Mężczyźni vs symulator okresu. Kto wygrywa?
Na TikToku można obejrzeć wiele filmów, na których kobiety i mężczyźni testują symulatory okresu. Jak różnią się ich reakcje?
Filmy na TikToku pokazujące działanie symulatora okresu są często prześmieszne. Dziewczyny na luzie opowiadają, że jak najbardziej czują wywołane przez urządzenie skurcze mięśni, ale ich faktyczne bóle okresowe są gorsze. Tymczasem mężczyźni wiją się z bólu, wydając z siebie niekontrolowane okrzyki. Są w szoku, że kobiety są w stanie co miesiąc tak funkcjonować.
Podobne
- Czekają nas bezbolesne miesiączki? Naukowcy robią, co mogą
- Nie szczepisz dziecka? Będziesz musiał sporo zapłacić
- Woda o smaku słonego karmelu? Dentyści ostrzegają przed trendem #Watertok
- Lekarze zapowiedzieli protest. Dymisja ministra Niedzielskiego nie pomogła
- Mentzen wielbi medycynę ludową. "Wiejska baba" lepsza od lekarza?
Jeszcze ciekawsze są viralowe filmiki kanadyjskiej firmy Somedays, która do sprawy podchodzi bardziej metodycznie. Urządzenia, których używa do demonstrowania skurczy, operują na skali od jednego do dziesięciu. Pięć to przeciętny poziom bólu w trakcie okresu, siedem to odpowiednik bolesnej miesiączki, której przynajmniej raz w życiu doświadczyło 80 proc. osób menstruujących, a dziesięć to ból często towarzyszący endometriozie (powszechnej chorobie, która może wiązać się z ekstremalnie bolesnymi okresami).
Dla porównania Somedays zakłada elektrody również kobietom. Na filmiku poniżej można zobaczyć, jak reaguje na skurcze z symulatora osoba, która jest w momencie nagrania w trakcie okresu.
Na wszystkich nagraniach osoby, które menstruują, znoszą ten sam ból dużo lepiej. Jest to kwestia nie tylko przyzwyczajenia, ale też faktu, że jest przyjęte społecznie, iż "okres musi boleć". Marka Somedays - jak wiele innych inicjatyw - nie zgadza się z tym twierdzeniem i oferuję szeroką gamę produktów uśmierzających ból związany z menstruacją.
Chyba najgorszym aspektem społecznej tolerancji na bóle menstruacyjne jest fakt, że nie omija ona środowiska lekarskiego. Niezliczone są historie kobiet, które latami skarżą się na nieznośny ból, żeby w końcu - po wykluczeniu wszystkiego od "no taka już wasza uroda" po "być może to psychosomatyczne" - usłyszeć diagnozę endometriozy. Często dopiero wtedy, gdy pojawią się jej nieignorowalne objawy, czyli niebezpieczne, nierzadko wymagające operacyjnego usunięcia guzy.
Tymczasem według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia na endometriozę cierpi około 10 proc. populacji osób menstruujących. To poważna choroba polegająca na pojawianiu się komórek tkanki odpowiadającej za comiesięczne krwawienie w miejscach, gdzie nie powinny występować. Bardzo często są to jajniki i jama brzuszna, zdarzają się ogniska w przewodzie pokarmowym i innych układach organizmu.
Nie są znane przyczyny endometriozy, a metody jej leczenia są objawowe. Polegają na uśmierzaniu bólu, wywoływanego przez krwawienie tkanki endometrialnej poza macicą, który może być dla osób z tym schorzeniem paraliżujący. Stosuje się też terapię hormonalną i usuwa guzy, które mogą przyjmować niemal dowolnie duże rozmiary.
Popularne
- Zapowiedzi LEGO Harry Potter na 2025 r. Potężny debiut unikatowej budowli
- Friz zamroził influencerów? "Ratownicy musieli nas wyciągać z lodu"
- To już oficjalne. Media społecznościowe nie dla nastolatków
- Bambik i V-dolce w "Milionerach". Czy uczestniczka znała odpowiedź?
- Podała dziecku ciasto z alkoholem. Wiernikowska rozpętała burzę
- Czy Frizowi grozi coś za mroźne wyzwanie? Prawnik odpowiada
- Crawly zakpił z zakazu. Nowe nagranie z popularnego miasta
- Krzysztof Ibisz ustępuje Julii Żugaj. Bardzo odpowiedzialna rola
- Dawid Podsiadło robi karierę za granicą? "Pierwsze kroki na scenie"