Najpierw pokochaj siebie! Ale jak?

"Najpierw pokochaj siebie!" A może wystarczy dać się polubić?

Źródło zdjęć: © Canva
Marta Grzeszczuk,
28.04.2023 16:45

"Psychobełkot", czyli największe mity pop-psychologii. To nowy cykl, w którym będziemy próbowali rozbrajać mity pseudopsychologii, które często przynoszą więcej szkody niż pożytku. Tym razem pytamy, czy na pewno trzeba pokochać siebie, zanim pokochamy kogoś innego.

Ostatnio w naszym cyklu pisałam o tym, że może nie warto zawsze za wszelką cenę być sobą. Powszechny nakaz kochania samego siebie jest w pewnym sensie uzupełnieniem tego tematu. Jak zazwyczaj w pop-psychologii, tu też wszystko rozbija się o brak niuansów. To przecież takie proste: pokochasz siebie - pokocha cię inna kochająca siebie osoba - będziecie żyli długo i szczęśliwie - the end.

trwa ładowanie posta...

Tylko jak się zabrać do tego kochania siebie? "I can buy myself flowers...". Pewnie, miło. Ale mam wtedy kwiaty, a nie graala miłości własnej. Co gorsza, definicji miłości jest pewnie około 8 mld. Czy mamy mieć dla siebie bezkrytyczne uwielbienie w każdej sytuacji? Troszkę to zaczyna trącić narcyzmem, o którym też na pewno niedługo napiszemy.

Czym właściwie jest miłość?

Moja ulubiona definicja miłości niestety lepiej działa po angielsku. Sprowadza się do "love is a verb". Miłość jest czasownikiem. Zamiast próbować uchwycić w słowa emocje jakie nam towarzyszą gdy kochamy, zakłada, że miłość jest czymś co aktywnie robimy. Codziennym wybieraniem wyrozumiałego i czułego nastawienia do obiektu naszego uczucia.

Dla mnie to definicja prostsza w użytkowaniu, niż te bardziej romantyczne z piorunami z jasnego nieba w tle. O kłopotach z romantyzmem wspaniale opowiada w swoim podkaście "O Zmierzchu" psycholożka Marta Niedźwiedzka. Już sam tytuł "Romantyzm to tragifarsa" sprawia, że jest to mój ulubiony odcinek jej serii, a super wartościowa zawartość tylko umacnia to przekonanie.

Miłość czy samoakceptacja?

Ale do brzegu, czyli miłości własnej. Jeśli sprowadzić nawoływanie do niej do samoakceptacji, to wracamy do tego, o czym pisałam w poprzednim tekście o byciu sobą. Nasze samopoczucie jest mocno powiązane z tym, czy mamy osoby, z którymi mamy bliskie, bezpieczne relacje.

Przy całym szacunku, jaki mam dla RuPaula, a mam duży, to hasło "jeśli nie kochasz siebie, to jak do cholery pokochasz kogoś innego?" nie jest najszczęśliwsze. Paradoksalnie, program "RuPaul's Drag Race" jest świetną ilustracją tego, jak bardzo do zaakceptowania siebie potrzebujemy "swoich ludzi", wśród których czujemy się swobodnie i bezpiecznie, a którzy dostają od nas to samo w zamian.

Bez bliskich relacji ciężko o samoakceptację

Badania dowodzą, że bliskie relacje są jednym z najważniejszych wyznaczników naszego subiektywnego zadowolenia z życia. Najlepiej w tych badaniach wypadają ludzie, którzy mają duże wsparcie społeczne, czyli cała siatkę dobrych relacji. Podkreśla się rolę bliskich przyjaźni, których posiadanie pozwala lepiej przewidywać poczucia szczęścia osoby badnej niż relacje matrymonialne czy rodzinne.

Bliskie relacje poprawiają nasze samopoczucie, mogą też być źródłem "doświadczeń korygujących". To pozytywne doświadczenia, które pomagają nam zmieniać niekonstruktywne przekonania na temat świata i nas samych. Przekonania typu "jestem do niczego" albo "nikomu nie można ufać".

Takich przekonań łatwo nabrać, a trudniej się pozbyć. Bardzo ciężko to zrobić nie doświadczając sytuacji, które im zaprzeczą. A sytuacji akceptacji, zaufania i troski doświadczamy w relacjach, więc nie ma co z nimi czekać aż "pokochamy samych siebie".

Szczególnym rodzajem relacji, która dostarcza m.in. "doświadczeń korekcyjnych" w postaci zrozumienia, akceptacji i troski jest terapia. Jeśli czujemy, że nasze przekonania wstrzymują nas w tworzeniu relacji, jakie chcielibyśmy mieć, terapeutka lub terapeuta mogą nam pomóc nad nimi pracować.

Spróbujmy się z sobą zaprzyjaźnić

Nasze relacje z samymi sobą nie muszą być szaloną miłością, żeby były wystarczająco dobre. Wystarczy jeśli będą "tylko" przyjaźnią. W stosunku do przyjaciół jesteśmy wyrozumiali, cierpliwi i lojalni. Za to nasza miłość własna często jest zagrożona przez wewnętrzny głos wytykający nam każdy błąd i potknięcie. Spróbujmy następnym razem nadać mu ton, jakim rozmawialibyśmy z przyjacielem.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 1
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0