Romantyzowanie pracy dzieci? Halo, mamy XXI wiek i nie chcemy już tej Waszej korpo kultury pracy
Po co komuś dzieciństwo, jak można pracować? Cóż, może to dla kogoś będzie szokujące, ale taka postawa wcale nie uczy szacunku do pieniądza. Zamiast tego oferuje traumy, pracoholizm i to wieczne poczucie niewystarczalności
Kiedy zaczęliście swoją pierwszą pracę? Ile mieliście lat? Córka Marcina Tyca zaczęła w sobotę w wieku 8 lat, zbierając wiśnie. Tym samym jej ojciec mógł udowodnić, niektórym influencerkom i aktywistkom, czym jest "prawdziwa praca".
Podobne
- Mniej godzin pracy. Jak zmieni się twoje życie?
- Jak napisać pierwsze CV? Poradnik dla świeżaków na rynku pracy
- Mentzen, polityk partii KORWIN, szuka pracownika za 3 tys. zł brutto. Wymagania: "gotowość do pracy ponad normę"
- Dlaczego w Polsce nie rodzą się dzieci? Ustawa antyaborcyjna, 500+ nie działa, brak mieszkań, lęk klimatyczny…
- Ojciec Maty promuje niewolnictwo XXI wieku. Wg niego liczy się tylko praca po 16h na dobę
W końcu to, czym zajmują się Hanna M. Zagulska czy Maja Staśko "nie jest pracą". A przynajmniej tak pewnie myśli część osób – o tym problemie pisałam trochę w kontekście banowania na Instagramie, więc nie będę się powtarzała. W każdym razie fakt, że aktywistki i aktywiści, czy osoby pracujące w Internecie zarabiają i żyją dzięki darowiznom, niektórych trochę chyba boli.
Praca, pracy nie równa
W końcu to nie jest żadna "poważna" praca. Jakby poszła w pole i pozbierała truskawki, to wszystko byłoby w porządku. Zagulska ewentualnie mogłaby zostać lekarką lub prawniczką – to też są "jakieś zawody". Ale wspieranie finansowo kogoś, kto napisał jakąś książkę dla dzieci i zajmuje się aktywizmem? Chyba żart.
Zaznaczę może, że powyższy fragment ma charakter ironiczny i ja nie zamierzam umniejszać temu, co robi Hanna. Właściwie średnio mnie w ogóle interesuje, z czego żyje. Internet już nie raz udowodnił, że pieniądze można zarabiać w różny sposób np. sprzedając chrupka Doritos czy sprzedając miłość online. Wszystkie chwyty dozwolone, a sam problem wartościowania konkretnych zawodów, jest w ogóle trochę szerszym tematem, który zostawię na później, bo w tej sprawie właściwe chodzi trochę o coś innego.
Czy cofnęliśmy się o sto lat?
Konkretniej - chodzi o romantyzowanie pracy dzieci. Wiecie, to że Tyc nie uważa, że to, co robi Zagulska zasługuje na jakieś finansowe wsparcie, to jedno. Ale czemu miesza do tej sprawy swoją 8-letnią córkę?
Milczeniem w ogóle pominę udostępnianie fotografii dziecka (ja bym bardzo nie chciała na jej miejscu np. za 10 lat odkryć, że moje zdjęcie było częścią twitterowej inby). Chodzi mi o samo fetyszyzowanie pracy. Wydaje mi się, że czasy, w których dzieci od małego musiały pracować, już dawno się skończyły. Na szczęście w naszym kraju znaczna część osób żyje już na takim poziomie, że nastolatkowie nie muszą chodzić do pracy, by utrzymać rodzinę.
Tak, tak, ja wiem, że Tycowi wcale nie o to chodziło, bo przecież dziewczynka "w ramach rozsądku dostaje od nich wszystko". Zbieranie wiśni przez jego córkę było tylko "zabawą" i ewentualnie "miało nauczyć ją szacunku do pieniądza". Szkoda tylko, że oba te argumenty są po prostu złe.
Zabawa z przyjaciółmi? Lepiej popracować!
Po pierwsze, to nie wiedziałam, że za "zabawę" dostaje się pieniądze. Jasne, zbieranie owoców, może być jakąś formą przyjemności, ale wydaje mi się, że 5h takiej aktywności raczej się w "miłym spędzaniu czasu" nie mieści. Dzieci w tym wieku raczej wolą bawić się w trochę inny sposób.
Ktoś w ramach komentarza do tej sprawy napisał, że dziewczynka zamiast beztrosko zbierać wiśnie "mogła się gapić w tablet i organizować zrzutki". Tylko kurcze, w dzisiejszych czasach "gapienie się w tablet" jest po prostu częścią dzieciństwa i musimy przestać demonizować spędzanie czasu przed komputerem.
