Pranie w orzechach i jedzenie resztek ze sklepów. Byliśmy eko przez tydzień
W związku z tegorocznym Szczytem klimatycznym COP26 w Glasgow redakcja Vibez postanowiła zmienić swoje codzienne życiowe wybory na bardziej ekologiczne
Postanowiliśmy sprawdzić, czy "bycie eko" to taka trudna i wymagająca sprawa. Każdy z nas w zeszłym tygodniu wprowadził do swojej rutyny kilka nowych zwyczajów. Porzuciliśmy jedzenie mięsa. Przekonaliśmy się, czy można być eko, gdy się choruje. Jedliśmy resztki i sprzątaliśmy orzechami piorącymi. Jesteście ciekawi, jak nam poszło?
Podobne
- Blogi, które warto odwiedzić, by Veganuary był smaczny i bezproblemowy
- Co zrobić z jedzeniem po świętach? Nie marnować i oddać potrzebującym
- Afera chlebowa - czy chleb znaleziony w metrze może nam zaszkodzić?
- Nie wyrzucaj jedzenia po świętach. Jak planować, żeby nie marnować?
- Ukraiński Burger z McDonald’s: Spróbowałem nowej kanapki. 3 zł z każdego zakupu idzie na... [Recenzja]
Dżol: Czy na wegańskiej diecie można przeżyć?
Podczas naszego eko tygodnia otrzymałam misję, polegającą na sprawdzeniu, czy wegańskie jedzenie to sposób żywienia, który mogłabym wprowadzić u siebie na stałe. Jako osoba lubująca się w przepisach typu: "szybko, jednogarnkowo i smacznie" bałam się, że będzie to trudne wyzwanie. Czy tak było?
Z pomocą przyszła mi redakcyjna psiapsi, Ania, która jest moim prywatnym guru w kwestii wegańskiej kuchni. Od razu wysłała mi mnóstwo linków z przepisami, które "koniecznie muszę wypróbować" :D
Na pierwszy ogień poszło coś, co kiedyś jadłam u znajomych - ciecierzyca w sosie curry. Poziom trudności oceniam na 2/10, bo jeśli ja podołałam, to każdy da radę. Smakowo uważam, że to totalny sztos, bo jako fanka mięsa oraz sera w każdym daniu nie odczułam, żeby czegokolwiek mi tu brakowało. Przepis znajdziecie tutaj.
Kolejną rzeczą, którą przetestowałam, było wegańskie sushi domowej roboty, a dokładniej… wegański tuńczyk z arbuza. Tak, zdaję sobie sprawę jak to brzmi, ale SERIO, zachęcam do spróbowania. Moje kubki smakowe do tej pory nie ogarniają, jak to działa! Tutaj poziom trudności w mojej skali oceniam już na 7/10, niemniej absolutnie warto się tego podjąć. Idealne na wieczór ze znajomymi! Przepis znajdziecie tutaj.
Jako człowiek prosty, doceniający zwykłe kanapki, wzięłam sobie za cel zrobienie słynnej już w wegańskich kręgach pasty z suszonych pomidorów i śliwek z Jadłonomii. Generalnie suszone pomidory lubię, śliwki są okej, so why not? Brzmi jak spoko kolacja. Co najistotniejsze - tutaj poziom trudności również jest na moim ulubionym poziomie 2/10, czyli "wrzuć i zblenduj".
Przyznam, że kanapki zjadłam ze smakiem, ale czy wrócę do tego przepisu? Raczej nie. Już chyba wolę gotowe pasty warzywne z Lidla.
Na koniec zostawiłam sobie coś śniadaniowego, czyli "wegański omlet a’la pancakes". W oryginalnym przepisie powinnam zrobić właśnie pancakes, ale u mnie będzie "omlet" :D Smak? Dla mnie ekstra - z chęcią będę do tego wracać i zrobię w wersji takiej, jak należy, czyli z małymi placuszkami. U mnie zamiast syropu klonowego wjechało moje ulubione masło orzechowe z bananem.
Polecanko max.
Jakie wrażenia? Cieszę się, że spróbowałam - okazało się, że serio, przy wielu przepisach człowiek się nie narobi, a wychodzi pysznie. Czy mogłabym tak jeść na okrągło? Nie, bo za bardzo kocham ser (<3), ale takie eksperymenty sprawiają, że na pewno zwiększę liczbę wegańskich posiłków na co dzień.
Ania: Zrobiłam pranie w orzechach, a potem umyłam nimi naczynia
Eko produkty do sprzątania możecie już kupić nawet w Lidlu, ale zazwyczaj są sprzedawane w plastikowych opakowaniach, więc nie są w 100 proc. eko. Postanowiłam sprawdzić, czy da się posprzątać tak, żeby nie szkodzić ani sobie, ani planecie i kupiłam orzechy piorące.
Słyszałam o nich od dawna, ale trochę nie wierzyłam w ich możliwości. Że wrzucę kilka orzechów do pralki i wyjmę z niej piękne, białe, niczym "wyprane w Perwollu", ubrania? Chyba żart.
