"Dyrekcja naciska, żeby zbierać Talenciaki". Czy edukacja w Polsce jest bezpłatna?
W marketach coraz częściej pojawiają się programy wspierające materialnie lokalne szkoły i przedszkola. Rodzice skarżą się, że są przymuszani do zakupów w konkretnym sklepie, by szkoła ich dziecka dostała np. laptopa. - Między dziećmi trwa rywalizacja, kto ile Talenciaków zebrał, czyli czyj rodzic wydał więcej w sklepie. A podobno edukacja w Polsce jest bezpłatna - mówi tata ucznia podłódzkiej szkoły podstawowej.
Do redakcji Vibez.pl zgłosił się tata ucznia szkoły podstawowej. - Dyrektorka i nauczyciele naciskają na nas, abyśmy kupowali jedynie w Lidlu i zbierali kody dla szkoły. To teraz wszyscy Polacy mają robić zakupy w Lidlu, żeby korporacja robiła sobie PR na dzieciach, bo doposaża szkoły, a dyrekcja jedynie się cieszyła z tego? Co chwilę zwiększane są składki na radę rodziców, dyrekcja zmusza do akcji w Lidlu, namawia do tego dzieci. Między uczniami trwa rywalizacja, kto ile Talenciaków zebrał, czyli czyj rodzic wydał więcej w sklepie. A podobno edukacja w Polsce jest bezpłatna? - mówi nasz rozmówca.
Podobne
- Szkoła w Chmurze chce sprawiedliwości. Apel do Barbary Nowackiej
- Co robić w ferie zimowe 2023? Narty pod dachem, warsztaty LEGO [LISTA]
- Liceum w Łodzi otwiera klasę vlogerską dla przyszłych influenceów
- NitroZyniak tematem dyskusji w Sejmie. Porównywany do Donalda Tuska
- Zaczną gromadzić dane uczniów. Minister nie widzi problemu
Talenciaki i inne programy lojalnościowe dla szkół
Programów lojalnościowych dla szkół i przedszkoli promowanych przez supermarkety jest kilka. Zasada jest prosta. Za zakupy o określonej kwocie klient dostaje kupon lub naliczane są mu punkty, które może potem przekazać na rzecz konkretnej placówki edukacyjnej. Szkoła - w zależności od programu - może wygrać laptopa, piłki, czy bony na zakupy w danym sklepie.
Jednym z najgłośniejszych projektów wspierających szkoły są tzw. Talenciaki, czyli "wielka szkolna loteria" organizowana przez sieć sklepów Lidl. Za zakupy w wysokości min. 50 złotych (w tym jeden owoc lub warzywo) dostajemy Talenciaka, czyli specjalny kod. Możemy go przekazać wybranej przez nas szkole.
Szkoły, które zbiorą najwięcej Talenciaków, mają możliwość otrzymania sprzętów z katalogu nagród. Za 2600 Talenciaków można wybrać laptopa dla ucznia. Pięciometrowa ścieżka akrobatyczna to 4200 punktów, a 10 piłek do siatkówki to 100 punktów.
300 punktów gwarantuje szkole dwie metrowe aluminiowe listwy ścienne, a 15500 punktów 75-calową tablicę interaktywną. W materiałach promujących akcję występuje najpopularniejszy polski piłkarz - Robert Lewandowski wraz z żoną - Anną Lewandowską.
Razem z Robertem Lewandowskim RL9 Obudzimy Talenty w szkołach 🤩 | LIDL.PL
Inną marką z nieco podobnym programem jest Rossmann, który prowadzi akcję Czyściochowa Akademia. Jest to - jak czytamy w materiałach promocyjnych - "bezpłatny program edukacyjny dla żłobków, klubów dziecięcych, przedszkoli i klas I-III szkół podstawowych". I dalej, że "w ramach programu kształtujemy dobre nawyki higieniczne poprzez różnorodne materiały i formy aktywności, dostosowane do wieku dzieci".