Warto też pamiętać o tym, że dzieci podczas takich prac często tracą też życie np. trzy lata temu w Ostrówku 6-letnie dziecko wpadło do maszyny produkującej paszę i zginęło. Oczywiście to dość drastyczny przykład, ale chciałabym tylko zaznaczyć, że takie rzeczy też się zdarzają. Warto te pamiętać o tym, że wiele osób, które spędziło "dzieciństwo" w ten "konstruktywny" sposób np. pracując, w dorosłym życiu płaci za to traumami:
Zamiast szacunku do pieniędzy będą traumy
Wracając jeszcze do argumentu dotyczącego "szacunku do pieniędzy". Córka dostała od Tyca za tę "zabawę" 400 zł. Jakiego szacunku do pieniędzy ją to nauczyło? Gdyby faktycznie czas spędzony na zbieraniu wiśni był dla niej przyjemnością, nie potrzebowałaby chyba żadnej innej nagrody.
Poza tym jak już chce "bawić się w dorosłość", to chyba ktoś będzie musiał w końcu dziewczynce powiedzieć, że w "dorosłym życiu" za wykonanie pracy, nikt jej tego "dodatkowego bonusu" nie da.
Wiecie i mi wcale nie chodzi o to, że dzieci mają tylko siedzieć przed tabletem. Jak chcą iść w pole zrywać truskawki, to niech idą. Tylko niech takie wyprawy uczą ich szacunku do zieleni i przyrody, a nie pogoni za pieniądzem.
Zamiast dzieciństwa pogoń za pieniądzem
To jest coś, co mnie osobiście w tej sprawie uwiera najbardziej. Po co w ogóle wysyła się dzieci w tak młodym wieku do pracy (nawet pod przykrywką "zabawy")? To moim zdaniem tylko napędza ten niepotrzebny pęd za pieniądzem (proszę nie mylić z "pieniądze nie są potrzebne", bo są). Myślę też, że wyścig szczurów w szkole, pięcie się po "szczeblach kariery" i to wartościowanie konkretnych zawodów też się z tym wiąże.
Ja pierwsze pieniądze zarobiłam w wieku 16 lat. Opiekowałam się synem mojej cioci. Czy wolałabym ten czas spędzić w inny sposób? Pewnie tak. Po maturze też od razu poszłam do pracy. Nie dlatego, że moich rodziców nie było stać na moje utrzymanie. Dlatego, że bardzo chciałam wszystkim pokazać, że się nie lenię, że coś w życiu osiągnę.
Przez właśnie takie myślenie, ciągle miałam poczucie, że muszę być kimś, a żeby być kimś, muszę zacząć wcześnie pracować, robić sobie jakieś CV, co by się do dobrego korpo dostać i te pieniądze takie wielkie i "ważne" zarabiać. Teraz już wiem, że przez to poczucie straciłam jakąś beztroską część dzieciństwa. Wiem też, że takie myślenie może prowadzić tylko do nieustających frustracji i pracoholizmu.
Szacunek do pieniędzy? A może zamiast tego szacunek do natury
Ktoś się może śmiać, że przecież od zbierania wiśni w wieku 8 lat jeszcze nikt nie dostał depresji czy nerwicy. A ja myślę, że właśnie przez takie podejście dużo osób w moim wieku ma problemy ze zdrowiem psychicznym i tym nieustającym poczuciem niewystarczalności. W końcu zostaliśmy wychowani przez ludzi, dla których pięcie się po szczeblach kariery i zarabianie pieniędzy, żeby rodzina mogła żyć na jakimś poziomie, stało się celem.
Nie mówię, że to źle. Takie były czasy i też dzięki temu ja do tej pracy poszłam, bo "chciałam", a nie dlatego, że mojej rodziny nie było stać na chleb. Wszystko się jednak na szczęście zmieniło i dobrze by było, gdyby za tym wzbogacaniem się finansowym, poszło też wzbogacanie się emocjonalne i świadomościowe.
Chcecie zabrać dzieci na zbieranie wiśni? Super. Idźcie i nauczcie ich przy okazji szacunku i empatii do natury. Ale nie zabierajcie im przy tych "pracach" tych najlepszych, beztroskich dni dzieciństwa. Żeby nie wyrosły na sfrustrowanych i smutnych dorosłych.
Popularne
- Chill Guy podbija internet. O co chodzi z wyluzowanym ziomkiem?
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Naruciak i Psycholoszka stracili pieska. "Nie wybaczę sobie nigdy"
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Podgrzej pizzę na PlayStation 5. Pizza Hut prezentuje nietypowy gadżet
- Genzie prezentuje: "100 DNI DO MATURY". Zapowiada się wielki hit?
- Sara James doświadczyła rasizmu? Jej wyznanie szokuje