Do testu podchodziłam sceptycznie, dlatego postawiłam na pranie ręczników. Do dołączonego do orzechów woreczka, włożyłam 7 łupinek i wsypałam łyżeczkę sody oczyszczonej, bo wyczytałam, że warto to zrobić.
Gdy wyjmowałam pranie wiedziałam, że coś jest nie tak – oczywiście woreczek się otworzył, mimo że dodatkowo specjalnie go zawiązałam, a zapach prania był dość… nieprzyjemny. Już w woreczku orzechy pachniały dość specyficznie.
Całe pranie musiałam więc wypłukać raz jeszcze. Przy drugim podejściu poszło już lepiej, bo do sody dodałam jeszcze kilka kropel aromatu cytrusowego.
Orzechy można wykorzystywać parę razy, więc postanowiłam wypróbować je w zmywarce. Naczynia nie miały żadnego nieprzyjemnego zapachu, nie było żadnych zacieków i wszystko pięknie się umyło.
Orzechy piorące kupicie w sklepach internetowych i tych ekologicznych, a 250 g starczy na jakieś 40 prań. Są wydajne, można je wykorzystać na wiele sposobów – ja zrobiłam z nich jeszcze uniwersalny wywar do czyszczenia. Podobno można nim też zwalczyć szkodniki na kwiatkach.
Jakub: Aplikacja do ratowania jedzenia
Too Good To Go jest aplikacją, której celem jest walka z marnowaniem żywności. Pośredniczy ona pomiędzy użytkownikami (klientami), a lokalami sprzedającymi jedzenie (barami, restauracjami, fast foodami, kawiarniami, piekarniami, sklepami, supermarketami, itd.).
Kiedy lokalowi nie udaje się sprzedać jedzenia w ciągu dnia, posiłki są wystawiane w Too Good To Go, gdzie można je zdobyć po dużej przecenie. W aplikacji jest pewien haczyk. Kiedy zamawiamy jedzenie w Too Good To Go, nigdy nie wiemy, co dokładnie znajdzie się w paczce - decyduje o tym sprzedawca na podstawie tego, co nie zeszło mu ze sklepowych półek.
Aby zacząć korzystanie z aplikacji, wystarczy się zarejestrować i ustawić obszar, na którym chcemy polować na paczki z żywnością. W momencie, gdy trafimy na interesującą nas ofertę, rezerwujemy ją i przychodzimy do wybranego lokalu o godzinie, która jest podana w ogłoszeniu.
W swojej dotychczasowej działalności w aplikacji uratowałem cztery paczki z jedzeniem, których łączna deklarowana wartość wynosiła 155 zł, a po obniżce na Too Good To Go zapłaciłem za nie w sumie 52,5 zł. Wynika z tego prosta kalkulacja, że żywność w aplikacji jest przeceniona o około jedną trzecią normalnej ceny.
Czy paczki z jedzeniem były warte swojej ceny? Zdecydowanie TAK. W cenie kilkunastu złotych za zamówienie otrzymujemy bardzo dużo smacznego jedzenia - co zresztą widać po zdjęciach, które wkleiłem do artykułu. Bochny chleba, bułki, kanapki, rogaliki z czekoladą, sałatka warzywna, kawałki ciasta, brownie. Wszystko, co jadłem, było świeże i jakościowe. Moje podniebienie było bardziej niż zadowolone.
Recenzowanych paczek byłoby pięć, gdyby nie jedna przykra sytuacja, kiedy zamówiłem jedzenie, a po przyjechaniu na miejsce okazało się, że lokal był już zamknięty. Otrzymałem wyjaśnienie, że był to błąd systemu. Tego typu wtopę można łatwo zgłosić w aplikacji i w kilka dni otrzymujemy zwrot pieniędzy za zamówienie (ponieważ za paczkę płacimy "z góry").
Too Good To Go uważam za swoje osobiste odkrycie roku. Nigdy bym się nie spodziewał, że jeżdżenie po mieście za przecenionym jedzeniem sprawi mi tyle frajdy. Too Good To Go to nie tylko szama na promce, ale i poczucie, że robi się coś dobrego - ocala się jedzenie przed wyrzuceniem do kosza. Biorąc to wszystko pod uwagę, na pewno zostanę bardzo aktywnym użytkownikiem tej aplikacji.
Angelika: Przestałam kupować w sieciówkach. W lumpach są o wiele FAJNIEJSZE rzeczy!
20 zł za wełniany sweter? Tak, to możliwe. Oczywiście trudniej jest znaleźć takie cacko, bo w ciucholandach zazwyczaj są tylko złote strzały: jeden rozmiar, jeden kolor, jedna rzecz. Ale nadal! Materiał: 100 proc. wełna - bardzo przyjemny, naturalny i co najważniejsze, ogrzeje zimą.
Za podobny sweterek w sieciówce zapłaciłabym pewnie ok. 80-150 zł, ale wtedy byłby wykonany z np. poliestru, akrylu czy nylonu...
Drugim moim zakupem były jeansy. Skład także z tych "lepszych", bo 94 proc. bawełny. Koszt: 10 zł.
