Psy ze schroniska adoptowane na "części zamienne". Sprawa wraca do sądu
Weterynarz, który wycinał organy psom ze schroniska, żeby "ratować" rasowych pupili ponownie stanie przed sądem. Fundacja Viva! walczy z okaleczaniem bezdomnych zwierząt.
Historia kundelka Saturna została pierwszy raz nagłośniona w 2018 r., gdy jego nowi właściciele przypadkiem odkryli, że pies nie ma nerki. Miał za to bliznę po operacji. Okazało się, że poprzedni właściciele Saturna adoptowali go ze schroniska tylko po to, żeby został dawcą organu dla ich rasowego pupila. Następnie "przekazali zwierzę dalej", nie informując nowych właścicieli o tym, że pies był operowany.
Podobne
- We Wrocławiu grasuje truciciel psów. Tak chcą go dopaść
- Nawoływał do morderstwa abp. Jędraszewskiego? Sprawa Marka M. wraca
- Sprawa nagiego prokuratura wraca. Czy Maciej W. otrzyma wyrok?
- Co dalej z końmi na Morskim Oku? Posłanki KO podpadły aktywistom
- Tajemnica martwych gołębi. Atakowała je babcia z piekła rodem?
Saturn został potraktowany przez właścicieli jak "części zamienne"
Sprawą zajęła się wtedy Fundacja Viva!, która walczy o prawa krzywdzonych w Polsce zwierząt. Na swojej stronie internetowej Fundacja opisała niełatwe życie Saturna: "Najpierw stracił dom i trafił do schroniska. Potem został adoptowany. Ale nie po to, by znaleźć tam miłość, szczęście i bezpieczeństwo. Adoptowano go tylko po to, by wyciąć mu nerkę, która została przeszczepiona innemu psu. Wartościowemu bo rasowemu. Z jakiegoś powodu nikt nie podjął decyzji, żeby dawcą nerki do przeszczepu było któreś z jego psiego rodzeństwa, co byłoby medycznie bardziej uzasadnione".
Gdy po kilkunastu dniach po przyczepie biorca zmarł, Saturn został oddany przez ludzi, którzy adoptowali go ze schroniska. Fundacja Viva! napisała: "Jego nowi opiekunowie po zaledwie 2 miesiącach oddali go do adopcji innej osobie. Oczywiście nie informując jej o tym, że pies musi mieć specjalną opiekę, bo nie ma nerki. Dopiero 2 lata później, podczas badania USG okazało się, że pies jej nie ma, ale ma za to bliznę pooperacyjną".
Fundacja Viva! zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Chciała, żeby weterynarz, który przeprowadzał zabiegi (Saturn nie był jedynym bezdomnym psem, któremu usunięto nerkę) odpowiedział za znęcanie się nad zwierzętami. Jak poinformowała Fundacja: "Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w Warszawie uniewinnił oskarżonego od zarzucanych mu czynów stwierdzając, że oskarżony działał w stanie wyższej konieczności, ratując dobro ważniejsze - życie zwierzęcia, czyli rodowodowego owczarka z hodowli".
Saturna i Fundację Viva! reprezentuje przed sądami mec. Katarzyna Topczewska. Prawniczka często staje w obronie krzywdzonych przez ludzi psów. W zeszłym roku udało jej się doprowadzić do skazania na osiem miesięcy bezwzględnego więzienia Michała P. Mężczyzna jadąc na rowerze, ciągnął za sobą na metalowym łańcuchu psa tak długo, aż zwierzę straciło przytomność.
Mec. Topaczewska skomentowała wynik rozprawy w pierwszej instancji w sprawie Saturna: "Nie zgodziliśmy się z taką oceną i złożyliśmy apelację. Pies, który nie ma domu ani człowieka, który będzie go chronił, nie może być źródłem 'części zamiennych' dla innych, kochanych i zaopiekowanych zwierząt tylko dlatego, że jego los nikogo nie obchodzi. Nie można ratować życia jednego zwierzęcia kosztem zdrowia drugiego".
"Saturn poniósł ogromne konsekwencje decyzji ludzi i w jej wyniku nie mógł normalnie żyć. Musiał być do końca życia na specjalnej diecie. [...]. Niewydolność jedynej nerki powodowała stałe pogorszenie jego stanu komfortu życia. Gdyby miał dwie nerki - być może jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Tym bardziej, że przeszczepy nerek u psów mają naprawdę niską statystykę przeżywalności" - dodała prawniczka.
Sąd II instancji uznał apelację, uchylając wyrok sądu rejonowego i przekazując sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd jednoznacznie orzekł, że "nie ulega natomiast wątpliwości, iż procedury (o ile można tak o rzeczonych transplantacjach mówić) nie były i nie są dozwolone prawem, zaś oskarżony świadomie i celowo zadał ból i cierpienie nie tylko psom dawcom, ale i biorcom (umyślne zranienie)". Sąd okręgowy nie zgodził się, że zaistniały okoliczności, w których życie biorców stanowiło wyższe dobro, niż chronione prawem zdrowie dawców.
Obrońca oskarżonego weterynarza złożył do Sądu Najwyższego skargę na wyrok sądu II instancji. Sąd Najwyższy skargę oddalił. Sprawa trafiła do ponownego rozpoznania przed sądem rejonowym. Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbędzie się jeszcze w marcu.
Źródło: viva.org.pl
Popularne
- Rozwój PSZOK-ów dzięki funduszom unijnym
- Poznaj Polskę na dwóch kołach
- Liam Payne wiecznie żywy. Znów usłyszymy jego głos
- Marcin Dubiel próbuje wrócić do internetu. Kolejny epic fail
- Kamil z Ameryki w akcji. Koszulki #freebudda wspierają Strefę 77
- Wojtek Gola na streamie u Jelly Frucika. Było piekielnie gorąco
- Młodzi na rynku pracy w Unii Europejskiej
- Rok po wybuchu Pandora Gate. Co dalej z ekstradycją Stuu?
- Fundusze unijne a problemy szkół