Malcolm and Marie

„Malcolm & Marie”– recenzja filmu Netflixa

Źródło zdjęć: © Netflix
Zofia WilczuraZofia Wilczura,16.02.2021 11:45

„Malcolm & Marie” jest najnowszą produkcją Netflixa, która miała premierę 5 lutego. Wyreżyserowany w bardzo ciekawej konwencji, w całości czarno-biały i z tylko dwoma postaciami. Czy najnowszy film z Zendayą rzeczywiście jest warty hype’u, który towarzyszył podczas jego promocji?

Film to historia, a raczej dramat jednej nocy. W rolach bohaterów, Marie i Malcolma, wspólnie idących przez życie, zobaczymy Zendayę i Johna Davida Washingtona. Akcja rozgrywa się w domu pary zaraz po premierze filmu wyreżyserowanego przez Malcolma.

*spoiler alert*

Pierwsza scena to Malcolm tańczący i pijący do muzyki Jamesa Browna. Mężczyzna świętuje udaną premierę swojego dzieła. Jego partnerka w tym czasie przygotowuje jakże typowo amerykański posiłek - mac&cheese. Kochankowie prowadzą dyskusję na temat świata filmu, krytyki sztuki i rasizmu. Malcolm stresuje się spływającymi recenzjami filmu, czeka na tekst białej krytyczki. Jednak w pewnym momencie pojawia się temat, który całkowicie zmienia tor rozmowy.

Marie pyta Malcolma, dlaczego na premierze filmu nie podziękował jej ze sceny - tak jak innym zaangażowanym w produkcję. Z czasem dowiadujemy się, że fabuła filmu Malcolma mogła być inspirowana osobistą historią Marie. Powoli dialog przeradza się w swoisty wyścig, gdzie bohaterowie na zmianę udowadniają sobie swoje racje, analizują swój związek, rozkładają wspólną historię na części pierwsze. Wszystko to przeplatane jest anegdotami dotyczącymi sztuki, rasizmu i polityki.

Malcolm & Marie | Official Trailer | Netflix

Muszę przyznać, że pierwsze 30 min filmu bardzo mi się podobały. Aktorzy zrobili niesamowitą robotę. Cały film złożony jest głównie z dramatycznych monologów, a Zendaya i Washington odegrali je na najwyższym poziomie. Moim problemem jest jednak to, że podczas seansu ma się wrażenie, jakby ta rozmowa między bohaterami tworzyła pętle i ciągle wracała do tych samych problemów i dialogów.

Do tego pomyślałam sobie, że fajnie byłoby, gdyby te dialogi bohaterów były bardziej ze sobą połączone. Czasami zdawało mi się, że oni siedzą ze sobą w jednym pomieszczeniu i rozmawiają, ale to, co mówią, nie do końca się uzupełnia. Czy po tych pierwszych 30 min potrzebna była dalsza część, czy można było z tego zrobić świetny film krótkometrażowy? Opinie na ten temat na pewno będą podzielone.

Na ogromną pochwałę zasługuje wykonanie filmu. Ujęcia są naprawdę piękne, to one tworzą cały klimat. Zbliżenia oraz statyczne ujęcia wprowadzają nas w świat Malcolma i Marie, a ich dynamika bardzo dobrze wpisuje się w wybuchowe monologi i opisane tragedie. Bardzo podobało mi się to, że podczas gdy jeden bohater mówił, pokazywana była reakcja drugiej osoby na wypowiedziane słowa.

Kolejnym dużym plusem jest muzyka użyta w filmie. Może oprócz jednej sceny, w której Marie puszcza piosenkę Dionne Warwick „Get rid of him” - wydało mi się to zbyt dosłowne. Natomiast ostatni utwór użyty w filmie był bardzo udanym akcentem. W końcu tekst „there’s a fine line between love and hate” (Outkast “Liberation”) wydaje się być całkiem trafnym podsumowaniem związku.

Outkast - Liberation (feat. Cee-Lo) | Malcolm & Marie OST

Teraz odpowiem na pytanie, na które pewnie wszyscy czekacie. Czy warto obejrzeć ten film? Myślę, że zdecydowanie tak. Czy jest to film, który chciałabym obejrzeć po raz drugi w najbliższym czasie? Raczej nie. Na pewno dużymi zaletami są gra aktorska i bardzo ładne ujęcia. Dla tych właśnie wartości mogę ten film polecić. Niestety lekko się zawiodłam samą fabułą. Końcówka filmu nie zrobiła na mnie dużego wrażenia.

A Wy co sądzicie o tym filmie?

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 5
  • emoji ogień - liczba głosów: 3
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0