Nie jestem fanką sanah i po koncercie też nią nie zostanę. Było

Nie jestem fanką sanah i po koncercie też nią nie zostanę. Było super [RELACJA]

Źródło zdjęć: © materiały prasowe
Maja KozłowskaMaja Kozłowska,22.09.2025 16:30

W piątek i sobotę 19-20 września sanah zagrała dwa wyprzedane koncerty na Stadionie Narodowym. Cudze chwalicie, swego nie znacie? Obiektywnie to były przekozackie koncerty.

W sumie trzykrotnie wyprzedany Stadion Narodowy - nieironiczne brawa dla sanah. Artystka jest pierwszą Polką, której się to udało i zapewne jeszcze przez dość długi czas - jedyną. Na jej koncert w Warszawie trafiłam przypadkiem: bardzo możliwe, że zabrałam miejsce komuś, kto bardzo, bardzo chciałby tam być, ale niestety nie mógł - przepraszam.

Od dawna nie słyszałam absolutnie żadnej jej piosenki, może poza przypadkowym podchwyceniem jakiegoś utworu w radio, nie byłam też na bieżąco z wydawnictwami. Albumy, goście, wiersze, trasa po filharmoniach, balowa estetyka, ananas, szynka, mozzarella, papryka, nutka róży: kojarzę lore sanah może ciut bardziej niż przeciętny konsument niezainteresowanym tym sektorem popkultury. Wiem, że ma dłonie jak konwalie, że "słucha Mozarta" rymuje ze "smaczna jak bułka tarta" i że jej sceniczna postać trzpiotki totalnie do mnie nie trafia.

Docenię solówkę na skrzypcach, zaklaszczę dla zespołu, będę podziwiać za śpiewanie przez ponad trzy godziny, a nawet pochwalę teksty, z których śmiałam się linijkę temu. Bo może infantylne, ale za to oryginalne. Bo może poszerzą horyzonty młodych słuchaczy, tak, serio: o trochę staromodne wiązanki typu "fora ze dwora". I choć krytyka sanah wydaje się na miejscu, bo na koncercie nie do końca dobrze się bawiłam (a o to chodzi), tak najzwyczajniej w świecie - nie mogę tego zrobić. Na show poszłam z własnej woli. Co więcej: show dostałam.

trwa ładowanie posta...

Nawet jej nie słucham. Muszę przyznać, że sanah zjadła

Produkcyjnie koncert sanah zrobił na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Wybieg w kształcie litery S? Klasa. Więcej fanów miało szansę być blisko artystki niż w przypadku klasycznego układu. Na scenie wyświetlały się animacje, a po całej długości wybiegu raz po raz rozchodziły się płomienie. Wybudowana w kilka minut bacówka, płonące ognisko, chromowany JEŻDŻĄCY(!) traktor (którym kierował gitarzysta, a zarazem mąż artystki, Stanisław Grabowski) B stage, C stage, błoto, piach, kolumnowe podnośniki, sanah kilkukrotnie unosząca się kilka metrów nad publicznością, srebrna krowa... The Eras Tour who? Beyoncé who? Dużo, więcej, najwięcej. Rozmowa z producentem i reżyserem show musiała przebiegać mniej więcej w taki sposób:

- Jakie chcesz efekty?

- TAK.

Stadionowe występy przyzwyczaiły już koncertowiczów do pewnego poziomu. Buchający ogień czy działko z konfetti nie zaskoczy stałego bywalca największych koncertowych venue. Za dobrze to już znamy, zbyt wiele razy to widzieliśmy. Śmiem twierdzić, że polscy artyści mają przy tym dużo, dużo trudniej. Oni nie tylko muszą wyprzedać ten stadion - oni muszą na tej scenie dowieść, że na to zasłużyli. Nie mogą zagrać stadionowego koncertu - muszą zagrać Stadionowy Koncert, wielkimi literami, z obszerną listą gości, efektem WOW, scenografią, jakiej jeszcze nie widziano i pod scenariusz, który nie pozwoli na moment znużenia.

