To nas czeka w 7. odcinku "The Last of Us". Część widzów znów będzie wściekła

Gdy w 2013 r. na konsolę Sony PlayStation 3 wyszła gra pod zagadkowym tytułem "The Last of Us", właściwie z miejsca stała się fenomenem popkultury. Historia Joela i nastoletniej Ellie, którzy przemierzają Stany Zjednoczone po apokalipsie, zdobyła masę branżowych nagród, zachwyciła graczy i sprzedała się do dziś w ponad 20 milionach egzemplarzy. Dziesięć lat później HBO wypuściło serial, który cieszy się ogromną popularnością. I przy okazji nie jest wolny od kontrowersji.

Mowa przede wszystkim o trzecim odcinku, w którym przedstawiono gejowskie love story Billa i Franka. Ten wątek, który póki co jest największym odejściem od gry, bardzo mocno podzielił widzów. Jedni zachwycali się jego głębią, inni nie kryli obrzydzenia. Odcinek padł także ofiarą powszechnej ostatnimi czasy praktyki review bombingu, przez co "cieszy" się najniższą oceną w serwisie IMDb z całego sezonu serialu.

Niestety ta sytuacja może się powtórzyć, gdy HBO pokaże 26 lutego (w Polsce zostanie udostępniony na HBO Max 27 lutego o 3:00 rano) siódmy odcinek serialu. Dlaczego? Z opublikowanej przez stację zapowiedzi wiemy już, że jego historia skupi się na przeszłości Ellie. A skrywa ona tajemnicę, która może być pożywką dla hejterów.

Tę tajemnicę znają już osoby, które miały styczność z "Left Behind", czyli świetnym dodatkiem do gry "The Last of Us". A osoby nieznajomione w temacie mogą być zdziwione tym, co wydarzy się, gdy Ellie wraz z przyjaciółką Riley odwiedzą opuszczone centrum handlowe. Stąd siódmy odcinek, zatytułowany zresztą "Left Behind", ponownie może wzbudzić różne reakcje, ale czy będzie to oburzenie na miarę fabuły z Billem i Frankiem? Trudno na tę chwilę to stwierdzić, bo zapewne tym razem twórcy będą wierniejsi fabule oryginału, ale nie od dziś wiemy, że niewiele trzeba hejterom, by się odpalili.