Vito Bambino - "Pracownia"

Vito Bambino - pamiętniki, klisze, ugryzienia w język. Jest z czego rzeźbić w "Pracowni" [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © Hubert Misiaczyk / materiały prasowe
Maja Kozłowska,
02.05.2023 11:15

Vito Bambino drugą solową płytę wydał jak najlepszy debiut. Szczerze, świeżo, po swojemu. Tak, jakbyśmy jeszcze go nie znali.

Historia w "Pracowni" toczy się własnym, jednostajnym rytmem. Bez przystanków, bez przyśpieszeń czy gwałtownych zatrzymań, choć często zdarzają się tam emocjonalne wyboje. Od opowieści tego się jednak oczekuje: zaskoczeń, wzruszeń, żołądka podjeżdżającego do gardła. Odniesień do bliskiej rzeczywistości, choć to wcale nie moje ani wasze przeżycia.

Drugi solowy album Vito Bambino to pakiet all inclusive, wszystko w cenie. Pięć gwiazdek, widok na ocean, open bar i szwedzki stół. Można częstować się do woli - tym co boli, tym co cieszy, tym co wywołuje wspomnienia. Ostatecznie też tym, co daje do myślenia, jeśli zdecydujemy się strawić muzykę i rozłożyć ją na już nie tak słodkie cukry proste. Zgrzytające między zębami, bo nie może być za kolorowo.

Vito Bambino - śmiech i płacz, od jednego do drugiego blisko

Fundamentem attitude Vito Bambino i jego markowym znakiem jeszcze za czasów Bitaminy zawsze była szczerość. Pożądany towar w środowisku artystycznym: najlepiej, kiedy muzyk sam pisze teksty, wyniszcza się i wstaje z kolan, bywa nieszczęśliwy. Tym, co on przeżywa, karmi się publika, dość prosta zależność. Intensywność relacji, doświadczeń, przekonań: miód na serce, miód na uszy.

I w polskim tekściarstwie to wszystko ma się bardzo dobrze. Rap i nie tylko, tort został podzielony - Vito przypadł w udziale spory kawałek i to w dodatku z czekoladową dekoracją. Bo jego liryka ma w sobie coś trudnego do zdefiniowania, jakby porozumiewawcze wink-wink w stronę fanów. Jakoś to robi, że soczyste chu*je umykają uwadze i prawie ich nie słychać. Kwaśne słowa wypalają dziury, gorzkie stają w gardle, słone topią dystans, a słodkie łaskoczą w odpowiednie miejsca.

"Moje serce, moje serce ma dość i jak na mięsień, coraz częściej dostaje w kość" z "Etny" trafia na wskroś. Rana-przypominajka, która kłuje, doskwiera i dalej po sześciu kolejnych wersach trudno się po niej pozbierać. "Jesteś jak u-u-u" powtórzone w "Lekko" i wcześniej w "Poszło" nie gryzie niedoborem słownictwa. Komplement może i tani, ale z lowelasem w pakiecie wywołuje rumieńce. Wóda rozrywająca dresscode jest zaś zupełnie swojska - może robi się niezręcznie, ale przynajmniej można z tego żartować.

Bezpretensjonalność Vito jest chyba nawet lepsza od szczerości. Jej nie da się sfabrykować. A przynajmniej nie tak łatwo.

Vito Bambino "Pracownia" - okładka albumu
Vito Bambino "Pracownia" - okładka albumu (materiały prasowe)

Vito Bambino - stare mieszkanie, ale ktoś otworzył okna

"Pracownia" od początku była dla mnie miłym zaskoczeniem. Vito wciąż orbituje wokół brzmienia, do jakiego nas przyzwyczaił, ale tym razem wywrócił je na lewą stronę. Przy premierze "Poczekalni", jego pierwszej solowej płyty, odrobinę marudziłam. Że brzmi za bardzo Bitaminowo, że odrobinę wtórna. "Pracownia" też jest Bitaminowa - jak mogłaby nie być, skoro robi ją BitBiuro (ogromne thx AmarMoo Latte), ale już w zupełnie inny sposób. To już vibe, nie tylko akordy, przeszkadzajki i znajoma perka. Aura składa się na osobę: poszukiwacza, zawadiakę, typa. Z drugiej strony to też gość mieszkający next door, który w niedzielę ogląda albumy ze zdjęciami zrobionymi w latach 90., trochę tęskni za starymi czasami, ale jednocześnie miło zakotwiczył się w obecnych.