I zupełnie serio: abstrahując od osobistych animozji, sanah naprawdę udało się to zrobić. Mogę nie słuchać jej muzyki, mogę jej nawet nie lubić, jej żarty skręcają, osobowość drażni, a zdejmowanie butów i wręczanie ich fanom sprawia, że przechodzi mnie dreszcz. Muszę za to przyznać: jej koncert był dużo ciekawszy i bardziej oryginalny od choćby występów Dawida Podsiadło, ale także międzynarodowych gwiazd: Imagine Dragons (którzy w porównaniu wypadali po prostu przeciętnie) czy Guns N' Roses (którzy byli nudni i nie dowozili - a przynajmniej Axl nie radził sobie z wokalem). Super, brawo, hip-hip, hurra!

trwa ładowanie posta...

Narodowa beczka dała radę. Słyszałem i sanah, i skrzypce, i nawet bas

Głównym problemem na Stadionie Narodowym jest dźwięk, który czasami bywa naprawdę parszywy. Nie tym razem. Realizatorzy spisali się na medal: bez znajomości tekstów dało się rozpoznać słowa ("Dziękuję za kompot, wybaczcie mi kłopot // Niezręczny monolog, czy tu jest psycholog?"), a muzyka była muzyką - nie tylko głuchym łupaniem perkusji. Zespół sanah i ona sama poskromili demona PGE Narodowego: dobrze brzmiały tam smyczki, wokal, klawisze, gitary i bębny. Da się? Da się.

Koncert trwał ponad trzy godziny i chociaż mi czas się dłużył, wierzę, że fani byli szczerze zachwyceni. Powodów do innej recepcji szczerze nie ma - no, może ci, co nie wiedzą, jak działa ta branża, mogli być rozczarowani brakiem Dawida Podsiadło czy Vito Bambino, mimo że sanah przed show ogłosiła kompletną listę gości.

No właśnie: każdy z nich zasługuje na swoje pięć minut, choć na mnie osobiście największe wrażenie zrobił zespół Mazowsze (absolutnie wspaniałe szerzenie polskiej kultury) oraz chłopięcy chór, który pierwszy raz pojawił się na scenie podczas interpretacji "Elegii o… [chłopcu polskim]" Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wykonaną wspólnie z Michałem Bajorem. U boku sanah wystąpiła zjawiskowa Natalia Szroeder, ikoniczna Nosowska, a także Kasia Kowalska, Mela Koteluk, Grzegorz Skawiński (hit), wyczekiwany przez Gen Z Sobel (dał radę wystąpić mimo problemów zdrowotnych, przez które odwołał własne koncerty), a także Alicja Majewska, Kuba BadachKrzysztof Zalewski. Polska alternatywa w komplecie (prawie).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

sanah, Sobel - Dwoje ludzieńków (B. Leśmian)

Najpierw stadiony, a potem? Co dalej z polskimi artystami?

Kolektywnie jako Polacy powinniśmy świętować sukces sanah - cieszyć się z niej, z Dawida, z Taco Hemingwaya,Quebonafide i z Maty, czyli piątki artystów, którzy wyprzedali Stadion Narodowy. Każdy z tych sold outów to wydarzenie na skalę krajową. Każde z nich to nowy rozdział dla polskiej muzyki.

Nie słucham sanah, uczestnictwo w koncercie nad koncertami tego nie zmieni, ALE - bardzo się cieszę, że produkcje na takim poziomie (światowym) są robione przez naszych artystów dla polskich słuchaczy.

Wiemy już, że można - ale uważam, że trzeba to podkreślić: wyprzedanie PGE Narodowego, stadionowej trasy koncertowej czy nawet własnego festiwalu nie jest wszystkim, co może osiągnąć polski artysta. Poza Polską jest także Europa - i wcale nie trzeba mieć 3 milionów miesięcznych słuchaczy (ani nawet performować po angielsku), żeby mieć sold outy klubowych koncertów i być popularnym worldwide - tak, jak się na to zasługuje. Artystyczne ambicje są różne, ale próbować nie zaszkodzi.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0