"Cieszę się, że moja mama umarła". Czy warto przeczytać? [RECENZJA]
"Cieszę się, że moja mama umarła" to pamiętnik młodej aktorki Jennette McCurdy. Gwiazda serialu "iCarly" opowiada o toksycznych relacjach z matką. Czy można cieszyć się ze śmierci osoby, która powinna być dla nas najważniejsza?
Czy można się cieszyć ze śmierci rodzica? Aktorka Jennette McCurdy, którą pewnie większość kojarzy z serialu "iCarly" z kanału Nickelodeon, udowadnia, że czasem jest to bardzo potrzebne. W książce opowiada nie tylko o swojej relacji z mamą, ale również o tym, z czym muszą mierzyć się młode gwiazdy.
Podobne
- Czemu warto przeczytać "SEXEDPL. Dorastanie w miłości, bezpieczeństwie i zrozumieniu"? [RECENZJA]
- Książka "Nie zostawaj influencerem", czyli apel do młodych [RECENZJA]
- "Dyskoteki, chłopaki i ogólnie takie takie", czyli "Bravo" jakiego potrzebujemy [Recenzja]
- "Powszednia historia" Sebastiana Nowaka to historia o tym, jak wszystko się łączy [Recenzja]
- "Jak płakać w miejscach publicznych" to książka o tym, co śmieszne i ważne [Recenzja]
"Cieszę się, że moja mama umarła" to może nie jest najlepsza książka, jaką przeczytałam, ale z pewnością jest jedną z ważniejszych. To opowieść o tym, jakie piekło może zgotować dziecku rodzić, nawet jeśli wydaje mu się, że wszystko robi dla jego dobra.
"Cieszę się, że moja mama umarła". O czym jest książka?
Gdy Jennette McCurdy ogłosiła, że nie zamierza wystąpić w spin-offie "iCarly", wszyscy zastanawiali się, dlaczego aktorka w przeciwieństwie do pozostałych członków obsady nie pojawi się w projekcie. Odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce "Cieszę się, że moja mama umarła". I raczej nie jest zbyt przyjemna.
McCurdy pokazuje w książce, jak toksyczne dla młodych ludzi może być środowisko filmowe. Tłumaczy, czemu ostatecznie wybrała zdrowie psychiczne. Najważniejszym tematem "Cieszę się, że moja mama umarła" nie jest jednak sama Jennette, ale jej relacja z matką. Matką, która zgotowała jej piekło, z którego tak trudno, nawet po jej śmierci, było się uwolnić.
"Ona się nie budzi. Nic z tego nie rozumiem. Jeśli moja waga to za mało, żeby obudzić mamę, nic jej nie ruszy. Jeśli nic jej nie ruszy, oznacza to, że ona naprawdę umrze. A jeśli naprawdę umrze, to co ja ze sobą pocznę? Moim życiowym celem zawsze było uszczęśliwianie mamy, bycie tym, kim chciała, żebym była. Kim mam teraz być bez niej?" - czytamy w książce.
"Cieszę się, że moja mama umarła". Recenzja
Muszę przyznać, że początkowo czytało mi się tę książkę dość trudno. Już na początku historii widać, że McCurdy ma dość jasno postawioną tezę, która brzmi: moja mama zniszczyła mi życie. Czym rodzicielka aktorki jednak zasłużyła sobie na taką ocenę?
Według książki matka Jennette zmuszała ją do udziału w castingach, kontrolowała jej jedzenie, wprowadziła w anoreksje i bulimie, nieustannie wywoływała w dziewczynie wyrzuty sumienia i uzależniała od siebie psychiczne. Wszystko, co aktorka robiła, było po to, by zadowolić matkę. To jednak nigdy nie wystarczało. Wciąż mogła być lepsza.
To za mało, by stwierdzić, że cieszmy się ze śmierci matki? Cóż, Debra nie tylko kontrolowała jedzenie Jennette. Aktorka opisuje w książce, że matka badała jej piersi i pochwę. Przyznaje, że czułą się przez nią zgwałcona, ale nie potrafiła się sprzeciwić, wyrazić tego, co czuje.
W pamiętniku dostajemy nie tylko wycinek z początków kariery aktorki i dowiadujemy się, jak wyglądała jej praca na planie "iCarly". Jennette pokazuje również, jak to wszystko na nią wpłynęło, opisuje swoje zmagania z narkotykami, alkoholizmem, depresją, toksycznymi związkami. Ostatecznie zabiera nas też na swoją terapię i pokazuje, jak trudno jest uwolnić się od zmarłej matki.
"Cieszę się, że moja mama umarła". Czy warto przeczytać?
To, co mi przeszkadza w "Cieszę się, że moja mama umarła", to sposób, w jaki ta historia została przedstawiona. Konkretniej: nagromadzenie wątków i ich drobiazgowość. McCurdy pisze nawet o tym, że nie mogła mieć ulubionego koloru czy smaków lodów, bo zawsze musiał być nim ten, który lubi jej mama. Z tego względu opowieść Jennette była dla mnie, szczególnie na początku, odrobinę przytłaczająca.
"Nie mogę wspomnieć o tym mamie, gdyż mama woli róż. Byłaby załamana, gdybym nagle jej oznajmiła, że przerzuciłam się na kolor, który nie jest jej ulubionym. Tak jej na mnie zależy, że załamałby ją fakt posiadania przeze mnie własnego ulubionego koloru. To zaszczyt. Prawdziwa miłość" - czytamy w książce.
Nie chodzi oczywiście o to, że nie wierzę w doświadczenie McCurdy. Po prostu wydaje mi się, że można było o nim lepiej, subtelniej opowiedzieć. "Cieszę się, że moja mama umarła" mogłabym porównać do książki "Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu" Aleksandry Zbroi, w której dostajemy historię córki alkoholika. Choć obie te pozycje poruszają podobny wątek - tzn. wpływ toksycznego rodzica na nasze życie i nienawiść, jaką do niego w związku z tym żywimy - to pod względem literackim powieść Zbroi jest znacznie lepsza.
Nie oznacza to jednak, że "Cieszę się, że moja mama umarła" jest książką złą. Wydaje mi się, że może pomóc wielu osobom uwolnić się od przekonania, że rodziców trzeba kochać mimo wszystko. Nie trzeba. Czasem warto się od nich odciąć, nawet jeśli to oznacza, że trzeba będzie sobie przyznać gdzieś w środku, że cieszymy się z jego/jej śmierci. Mimo nagromadzenia trudnych tematów, opowieść McCurdy czyta się zaskakująco szybko i lekko, za co zapewne odpowiada talent komediowy aktorki.
Popularne
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Chill Guy podbija internet. O co chodzi z wyluzowanym ziomkiem?
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Naruciak i Psycholoszka stracili pieska. "Nie wybaczę sobie nigdy"
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu
- Jurorka "Tańca z gwiazdami" węszy romans? "Ja nie widzę tej relacji"
- Chłopak Seleny Gomez się nie myje? Prawda wyszła na jaw