Joanna Kurska pozywa TVP. Domaga się przeprosin

W połowie stycznia 2024 r. "Onet" dotarł do informacji dotyczących Joanny Kurskiej oraz jej pensji w telewizji publicznej. Żona byłego szefa Telewizji Polskiej przez 13 miesięcy zarobiła 1,53 mln zł brutto, co daje ponad 117 tys. zł miesięcznie. Informacje te odbiły się szerokim echem w mediach społecznościowych oraz tradycyjnych. Społeczeństwo było zbulwersowane wysokością wynagrodzenia żony Jacka Kurskiego.

Przypomnijmy, Joanna Kurska od lutego do listopada 2016 r. zarządzała w TVP biurem do spraw programowych. Odeszła, gdy zaczęła spotykać się z ówczesnym szefem telewizji publicznej Jackiem Kurskim. Po jego dymisji na początku września 2022 r. kobieta wróciła na Woronicza, gdzie do stycznia 2023 r. była szefową "Pytania na śniadanie".

Gdy światło dzienne ujrzały informacje udostępnione przez "Onet" Joanna Kurska od razu odniosła się do nich na Instagramie. Napisała, że portal podał nieprawdę, a jej wynagrodzenie nigdy nie było tak wysokie.

- Ani jako dyrektor programowa TVP, ani jako producent "PnŚ" nie miałam takiej pensji. Moje wynagrodzenie było zawsze zgodne z widełkami siatki wynagrodzeń pracowników TVP. Nie zarabiałam nigdy więcej niż moi poprzednicy - zapewniła Joanna Kurska w mediach społecznościowych.

Kurska stwierdziła, że gdy była dyrektorką programową w TVP, zarabiała 23 tys. zł brutto miesięcznie. Miało być to tyle samo, ile dostawał jej poprzednik, Sławomir Zieliński.

Joanna Kurska zażądała również, aby media usunęły wszystkie wpisy dotyczące wysokości jej zarobków. Kobieta stwierdziła, że jest to szczucie w najwyższej postaci. Ostrzegła również, że osoby, które będą powielały udostępnione przez "Onet" dane mają się liczyć z tym, że spotkają się z nią w sądzie.

W czwartek 8 lutego Joanna Kurska poinformowała w mediach społecznościowych, iż złożyła pozew sądowy przeciwko TVP oraz Pawłowi Płusce, szefowi "19:30". Napisała, że chodzi o materiał, który Telewizja Polska wyemitowała w głównym wydaniu informacyjnym w czwartek 18 stycznia. Zestawiono w nim zarobki Kurskiej z zarobkami nauczycieli.

- Pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a wybrani zarabiali krocie. Państwo zasilało telewizję coraz wyższymi kwotami, a za te pieniądze, także za wpływy z abonamentu, płacono m.in. komentatorom - zapowiedział 18 stycznia materiał Witolda Tabaki Zbigniew Łuczyński.

W wyemitowanym przez TVP materiale poinformowano, że poseł razem z dietą zarabia 16 834 zł, a płaca minimalna wynosi 4242 zł. Wszystko po to, aby odbiorca "19:30" zrozumiał, jak wysokie wynagrodzenie otrzymywała w Telewizji Polskiej Joanna Kurska. Sprawę skomentował również były premier Mateusz Morawiecki. Przyznał, że pensja żony Jacka Kurskiego jest bardzo duża, jednak podkreślił, że nie miał żadnego nadzoru nad tą sytuacją.

- Wyemitowany materiał jest ewidentnie nieprawdziwy, pensja pani Joanny Kurskiej w TVP nigdy nie wynosiła tyle, ile podano w programie "19.30". Była czterokrotnie niższa, a przedstawione wynagrodzenie zestawione razem z kwotami dotyczącymi innych osób, miało w naszej opinii szokować odbiorcę. Działanie takie w ewidentny sposób narusza dobra osobiste pani Kurskiej i stanowi czyn niedozwolony w rozumieniu kodeksu cywilnego - powiedział w rozmowie ze "Światem Gwiazd" mecenas Joanny Kurskiej Artur Wdowczyk.

Joanna Kurska żąda od TVP 100 tys. zł zadośćuczynienia. Podkreśla, że chce takich pieniędzy za "doznaną krzywdę".

Źródło: wirtualnemedia.pl