Czy sprzedaż wody po kąpieli to praca seksualna? Przypadek Sydney Sweeney
Sydney Sweeney ponownie znalazła się na językach, kiedy zdecydowała się na kontrowersyjną linię obrony równie kontrowersyjnego produktu - mydła zawierającego wodę z jej kąpieli. Twierdzi, że kobiety wyznają podwójne standardy.
Doskonały pomysł na monetyzację marki osobistej czy może raczej paskudna seksualizacja? Kilka miesięcy temu aktorka Sydney Sweeney wypuściła na rynek ultralimitowany produkt - mydło, które zawiera wodę po jej kąpieli.
Podobne
- Sydney Sweeney sprzedaje mydło z wodą po kąpieli. Gadżet dla simpów?
- Nazistowska reklama jeansów Sydney Sweeney? To prawaki ryczą najgłośniej
- Japonki godzą się na zdradę? To uwarunkowane kulturowo
- Już nie kupisz mydła z wodą po kąpieli Sydney Sweeney. Chyba że wydasz fortunę
- 95 proc. ciała ma w tatuażach. Trollom zawsze mówi to samo
Dziwne, kontrowersyjne, zabawne, przerażające - ile osób, tyle opinii, niemniej jednak produkt trafił do odpowiedniego klienta i cały nakład kosmetyku wyprzedał się w rekordowym tempie. Warto podkreślić, że Sydney Sweeney nie jest pierwszą ani zapewne ostatnią celebrytką, która wpadła na podobny pomysł. Sprzedawanie własnych wydzielin czy fragmentów ciała (np. obciętych paznokci) jest szeroko praktykowana szczególnie przez modelki i modeli z niebieskiej platformy.
Łowcy pamiątek próbowali opychać piasek, po którym chodził Justin Bieber, na Vinted pojawiały się oferty "soczewek, które widziały Harry'ego Stylesa". Część tych "celebryckich" gadżetów można uznać za totalną odklejkę (nieszkodliwą?), jednak to mydło Sydney Sweeney wywołało międzynarodowe poruszenie - zapewne dlatego, że produkt jawnie nawiązuje do jej intymności, a aktorka dała mu oficjalne błogosławieństwo.
Sydney Sweeney ponownie w ogniu krytyki
"Rozkosz z Wody po Kąpieli Sydney" oryginalnie kosztowała osiem dolarów (ok. 30 zł), ale błyskawicznie zniknęła z półek sklepowych. Resellerzy bawili się zaś naprawdę świetnie - na stronach aukcyjnych mydło sięgało astronomicznych cen nawet do dwóch tys. dolarów (ok. 7300 zł). Wnioski są proste: ktoś za to płacił.
Kto? Prawdopodobnie mężczyźni. Sydney Sweeney doskonale wiedziała, kto jest jej targetem. Kosmetyk był sygnowanym hasłem "męskie naturalne mydło" i oprócz tego jakże osobliwego i osobistego twistu, zawierał w składzie także ekstrakt z kory sosny i zapachy jodły.
Z jednej strony wydaje się to świetnym pomysłem na biznes bez absolutnie żadnego wysiłku - no może poza tym włożonym w zbudowanie kariery aktorskiej i pozycji w Hollywood. Z drugiej: trąci to sprzedawaniem własnej intymności i prywatności. Łatwa kasa czy ochrona własnej cielesności? Moralny kompas może tutaj wysiąść, trudno o jednoznaczny kierunek. Ostatecznie Sydney Sweeney jest aktorką: zarabia twarzą, zarabia ciałem - czy przez to patrzymy na nią inaczej niż na gwiazdy platform dla dorosłych?
Kontrowersje wokół mydła "Bathwater Bliss" po kilku tygodniach znowu przybrały na sile przez wywiad, którego Sydney udzieliła "The Wall Street Journal". Broniąc swojego produktu, aktorka postanowiła przejechać się na nazwisku kolegi z planu "Euphorii" - Jacobie Elordim. Przegięła...
Woda po kąpieli Jacoba Elordiego to NIE to samo co mydło Sydney Sweeney
Aktorka stwierdziła, że jest niesłusznie krytykowana - szczególnie przez kobiety - podczas gdy podobny produkt sygnowany nazwiskiem Jacoba Elordiego okazał się viralowym hitem, o którym nikt nie mówił złego słowa. Sydney wybrała linię obrony, którą z palcem w nosie zmiażdży pięciolatek z dyplomem prawa znalezionym w paczce chipsów.
Aktorka nawiązała do świeczek o zapachu wody po kąpieli Jacoba Elordiego. Produkt został zainspirowany filmem "Saltburn". W jednej ze scen Felix (w tej roli Jacob Elordi) zaspokaja się w wannie. Chwilę później widzimy jak Oliver (Barry Keoghan) wypija, wręcz chłepcze pozostałości po jego ablucjach. Co jednak istotne: Jacob Elordi nie współpracował z marką Lux Candle Corner, która stworzyła owe świece - nie promował również ich produktów. Nie komponował zapachu, nie dodał tam niczego od siebie, także w ten dosłowny sposób. Lux Candle Corner można uznać za produkty fanowskie. Jacob Elordi nie zarobił na nich ani grosza, a ponadto świeczki odnosiły się do do jego roli i fikcyjnego bohatera, chociaż sygnowano je prawdziwym nazwiskiem aktora. Istnieje jednak gigantyczna różnica pomiędzy byciem inspiracją a świadomym sprzedawaniem własnej wody po kąpieli. Prawda?
Zgoda na fetyszyzację. Czy to zrobił nam patriarchat?
Case Sydney Sweeny stawia wiele pytań: czy sprzedaż wody po kąpieli to to samo co sprzedawanie intymnych zdjęć? Czy czerpanie zysków z własnej cielesności w takiej "lekkiej" formie faktycznie można nazwać pracą seksualną? Czy świadome kierowanie fetyszyzowanego produktu na rynek świadczy o kobiecym empowermencie czy wręcz przeciwnie - o wpisaniu się w patriarchalne trendy i granie według reguł?
Nie wolno jednak zapomnieć, że oprócz Sydney Sweeny i jej mydła, po drugiej stronie są konsumenci. Nie byłoby popytu, nie byłoby podaży, a świat zdecydowanie nie stoi po feministycznej stronie.
Popularne
- Lody Wojanek już wkrótce w Żabce? Podobno już są w niektórych sklepach
- Ola Jasianek zwolniona z pracy. Ekspertka ocenia sprawę
- Nowe seriale 2025. Co obejrzeć jesienią? [LISTA PREMIER]
- "Czy są tu jakieś sexy c*pki". Ile kosztuje merch Fagaty?
- "Pij Wojanka" to prawdziwy hit. Internauci grzmią: "promowanie picia alkoholu"
- Zestaw Happy Meal z BTS wkrótce w McDonald's. Tak, będzie dostępny w Polsce
- Przmek Pro i Kartonii są zaręczeni. Nie wszystko poszło z planem
- Nowy najlepszy festiwal w Polsce? TOP momenty BitterSweet Festival
- Jak brzmi matcha rap? Koniecznie dodaj tych artystów do daily plejki