Jedną z części programu jest konkurs, który polega na tym, że dzieci tworzą prace plastyczne na temat higieny. Dla 100 placówek, które wezmą udział w konkursie plastycznym, przygotowane zostały bony do Rossmanna. Wartość jednego bonu to 500 złotych i można go wydać na artykuły higieniczne, np. papier toaletowy.
Rodzice o Talenciakach: Pożyteczne, ale niezdrowe
Dzięki tym kampaniom placówki mogą sobie pozwolić na zakup dodatkowych sprzętów, czy materiałów. Pojawiają się jednak głosy rodziców, że dyrekorzy niektórych szkół wywierają presję na zakupy w konkretnym sklepie. A to w rezultacie ma tworzyć niezdrową atmosferę wśród samych dzieci.
- Mam problem z tym, że korporacje zaczęły się pojawiać w szkołach pod płaszczykiem bezpłatnej edukacji albo rozdawania nagród, a system oświaty, dyrekcje, nauczyciele, rodzice i uczniowie temu przyklaskują i nic z tym nie robią. Mam problem z tym, że moje dziecko jest narażone na złośliwe uwagi kolegów, bo nie zebraliśmy wystraczającej liczby Talenciaków. Mam też problem z wyrażeniem zgody na udostępnianie wizerunków mojego dziecka na potrzeby udziału w takich akcjach, bo nie chcę, aby ono uczestniczyło w tym cyrku - mówi nam tata ucznia ze szkoły podstawowej w woj. łódzkim.
Inna mama z woj. łódzkiego mówi, że szkoła podstawowa jej dziecka prowadzi cykliczne dni śmieciowego jedzenia, typu dzień hamburgera, czy dzień hot doga. Dlaczego?
- Dzieciaki to robią, a potem jest taki jakby kiermasz tego jedzenia. W ten sposób szkoła miała zbierać na tort z okazji 70-lecia powstania szkoły. Ja wszystko rozumiem, ale czy szkoła nie ma kasy na tort nawet? - pyta kobieta, która wskazuje, że według niej jest to promowanie szkodliwych nawyków jedzenia.
Czy szkoły są niedofinansowane?
Szef MEiN Przemysław Czarnek w kwietniu głosił, że "tylko z jednego rozdania" z budżetu państwa zostało przeznaczone aż 2 mld zł na inwestycje edukacyjne. Jak podawał wtedy "Portal Samorządowy", Czarnek ogłosił, że rząd rozbudowuje szkoły dzięki środkom finansowym zgromadzonych w budżecie państwa dzięki "porządnej polityce finansowej państwa".
Ttmczasem jak mówiła niedawno w wywiadzie dla Vibez.pl Anna Schmidt-Fic z inicjatywy nauczycielskiej "Protest z Wykrzyknikiem", są szkoły, w których brakuje niemal wszystkiego:
- W mojej praktyce bywało tak, że gdybym nie kupiła własnych pisaków, nie pisałabym na tablicy. Gdybym nie kupiła papieru, uczniowie nie dostaliby kart pracy. Oczywiście w każdej szkole warunki są inne. Są placówki, które zapewniają takie podstawowe narzędzia i materiały bez ograniczeń, ale są i takie, w których to towar deficytowy i nierzadko dofinansowywany przez rodziców. Gdybym nie miała własnego komputera nie zrobiłabym chyba nic. Nie przygotowałabym zajęć, nie wpisała ocen i obecności do Librusa, nie mówiąc już o tym, co by się stało, gdyby nagle w szkole wprowadzono nauczanie zdalne - opowiadała.
Alicja Kukała, nauczycielka języka polskiego z Łodzi, na łamach Vibez.pl opowiadała o tym, że musiała prosić prywatnych przedsiębiorców o ryzy papieru:
- Wcześniej pracowałam w biednej gminie. Składka od rodziców nie wystarczała, bo oni zamożni nie byli. Z pomocą przychodzili prywatni przedsiębiorcy, do których sama pisałam błagalne maile, prosząc, żeby zasponsorowali kilka ryz papieru - mówiła nauczycielka.
