludzie opowiadają, co mogliby zrobić dla armii. Dziewczyny mówią: dobra, nie umiem trzymać karabinu, ale umiem upiec chleb. Mogę szyć. Chcą dać z siebie wszystko. Poza przerażeniem, strachem i wkurzeniem, czuję niesamowitą dumę z tego, jacy jesteśmy i jak Ukraińcy umieją się zjednoczyć i zawalczyć o swój kraj - mówi mi.

Lena chciałaby też odpowiedzieć coś Putinowi. Putin, fuck off!. Pierwsze przychodzą mi do głowy przekleństwa. Putin chce przepisać historię Ukrainy. Widać, że to przemyślana strategia manipulacji informacyjnej. Tak mówią media masowe i tę mowę później przejmują mieszkańcy Rosji, a później nie dogadujemy się z ludźmi, z którymi jeszcze niedawno się przyjaźniliśmy. W rosyjskich mediach mówi się "na Ukrainie", w ten sposób Rosja podkreśla, że Ukraina leży na skraju ich wielkiego państwa, że to "mała Rosja". Rosyjska propaganda wprowadza w błąd. Mówi się "w Ukrainie". Musimy odpowiadać.

Wiele informacji się dziś już zdezaktualizowało. Dziś to już nie siedzenie pod salą operacyjną z nadzieją, że będzie dobrze - napisała mi dziś rano Lena.

Stanisław, 24 lata, pochodzi ze Lwowa, doktorant i dziennikarz

Stanisław
Stanisław (Archiwum prywatne)

Stanisław, choć pochodzi z Ukrainy, jako jedyny z moich rozmówców jest Polakiem. Rodzina Stanisława mieszka we Lwowie. Jego rodzice nie lubią rozmawiać o wojnie. Ludzie nie chcą o tym mówić. Rozmawiałem z rodziną, mówią: nie mówmy o tym. Moja rodzina mieszka na zachodzie Ukrainy. Na wschodzie wszyscy się boją, choć spodziewają się, że może wydarzyć się wszystko.

Stanisław wyjechał w 2014 roku. On też mówi mi, że ostatnie osiem lat zmieniło Ukraińców. W Ukrainie wciąż kształtują się państwowość i tożsamość narodowa. Agresja Rosji zjednoczyła naród ukraiński. Wcześniej to był taki homo sovieticus. Dziś więcej ludzi byłaby w stanie wziąć broń i walczyć o swój kraj, dziś to około 60 proc. Społeczeństwo chce wspierać siły zbrojne i samemu się szkolić, jak w razie czego bronić domu. Są różne kursy obrony terytorialnej. Kilka dni temu media obiegło zdjęcie pani, która uczy się, jak celować, jak strzelać do wroga. Opowiedział mi też o ukraińskich influencerach, którzy robią zbiórki funduszy. Niektórzy przelewają dochody z jednego dnia z reklam dla fundacji, które kupują kamizelki kuloodporne czy amunicję.

Mama Stanisława, tak samo jak mama Vlada, pracuje jako nauczycielka. Ostatnio wysłała mu fotografię z ćwiczeń z dziećmi z krycia się w przyszkolnych schronach. Takie ćwiczenia Stanisław wspomina też ze swojego dzieciństwa. Mieliśmy takie schrony w piwnicy - mówi.

W 2014 roku Stanisław był w klasie maturalnej. "Pamiętam, jak to się wszystko zaczynało i mam flash backi. Pamiętam, jak oglądaliśmy w telewizji szturm Majdanu. Oglądaliśmy to w czasie lekcji. To tak mocne przeżycie… Ten 2014 rok to było przeżycie pokoleniowe. Nasze pokolenie dorosło. To są osoby, dla których nie ma mowy, żeby wrócić do Związku Radzieckiego.

Powiedział mi też o jego przyjacielu, który w 2015 roku zaciągnął się do wojska. "To dziś 25-letni chłopak. Mówił mi: Kiedyś nie mogłem sobie tego wyobrazić, że będę kiedyś strzelał. Zdaję sobie sprawę, że strzelając, zabijam. Ale moje państwo jest zagrożone i nie mogę siedzieć bezczynnie. Był tam przez półtora roku. Później mówił mi, że wypełnił obowiązek wobec ojczyzny. I że nigdy nie chciałby tam wrócić. Gdyby był tam dłużej, postradałby zmysły.

Do Stasia też napisałem dziś rano. Napisał mi o ludziach, którzy wywożą bliskich do Polski i o takich, którzy zostają w Ukrainie, gdzie ich dom.Pierwsze godziny po rozpoczęciu inwazji pokazały, że Ukraińcy nie dadzą się zastraszyć. Wiedzą, że prawda leży po ich stronie - napisał mi.

Bardzo dziękuję wszystkim moim rozmówcom i rozmówczyniom za podzielenie się ich historiami. Sercem jestem dziś z nimi.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 14
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 2
  • emoji kupka - liczba głosów: 1