zatrzymania Jana Radziwona

„Usłyszałem wtedy: Szmato, na ziemię!” Rozmawiamy z Jankiem Radziwonem o Strajku Kobiet i zatrzymaniu.

Źródło zdjęć: © Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Zofia WilczuraZofia Wilczura,25.11.2020 12:18

17-letni licealista, Jan Radziwon, w zeszłym tygodniu został zatrzymany przez policję. Powód zatrzymania? Udział w demonstracji, która miała na celu wyrażenie solidarności ze Strajkiem Kobiet. Rozmawiamy z Jankiem i pytamy o szczegóły zatrzymania.

Zacznijmy od początku. Czy chodziłeś na wcześniejsze marsze? Jakie emocje i dlaczego towarzyszą protestującym?

Chodziłem na strajki prawie codziennie albo co drugi dzień. W zasadzie od kiedy pojawiło się orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Na tych strajkach jest bardzo dużo emocji. Bardzo mi się to podoba, że panuje na nich atmosfera siostrzeństwa i zjednoczenia we wspólnej sprawie. Chodzi na nie dużo osób i poczucie, że wszyscy jesteśmy tam razem i sobie nawzajem pomagamy bardzo podnosi na duchu. Natomiast martwi mnie teraz to, że na początku, kiedy dowiedzieliśmy się o orzeczeniu TK, na ulicę wyszedł Strajk Kobiet i rzeczywiście nasz cel był dosyć jasno postawiony, a teraz te protesty i ten strajk zamieniły się w coś więcej i zaczęły pojawiać się ogólne hasła takie jak jeb*ć PIS. Powoli zaczynamy odchodzić od pierwszego założenia tych protestów. Cieszy mnie duża ilość ludzi na ulicach, ale martwi mnie to, że zapominamy o tym, że walka toczy się o prawa kobiet, a nie o ogólny bunt Polaków. 

Opowiedz, gdzie staliście 19 listopada i na czym dokładnie polegała demonstracja?

Byłem ze znajomymi na demonstracji solidarnościowej pod Sądem Okręgowym w Warszawie przy al. Solidarności. Pojawiło się tam całkiem dużo ludzi, co było dosyć niespodziewane jak na demonstrację solidarnościową. Bardzo się z tego cieszyłem, ponieważ uważam, że powinniśmy częściej organizować takie demonstracje. Jest to ważna część protestów. W pewnym momencie zaczęło się zamieszanie. Zaczęli legitymować ludzi. Zaczęli ich wynosić. Ja sam zostałem wylegitymowany i dostałem dwa mandaty. Jakąś dziewczynę policjant mocno popchnął. Po pewnym czasie przeszliśmy na drugą stronę ulicy i zaczęliśmy ze znajomymi blokować płodo-busa z fundacji pro-life. Wtedy pro-life’owcy zadzwonili po policję. Jak ludzie zobaczyli, że policja zaczyna się zbierać, zaczęli się gromadzić wokół nas. W tym momencie zaczęło się robić naprawdę niebezpiecznie. Policja zaczęła być agresywna i zaczęli okrążać protestujących. Właśnie wtedy zostałem zatrzymany.

Czy kogoś zatrzymali oprócz ciebie?

Tak. Jeszcze zanim mnie zatrzymali, słychać było o aresztowaniach. Jeszcze pod Sądem Okręgowym były wozy policyjne z zatrzymanymi. Tego dnia zatrzymano mnóstwo osób, z czego większość pewnie była właśnie z naszej solidarnościówki.

Jak wyglądało zatrzymanie?

Zostałem brutalnie rzucony na ziemię przez policjanta. Wtedy usłyszałem: „Szmato, na ziemię!”. Ten człowiek był nieumundurowany. Nie przedstawił mi się. Wcześniej widziałem go, jak stał w grupie policjantów i z nimi rozmawiał. Wtedy nagle rzuciła się na mnie grupa policjantów, którzy zaczęli mnie dociskać kolanami do ziemi. Leżałem na brzuchu i mówiłem im, że się duszę, ale oni nie zwracali na to uwagi i zakuli mnie w kajdanki. 

Jak myślisz, dlaczego akurat ciebie zatrzymała policja?

Myślę, że nie ma co snuć teorii na ten temat. To wszystko jest dosyć proste. Po prostu miałem na sobie jaskrawo żółtą kurtkę i byłem łatwy do odnalezienia w tłumie. Do tego dosyć aktywnie udzielałem się w demonstracji. Zresztą, podobnie jak wielu innych ludzi. Tak naprawdę mogło paść na każdego. Ja po prostu byłem dobrze widocznym celem.

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak na pytania o twoim zatrzymaniu powiedział, że „Jeżeli chłopak nie byłby agresywny, zachowywałby się w sposób właściwy, nie byłoby powodu do żadnej interwencji.” Jak się do tego odnosisz? Czy uważasz, że twoje zachowanie rzeczywiście było agresywne, czy chociażby prowokacyjne?