Ekspert: Samorządy coraz więcej dokładają do prowadzenia szkół
Jan Zięba, ekspert ds. oświaty z firmy VULCAN, zajmującej się świadczeniem różnych usług dla szkół, twierdzi, że różnica pomiędzy subwencją rządową a wydatkami samorządów na oświatę ma się od wielu lat zwiększać. Mówiąc prościej, samorządy coraz więcej dokładają do prowadzenia szkół.
Ekspert wylicza, powołując się na dane z raportu przygotowanego przez VULCAN, że bieżące wydatki oświaty samorządowej (łącznie z przedszkolami) w Polsce to około 90 mld zł na rok. Z tej kwoty ok. 58 mln złotych samorządy mają głównie z subwencji rządowej, a także z różnych dotacji, wpłat rodziców i dochodów szkoły z np. wynajmu sal.
- Trzeba jednak pamiętać, że np. przedszkola są tylko częściowo subwencjonowane (sześciolatki), a częściowo nie (dzieci młodsze). Nie można zatem jednoznacznie powiedzieć, że te 32 mld zł luki to jest to, co czego brakuje ze strony budżetu państwa, bo część z tego powinna być pokrywana w założeniu z dochodów własnych samorządów - tłumaczy Zięba w rozmowie z Vibez.pl. I choć ekspert zaznacza, że nie ma nic niewłaściwego w tym, że samorządy do szkół dokładają, to faktem jest, że z roku na rok są tym coraz bardziej obciążone. - Niewątpliwie luka pomiędzy dochodami a wydatkami bieżącymi oświaty w samorządach od wielu lat rośnie. Wzrost ten nasilił się w ciągu ostatnich sześciu lat. W 2012 roku luka wynosiła około 15 mld, w 2016 około 18 mld, a w roku 2021 już 32 mld. - mówi.
Ekspert zaznacza, że o ile subwencja rządowa jest dzielona podobnie we wszystkich województwach, to już to, ile samorządy są w stanie z własnego budżetu przekazać szkołom różni się. Dlatego trudno mówić, że szkoły są dofinansowane w taki sam sposób.
- Największa luka jest w gminach miejskich, gdzie do każdej złotówki dopłacają około 80 gr, najmniejsza w powiatach, gdzie do każdej złotówki dopłacają około 15 groszy. Trzeba jednak pamiętać, że powiaty mają o wiele mniejsze dochody własne i jest im często trudniej dopłacić te 15 groszy niż gminom miejskim 80. W ramach tej samej grupy samorządów różnice potrafią być ogromne. Są nieliczne powiaty, w których subwencja niemal wystarcza na utrzymanie szkół i są takie, którym pięć lat temu wystarczała, a dziś muszą dopłacać 8 mln zł rocznie i jest to dla nich gigantyczny problem. Nie da się tego generalizować, choć trendy są jednoznaczne – samorządom coraz trudniej utrzymać oświatę - mówi Zięba.
Pytany o zwiększające się składki na rady rodziców, czy presję na udział rodziców w programach lojalnościowych różnych markerów, mówi:
- Dopłaty rodziców do utrzymania szkół to promile kosztów. To są rzucające się w oczy, ale w istocie maleńkie kwoty w porównaniu do budżetu szkoły, w którym najważniejszy jest budżet wynagrodzeń i utrzymania budynku. Generalnym problemem w tego typu pytaniach jest to, że nie wiadomo, co to znaczy optymalny poziom funkcjonowania oświaty. Łatwo mówić o wydatkach, trudniej o tym, jakie one powinny być, aby zaspokoić wszystkie potrzeby, bo nie wiadomo, co to znaczy "wszystkie potrzeby". Trzeba umieć odpowiedzieć na bardzo trudne pytania, takie jak np. ile powinien zarabiać nauczyciel, czy jaki powinien być standard wyposażenia każdej szkoły.
Popularne
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu
- Jurorka "Tańca z gwiazdami" węszy romans? "Ja nie widzę tej relacji"
- Chłopak Seleny Gomez się nie myje? Prawda wyszła na jaw
- Agata Duda trenduje za granicą. Amerykanie w szoku
- Podgrzej pizzę na PlayStation 5. Pizza Hut prezentuje nietypowy gadżet