Pielgrzymka porzuciła na granicy babcię z wnuczkami

Miała być wycieczka marzeń, wyszedł koszmar. Babcia porzucona na granicy

Źródło zdjęć: © Canva / Canva
Weronika Paliczka,
23.05.2024 13:30

Katolickie pielgrzymki zwykle oznaczają zacieśnianie więzów z Bogiem i współpodróżującymi. Czasem dochodzi jednak do zdarzeń, które trudno jest przewidzieć nawet wprawionym pielgrzymkowiczom. Taka sytuacja wydarzyła się podczas pielgrzymki do Medjugorie.

Pielgrzymi z całego świata odwiedzają święte miejsca. Jedni traktują podróże jako formę wycieczki krajoznawczo-turystycznej, inni liczą na to, że dostąpią cudu, który miał wydarzyć się w danym miejscu. Szacuje się, że każdego roku w pielgrzymkach bierze udział ok. 150 mln katolików. Mowa zarówno o odwiedzaniu lokalnych sanktuariów, jak i pielgrzymkach zagranicznych. Polacy stanowią 20 proc. wszystkich pielgrzymów w Europie i około 5 proc. na świecie.

Największą popularnością wśród pielgrzymów cieszą się Sanktuaria Matki Boskiej Fatimskiej w Fatimie, Sanktuarium Matki Bożej w Lourdes, Sanktuarium Naszej Pani Niepokalanie Poczętej w Aparecida, Bazylika Zwiastowania w Nazarecie, Sanktuarium Santa Casa Bazylika Matki Boskiej z Guadalupe czy Kościół pw. św. Jakuba w Medjugorie. To właśnie w drodze do ostatniej świątyni doszło do tragedii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Uciekł z nieistniejącego kraju. Teraz jest fanem Polski! "Rosja to inny świat" [Roman FanPolszy]

Pielgrzymi porzucili na granicy babcię z wnuczką

Grażyna Szczerkowska jest mieszkanką Działoszyna. Kobieta wraz z synem wychowuje 2,5-letnią wnuczkę. Matka dziewczynki zmarła kilka miesięcy po porodzie. Babcia postanowiła zabrać swoją wnuczkę i syna na pielgrzymkę do Medjugorie. Koszt wycieczki wynosił 850 zł plus 270 euro zbierane w autokarze. Początkowo nic nie zapowiadało ogromnych kłopotów, które nadeszły na granicy Chorwacji i Bośni i Hercegowiny.

Na przejściu granicznym okazało się, że 2,5-letnia Krysia nie miała ze sobą dokumentu ze zdjęciem. Babcia dziewczynki powiedziała w rozmowie z "Wyborczą": - Byłam w szoku. Wcześniej dzwoniłam do biura. Powiedziałam, że mam zaświadczenie z sądu o tym, że jestem dla Krysi rodzinną zastępczą. Usłyszałam, że to powinno wystarczyć i że przyda się jeszcze książeczka zdrowia. Fakt, na stronie internetowej biura jest informacja, że dzieci potrzebują dokumentu, ale jestem już starszą osobą i nikt mi nie zwrócił na to uwagi.

- Popełniłam błąd, trudno. Ale to, co działo się później, było niewyobrażalne. Kazano nam z dzieckiem opuścić autokar. Syn powiedział, że nas nie zostawi. Rozpłakałam się. Błagałam, żeby chociaż oddali mi te 270 euro, bo nie mieliśmy ze sobą pieniędzy. Powiedzieli nam, że autokar jedzie dalej, a my mamy sobie radzić. Dlaczego nikt nie sprawdził naszych dokumentów jeszcze w Polsce? Kiedy pilotka zbierała euro od pasażerów, też niczego nie sprawdziła - dodaje rozgoryczona pani Grażyna.

Syn pani Grażyny jest oburzony

- Mama i ja zapłaciliśmy po 850 zł i 270 euro, ale tylko mama dostała pieniądze z powrotem. Za Krysię nie musieliśmy płacić. Wysiedliśmy na granicy w obcym kraju. Co robić? Nikogo nie znaliśmy, nic nie mieliśmy. Ani się porozumieć, ani dokąd iść. W końcu chorwackiemu celnikowi zrobiło się nas żal. Zadzwonił do swojej żony, która po nas przyjechała i zabrała do swojego znajomego, który wynajmował pokoje. Tam się zatrzymaliśmy - informuje Piotr.

Ostatecznie pomoc podróżnym okazały siostry zakonne, które przynosiły im jedzenie. Rodzina nie miała jak wrócić do Polski, poczekała więc, aż pielgrzymka wróci z Medjugorie. Pasażerowie podróżujący razem z panią Grażyną chcieli złożyć się na bilet do Zabrzebia, aby rodzina mogła wyrobić tymczasowy paszport dla Krysi w ambasadzie, jednak na przeszkodzie stanęła pilotka. Kobieta zatrudniona przez biuro podróży powiedziała, że podróżni "mają nie robić dziadostwa".

Uczestniczki pielgrzymki opowiedziały o zdarzeniu

"Wyborcza" dotarła do dwóch uczestniczek pielgrzymki, które zgodziły się na rozmowę z dziennikarzami. Jedna z kobiet powiedziała: - Pani Grażyna nie miała dokumentów dziecka, ale to nikogo nie uprawnia, żeby można ją było zostawić na pastwę losu, bez pomocy, bez jedzenia i noclegu. Najgorsze, że jak już ich wysadzili i wykreślili z listy, to ksiądz, który był opiekunem duchownym pielgrzymki, zaczął się modlić o dobre przekroczenie granicy. To było okropne.

Druga podróżna dodała: - W autokarze było 52 pasażerów, wszyscy wiedzieli, co się działo. Byłam zdruzgotana, bo pani Grażyna bardzo rozpaczała, prosiła o pomoc. Bałam się, że sobie nie poradzi. To było nie do pojęcia. Zostawiliśmy ich, a sami pojechaliśmy się dalej modlić. Czuję ogromny niesmak. Jechało w sumie sześć autokarów. Nikt z pracowników biura podróży nie starał się pomóc.

Pilotka nasłała policję na rodzinę

Po powrocie do Polski pani Grażyna kontaktowała się z biurem podróży, aby odzyskać pieniądze. To nie spodobało się pilotce, która nasłała na kobietę policję, ponieważ jej zdaniem "nie dba ona o wnuczkę oraz chciała ją wywieźć za granicę". Policjanci pojawili się w domu rodziny, jednak wykluczyli wszelkie niedopatrzenia w związku z wychowaniem małej Krysi.

Źródło: "Wyborcza"

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0