 Nie. Absolutnie nie. To jest wszystko zmyślone i nieprawdziwe. Dostałem zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza i ten zarzut jest absolutnie niezgodny z prawdą. Coś takiego nie miało miejsca, więc ten rzecznik po prostu kłamie, ale to nie jest żadna nowość.

Spędziłeś całą noc na komisariacie. Czy był tam ktokolwiek z tobą? Mogłeś się z kimś skontaktować?

 Byłem na dwóch komisariatach. Na początku trafiłem na komendę policji przy ul. Żeromskiego 7 na Żoliborzu. Tam spędziłem 4,5 godziny. Tam nie dano mi możliwości kontaktu z rodzicami. Powiedziano mi, że policjant może wykonać telefon do jednego z rodziców i obrońcy za mnie. To wszystko bardzo długo trwało. Wykonanie jednego telefonu zajęło im prawie dwie godziny. W zasadzie moi rodzice i pani mecenas wiedzieli o moim zatrzymaniu długo przed tym telefonem. Nie pamiętam w tym momencie czy zostałem poinformowany o możliwości wykonania telefonu, czy sam musiałem się tego domagać, ale wiem, że te procedury trwały na tyle długo, że nic mi ten telefon nie dał. Później przewieziono mnie na komendę przy ul. Jagiellońskiej 51 na Pradze i tam spędziłem noc. Byłem w celi absolutnie sam przez ponad 15 godzin. 

To musiało być ciężkie doświadczenie. Co się wtedy działo w twojej głowie?

 Siedzenie na dołku to był najgorszy moment. W żadnym wypadku nie miałem chwili zwątpienia w słuszność sprawy, ale wtedy było mi dość ciężko. Przez cały czas nie miałem dostępu do zegarka i nie wiedziałem, która jest godzina i ile już tam siedzę. Na komendzie kazali mi się rozebrać, zdjąć majtki i przykucać. Zabrano mi wtedy wszystko. Nawet sznurówki od butów. W celi było mleczne okno, przez które nic nie było widać oprócz lekkiego zarysu światła latarni. Siedziałem sam. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Niby zgasili światło na suficie, ale zostawili zapaloną lampkę nad drzwiami, która bardzo mi przeszkadzała. Dodatkowo byłem w takich emocjach, że pewnie i tak bym nie zasnął. Próbowałem zamykać oczy, ale co jakiś czas spoglądałem w okno i patrzyłem czy już świta. Wiedziałem, że jest środek nocy, ale wciąż z nadzieją spoglądałem w stronę okna. To było naprawdę ciężkie doświadczenie. Nie wiedziałem, ile czasu tam spędzę. Nie wiedziałem, czy wypuszczą mnie rano, czy po 48 godzinach. Nie dawali mi żadnych informacji. O tym, że zostaję w celi na noc, dowiedziałem się od pani mecenas.

 Czy po tym wszystkim nadal będziesz uczestniczył w dalszych protestach i demonstracjach?

 Zdecydowanie będę uczestniczył w dalszych protestach i demonstracjach. Powiedziałbym, że nawet ze zdwojoną siłą. Finalnie te wszystkie zdarzenia tylko bardziej mnie zmotywowały do walki o prawa kobiet. Będę protestował aż do skutku. 

 Co byś powiedział aktualnie protestującym? Masz dla nich jakieś rady?

Na protesty zakładajcie czarne kurtki, a nie jaskrawo-żółte. Wychodzi na to, że ma to całkiem duże znaczenie. Nie wiem, czy mam jakieś konkretne rady, ale bardzo się cieszę, że ta sprawa uzyskała taki rozgłos. Mam nadzieję, że ludzi to zmotywuje do działania. Chcę, aby moja historia była impulsem dla ludzi, którzy wcześniej nie uczestniczyli w protestach. Wyjdźcie na ulicę i pokażcie solidarność z dziewczynami. Nie uważam się za jakąś wyjątkową osobę, dlatego nie chcę dawać specjalnych rad. Chcę, aby ludzie wiedzieli, że to, co stało się ze mną, przydarzyło się też innym i na pewno przydarzy się jeszcze kolejnym. Nie jesteście same! Na koniec powiem, żebyście, będąc na protestach, starali się dowiedzieć, kogo aresztują i gdzie ich trzymają. Będąc na komendzie słyszałem przez okno, jak ludzie krzyczeli moje imię i nazwisko. To była rzecz, która bardzo podniosła mnie na duchu.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 38
  • emoji ogień - liczba głosów: 14
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 7
  • emoji smutek - liczba głosów: 1
  • emoji złość - liczba głosów: 2
  • emoji kupka - liczba głosów: 4
Monika,zgłoś
Policja powinna pałować protestujących którzy blokują sądy, ruch pieszy i uliczny. Ludzie chcę normalnie funkcjonować, maja podatki do zapłacenia rodziny na utrzymaniu.
Odpowiedz
5Zgadzam się16Nie zgadzam się
zobacz odpowiedzi (1)