Livingston: "bycie artystą jest albo bardzo intensywne, albo bardzo ciche" [WYWIAD]
Livingston ma 23 lata, ale jego dojrzałość paradoksalnie wskazuje na wiekowe życiowe doświadczenie. Artysta swoją muzyką reprezentuje tych bez reprezentacji, a także sam stara się odnajdywać w świecie, w którym wcale przecież nie jest łatwo.
Maja Kozłowska, vibez.pl: Twój ostatni album nosi tytuł "Hometown Odyssey". Czy postrzegasz swoją karierę jako podróż, swojego rodzaju wędrówkę?
Podobne
- Kendrick Lamar i SZA ruszają w stadionową trasę. Wyjątkowy koncert także w Polsce!
- Marcin Maciejczak: "chcę pokazać moją bezczelną twarz" [WYWIAD]
- Livingston zagra w Warszawie! Czeka was emocjonalna odyseja!
- Inside Seaside - dlaczego festiwal w listopadzie to świetny pomysł? [RELACJA]
- Inside Seaside - listopadowy powrót do festiwalowej ery. Kto wystąpi w Gdańsku?
Livingston: Tak, bardzo inspiruje mnie klasyczny motyw podróży bohatera. Spotykasz kogoś w niepozornym miejscu i czasie i nagle musisz podjąć decyzję – zostać w znanym, bezpiecznym miejscu czy jednak wykonać krok naprzód, zrobić coś trochę nienaturalnego, trochę przerażającego. Podczas takiej drogi bohater zawsze poznaje przewodnika – kogoś, kto wskaże mu umiejętność niezbędną do osiągnięcia celu. Ostatecznie masz spełnić misję dla dobra otaczającego cię świata. W rzeczywistości czuję się raczej jak Bilbo Baggins - pochodzę z przeciętnego miejsca, ale przeszedłem przez rzeczy, które będą rezonować z wieloma. Żeby sobie poradzić z własnymi trudnościami wyolbrzymianiem je do wielkiej skali, jakbym opowiadał sobie własną historię herosa. Więc tak, w tym sensie dobrze kombinujesz z tym pytaniem.
Pochodzisz z Texasu. Czy dorastanie w Denton miało na ciebie wpływ jako na artystę?
- Dało mi to dużo przestrzeni na wymyślanie własnych pomysłów, ponieważ to nie jest interesujące miejsce. W Denton była świetna muzyka i dobra kultura, ale wizualnie nie ma podjazdu do jednego z tych pięknych europejskich miast. To po prostu krowy, farmy, nie dzieje się tam wiele. Więc musiałem sam sobie wyobrazić własny świat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Livingston - Last Man Standing (Official Visualizer)
Czujesz się związany ze swoim miasteczkiem? Lubisz tam wracać?
- Tak, w sensie - wszyscy ludzie, którzy mi coś dali, których kocham i bez których by mnie tu nie było, pochodzą stamtąd. W tym sensie naprawdę wierzę, że to ludzie tworzą miejsce, niekoniecznie samo miasto, ale społeczność, która w nim jest. Chętnie wracam do domu, zwłaszcza, kiedy potrzebuję czasu na regenerację i odłączenie się. Bycie artystą jest albo bardzo intensywne, albo bardzo ciche - powoli się do tego przyzwyczajam. Dom to dobre miejsce na ciszę.
Życie w trasie potrafi każdemu dać w kość, a ty jesteś osobą neuroatypową. Co jest dla ciebie najtrudniejszym aspektem tak długich wyjazdów i koncertowania?
- Odnalezienie rutyny. Regularność, robienie tych samych rzeczy, trenowanie w ten sam sposób, podobny rozkład dnia - to zapewnia mi spokój, ale po prostu nie jest realistyczne w trasie. Ale przyzwyczajam się do tego, że to są różne sezony - sezony nowości. Trasa po Europie może dostarczyć inspiracji do napisania wielu nowych piosenek. Wszystkie osoby, które spotykam, koncerty, które gram - to przytłacza, ale jednocześnie jest źródłem natchnienia. Cały czas uczę się szukać swojego balansu.
Bardzo otwierasz się w swoich piosenkach. Czy uważasz, że mężczyźni mają dziś space, żeby pokazywać swoją wrażliwość i bezbronność?
- Powoli dochodzimy do tego punktu. Widzieliśmy, co się dzieje, gdy zdrowie psychiczne jest tematem tabu. Brak przestrzeni dla mężczyzn skutkuje ich pominięciem i wykluczeniem, a efekty mogą być naprawdę straszne. Kultura coraz bardziej otwiera się na tę dyskusję, a muzyka jest pięknym punktem wyjścia do kontynuowania tej rozmowy.