"Pracownia" dalej jest charakterystyczna, bo i groove, i bity, i wkradająca się delikatna etniczność zapewniają znajomy feeling. Całościowo w odsłuchu i klimacie, pierwsza "Poczekalnia" przeszła po prostu nieznaczną metamorfozę. Coś jakby zmienić fryzurę - niby to samo, a od razu nowy człowiek. W "Poczekalni" Vito wywalił na wierzch szuflady, a w "Pracowni" je porządkuje.

Vito Bambino - "Pracownia"
Vito Bambino - "Pracownia" (materiały prasowe)

Każdy ma gdzie spać

W "Pracowni" goście choć dodają koloru, pozostają gośćmi. Często cenię zrównanie miejsc przy stole, ale Vito spisuje się w roli gospodarza i nie chcę go z tego nadrzędnego stosunku oskubać.

Najbardziej wyrównaną zwrotkę spośród gości położyła sanah. Swoją drogą, nie ma to jak świrować do numeru o decyzjach z gatunku tych przytłaczających, rzucających się cieniem na życie właściwie w każdym jego aspekcie. Oczywiście, "Mustang" jest w opór taneczny.


Ewa Bem ładnie dopełnia "Futurismo", a Malik Montana zaskoczył na plus a jednocześnie nieco zawiódł. Gangsta stylem wszedł w "Lekko" w wersji ugrzecznionej, ale zabrakło niestety braggi z prawdziwego zdarzenia. Jak na mój gust, ta prawie-deklamacja osłabiła potencjał. Niezbyt wierzę w przechwałki Malika - z nim kino akcji? Naah. Zdecydowanie lepiej poleciał Vito na swoich dziewięciu rapowych linijkach. To numer idealny na łóżkowe playlisty, ale trzeba poczekać aż będzie na YouTubie z wyciętą zwrotką.

Nieco dziwnie czuję się z tym, że "Ulek i Dawcia" odsłania Dawida Podsiadło bardziej niż jego solowe numery. Albo transparentność została pokierowana po prostu w inne miejsce, w którym zazwyczaj Dawid się nie pokazuje. Ten duet, ta dynamika mają sprawdzoną historię. Dlatego zero zdziwienia, że tak mocno siedzi ta nostalgia.

A co ze skitami? Wcześniej robili to przyjaciele Vito - opowiadali historie. Jego rodzina, sąsiedzi, ale kiedy era chodzenia wszędzie z dyktafonem dobiegła końca, Maciej Orłoś godnie spisał się w roli zastępcy. Jego chyba nikt się w "Pracowni" nie spodziewał, ale jak mówiłam: tam drzwi są otwarte albo nawet ściągnięte z zawiasów.

Vito Bambino - opowieści z "Pracowni"

Największa zaleta "Pracowni"? Że single to wcale nie najlepsze numery z albumu. Że zostało w środku sporo do degustacji. Że nikt nie grał nazwiskami.

Najlepsze numery? Tak na szybko luźne top 3 to "Cyber PRL", "Etna" i "Te same błędy co starzy" z zastrzeżeniem rotacji. Dlaczego? Ano dlatego, że Vito Bambino umie rozczulić nie tylko problemowo, ale i w najdurniejszym lovesongu. Nogi i dupy nagle też są wartościowe przez to, jak się o nich mówi.

Przewodnim motywem widzę tu tęsknotę. Chyba w każdym numerze trafia się jej ślad, mniej lub bardziej dosłowny. Za czymś namacalnym albo i nie. "Pracownia" śmiało może posłużyć jako elementarz do rozpracowywania własnych tęsknot. Ciągot. Braków. To album, którego najlepiej słucha się z kimś. To album, o którym dobrze się rozmawia.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 152
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0