40 tys. ton odpadów obok polskich domów. Cierpią mieszkańcy
W Tuplicach koło Zielonej Góry zalega ponad 40 tys. ton odpadów z niemieckiej huty cynku. Mieszkańcy pobliskich domów alarmują, że mają do czynienia z trującymi substancjami.
Ogromne składowisko odpadów w Tuplicach powstało w 2013 r. na terenie zabytkowej, zrujnowanej cegielni, którą kupił prywatny inwestor. Zdobył zgodę od ówczesnego starostwa i wójta. Deklarował przetwarzanie odpadów, a skończyło się na magazynowaniu i ich porzuceniu - informuje w materiale "Interwencji" Polsat.
Podobne
- Historyczna data. Strefa Czystego Transportu wchodzi w życie
- Oblali farbą warszawską Syrenkę. "To jest mój sprzeciw"
- Ostatnie Pokolenie oblało "krwią" Schody Smoleńskie. Aktywista czeka na proces
- Odchodzenie od paliw kopalnych. Dobre wiadomości z Unii Europejskiej
- Wschód na wiecu Donalda Tuska. Szef PO zapowiedział rozliczenie Orlenu
Odpady z niemieckiej huty cynku przez lata utworzyły ogromną hałdę o wadze 40 tys. ton, która znajduje się zaledwie 500 m od urzędu gminy, tuż przy dworcu kolejowym i na dodatek między domami.
Śledztwo mieszkańców w sprawie odpadów
- To jest z huty cynku, a wiadomo, cynk to odpady trujące, metale ciężkie - mówi Zbigniew Nowicki, mieszkaniec Tuplic i emerytowany strażnik graniczny. - Obok składowiska są dwa stawy, ryby zaczęły pływać do góry brzuchami - wskazuje.
Cierpią nie tylko zwierzęta, ale również rodziny zamieszkujące pobliskie domy. Zaledwie 50 m od składowiska mieszka z żoną emerytowany celnik, Henryk Warchał. Wspólnie z sąsiadem Zbigniewem rozpoczął prywatne śledztwo.
- Było pozwolenie wydane na odpady niezwiązane z cynkiem ani kadmem. A przyjechała cała tablica Mendelejewa. W decyzji było napisane, że powinno to być składowane na betonie, w silosach i zadaszone. Jest goła ziemia, bez silosu i zadaszenia - wyjaśnia Warchał.
- Często chorujemy, drapie w gardle, gorączki nie ma, ale gardło boli, wcześniej nie bolało - dodaje jego żona, Bogumiła Warchał.
Sprawa odpadów trafiła do sądu
Mieszkańcy Tuplic obawiają się o swoje zdrowie. Wskazują, że wiatr roznosi odpady po okolicznych ogrodach, w których rosną warzywa. - Mam ogródek z warzywami, my je jemy, ale czy możemy? - zastanawia się pani Bogumiła.
Co więcej, według mieszkańców teren składowiska jest niezabezpieczony, a znajduje się na nim wiele ryzykownych miejsc, jak kanały bez włazów. Stanowi to zagrożenie dla dzieci bawiących się w pobliżu wysypiska.
Obawy tupliczan sprawiły, że sprawą odpadów zajął się sąd w Dreźnie. Nakazał on zabranie ich z powrotem do Niemiec, ponieważ nigdy nie powinny trafić do Polski. Niestety od decyzji zostało złożone odwołanie. Na domiar złego włodarze Tuplic nie poczuwają się do odpowiedzialności.
- Absolutnie nie wywiozę tego, bo ja jako gmina nie poczuwam się do odpowiedzialności. Po drugie nas na to nie stać. Wierzę, że rząd zrobi wszystko, żeby to wróciło, skąd przejechało. I na koszt ludzi, skąd to jest - mówi Katarzyna Kromp, wójt Tuplic.
Źródło: Polsat "Interwencja"
Popularne
- Amsterdam zaprasza na rave na autostradzie. 9 godzin mocnego techno
- Łzy i drżący głos. PashaBiceps stracił czworonożnego przyjaciela
- Maskotki Minecraft do kupienia w Biedronce. Ile kosztują?
- Podejrzany o zabójstwo tiktokerki wrócił na miejsce zbrodni. Zostawił przerażający list
- Lalka Anabelle wyruszyła w upiorne tour. Warrenowie ostrzegali, żeby jej nie ruszać
- Ile przetrwałbyś na platformie bez lajków? Daj się wciągnąć w fediwersum
- Uzależnił się od smartfona. Straszne, co stało się z jego głową
- Kawiaq nie przyznaje się do winy. Ruszył proces patostreamerów
- "Kocham cię". Justin Bieber w ogniu krytyki po słowach do 17-latki