Wyobrażam sobie, że twoja muzyka jest taką comfort zone dla twoich fanów w momencie, kiedy czują się zagubieni. W czym ty szukasz ukojenia, kiedy czujesz, że wszystko zdaje się być nie tak?
- W mojej rodzinie, w ludziach, których kocham, w siłowni. Lubię piękne spacery w fajnych miastach, dobre książki - proste rzeczy. Wbrew pozorom nie robię niczego niezwykłego. Nie włóczę się zbytnio, nie próbuję na siłę uciekać, żeby odkryć siebie na nowo. Po prostu lepiej mi w codzienności.
Która część bycia muzykiem, występowania na scenie, daje ci największy boost serotoniny?
- Czasem mam wrażenie, że wkładam w coś mnóstwo wysiłku, a rezultat i tak jest minimalny. Rutyna, marketing - to jest trudne. Niektóre rzeczy wymagają z kolei tylko odrobiny serca, a efekt jest aż niewspółmiernie wysoki, totalnie zaskakujący. Piszę piosenki w swojej sypialni - i tak bym to robił, nawet jeśli nikt miałby tego nie usłyszeć - a potem te piosenki docierają do milionów ludzi. Nie ja sprawiłem, że tak się stało, nie forsowałem tego na siłę. Niektóre utwory nagle zaczęły żyć własnym życiem. Wtedy przypominam sobie, że to właśnie takie momenty są najpiękniejsze. To ogromna satysfakcja, widzieć, jak ludzie łączą się z utworami, które powstały w chwilę, a teraz mogą trwać wiecznie.
Jutro grasz koncert w Polsce. Jakie masz wyobrażenie o naszym kraju, jeszcze zanim doświadczyłeś go na żywo?
Myślę, że to bardzo piękne, spokojne miejsce. Widzę zielone pola, zadbane miasta, prawdopodobnie świetne jedzenie. Z jakiegoś powodu wyobrażam sobie wiatraki.
Mam nadzieję, że spróbujesz pierogów (śmiech). Dzięki za rozmowę i do zobaczenia!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Livingston - Shadow (Official Visualizer)
Popculture shots. Livingston
Wymień trzech artystów, którzy zasługują na więcej.
- Luz, irlandzka songwriterka. Ma 23 lata i jest niesamowita. Brakence, który jest fenomenem hyperpopu. Nie wychyla się, ale wywarł bardzo duży wpływ na ten rodzaj muzyki i ukształtował współczesną scenę. No i zdecydowanie Jon Bellion nie ma wystarczającego uznania, a to właśnie on jest ogromną inspiracją dla dużej części new wave’u i i dzieciaków, które tworzą pop w swoich pokojach.
Wymień trzech rzeczy, które zawsze musisz mieć w swojej garderobie na trasie.
- Rurkę do rozgrzewki wokalnej (śmiech). Bez niej nie zrobię warm-upu, a jak nie zrobię warm-upu… Muszę mieć paszport, bo jestem Amerykaninem i bez niego nie mógłbym, ot tak, podróżować po Europie. No i jakieś źródło białka, batonik albo shake’a. Czasami trudno to dostać.
Wymień trzy najlepsze filmy, jakie widziałeś w zeszłym roku.
- "Świadek" z Harrisonem Fordem. To historia o mężczyźnie, który trafia do społeczności amiszów i zakochuje się w dziewczynie. Niesamowite - i zdobył wszystkie Oscary. Podobało mi się "Wicked". Obejrzałem prawie całe, a mój attention span jest bardzo krótki. ["Wicked" trwa dwie godziny i 40 minut - przyp. red.]. To, co dałem radę zobaczyć, było bardzo dobre. No i "Trzeci człowiek", klasyka kina noir. Mogę oglądać ten film w kółko i za każdym razem jestem zachwycony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wicked | Popular
Livingston wystąpi w warszawskim klubie Stodoła 11 lutego. Supportem będzie Zuzanna Malisz. Bilety są dostępne na stronie Live Nation.
Popularne
- O co chodzi z "Montoya, por favor"? W sieci huczy o tej zdradzie
- Sowa Duolingo nie żyje. Wszyscy możecie ją mieć na sumieniu
- Polak zrobił zakupy za 9 zł. Przeżył za tę kwotę cały dzień
- Zrobiła obiad dla ośmiu osób za 16 zł. Przepis hitem internetu
- Amerykanka chce 100 tys. dolarów. Sassy influencerka podbiła internet
- Znamy ceny biletów na koncert Kendricka Lamara i SZA-y. Fani w szoku
- "Diabeł morski" straszył u wybrzeży Teneryfy. Ryba skończyła marnie
- Dom Genzie jest na sprzedaż. Cena? "Skromne" kilka milionów
- Kanye West pogrąża się coraz bardziej. Prosi Trumpa o ułaskawienie P. Diddy'ego