Oczywiście nie były to rzeczy nowe, ale nadal lepszej jakości i za mniejsze pieniądze. Mimo że nie jest to również 100 proc. eko, bo większość lumpeksów nie spełnia norm i nie są zakwalifikowane jako współtworzące zamknięty obieg (przeważnie towar spływa do Polski z Niemiec, Anglii czy krajów skandynawskich), to nadal te materiały są zdrowsze dla naszego organizmu i możemy mówić o tym "lepszym" wyborze.
Tutaj znajdziecie info, które sklepy z odzieżą używaną są w 100 proc. eko:
Na koniec moich testów, jeszcze zanim ktoś zapyta "ale jak to, kupiła tylko dwie rzeczy?". Ano tak to, bo przede wszystkim starajmy się ograniczać zakupy, czy to z sh, czy z sieciówek. Najważniejszy jest w tym wszystkim UMIAR i kupowanie jedynie takich rzeczy, których faktycznie potrzebujemy.
Oliwier: Nie da się żyć bez plastiku podczas choroby, sorki
W ramach naszego vibezowego wyzwania próbowałem przejść na życie bez plastiku. Nie w Warszawie, tylko w mniejszej miejscowości, gdzie życie eko nie jest "trendy" i większość mieszkańców niestety nie myśli tak rozwojowo.
Wszyscy dobrze wiemy, że życie w większych miastach może być bardziej eko z kilku względów. Po pierwsze: wszelakie trendy najpierw trafiają do większych metropolii, a potem dopiero rozchodzą się do mniejszych miasteczek.
W takiej Warszawie czy Krakowie można spróbować żyć bez tworzyw sztucznych, bo sklepów oferujących rzeczy zero waste czy "na gramy" jest w opór. A w moim rodzinnym Tarnowie? Jest jedna kawiarnia, która zachęca do przychodzenia z własnym kubkiem czy pudełkiem. Jedna na miasto, które zamieszkuje 100 tys. ludzi.
Niestety pierwsze kilka dni wyzwania zakończyły się porażką. Dlaczego? Bo byłem chory.
Leki często pakowane są w plastik. Wziewy są przeważnie w plastikowym inhalatorze. Ampułki z płynem do inhalacji są plastikowe. Tego się nie da obejść, jakkolwiek byśmy chcieli i próbowali ratować pingwiny.
Spójrzmy na inne rzeczy: prześwietlenie. Może i wyniki są nadrukowane na papier, ale są pakowane w plastikową folię. A test na koronawirusa? Przecież testy są trzymane w sterylnych, zgadnijcie… plastikowych opakowaniach.
Możemy się spinać, że "to nie ma sensu" i "życie bez plastiku jest niemożliwe". Bo… to prawda. Aby całkowicie porzucić plastik, każda osoba musiałaby zmienić swoje życie. Czy to diametralnie, czy tylko "odrobinę". Niektórym przyszłoby to o wiele łatwiej, gdyż mieszkają w dużym mieście. A innym, w tym mi, trudniej - gdyż małe miasta implementują trendy ze sporym opóźnieniem.
Często świadomy wybór eko doprowadza do drenażu portfela. Logiczne przecież jest to, że cokolwiek wybieranego w szkle będzie droższe od popularnego plastiku. Czy warto? Sami musimy sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Jak to jest z tym byciem eko, czyli drobne podsumowanie
Teraz już wiecie, że na wegańskiej diecie naprawdę można przeżyć (i jest to nawet smaczne przeżycie), orzechy piorące nadają się do sprzątania (nie, nie jest to żaden scam), a niemarnowanie jedzenia łączy się z wypasionymi, pysznymi posiłkami.
Przy okazji też udowodniliśmy, że w lumpie SERIO można kupić spoko ciuchy za 20 zł, a bycie chorym, to w zasadzie byciem człowiekiem otoczonym plastikiem, od którego nie da się uciec.
Moglibyśmy napisać, że to był trudny tydzień, ale chyba byśmy skłamali. Okazało się - no może poza jednym przypadkiem - że to całe bycie eko wcale nie jest takie trudne. Zachęcamy więc do pójścia naszym śladem i wprowadzenia jakiejś eko aktywności z naszego testu do swojej codzienności. My daliśmy radę, to i wy dacie, a planeta na pewno wam za to podziękuje!
Popularne
- Jelly Frucik zablokowany na TikToku. "Ryczę i jestem w rozsypce"
- Kim są "slavic dolls"? Śmiertelnie niebezpieczny trend na TikToku
- Vibez Creators Awards - wybierz najlepszych twórców i wygraj wejściówkę na galę!
- Były Julii Żugaj szantażował jurorów "Tańca z gwiazdami"? Szalona teoria fanów
- Amerykanie nie umieją zrobić kisielu? Kolejna odsłona slavic trendu
- Quebonafide ogłosił finałowy koncert? "Będzie tłusto"
- Jurorka "Tańca z gwiazdami" węszy romans? "Ja nie widzę tej relacji"
- Chłopak Seleny Gomez się nie myje? Prawda wyszła na jaw
- Agata Duda trenduje za granicą. Amerykanie w szoku