"Trzy miłości" to polska wersja "Challangers"?

"Trzy miłości" polską wersją "Challengers"? Chciałabym wierzyć, że to pastisz [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © Filmweb
Oliwia RutaOliwia Ruta,05.09.2025 15:00

5 września premierowo do kin trafił film "Trzy miłości". Według jednych to dobra satyra na zagraniczne erotyki, a według mnie raczej nieświadomy pastisz i festiwal cringe'u. Produkcja to polska wersja "Challengers"?

Dziś, 5 września, na wielki ekran wszedł film "Trzy miłości" autorstwa Łukasza Grzegorzeka. Skuszona ładnymi kadrami i uznanym polskim reżyserem, postanowiłam zobaczyć produkcję przedpremierowo. Od mojej wizyty w kinie minął lekko ponad tydzień. Ten czas był niezbędny, żeby przemyśleć, czy istnieje jakakolwiek szansa, żeby powiedzieć coś pozytywnego na temat tego dość osobliwego erotyku.

trwa ładowanie posta...

Choć film jest stosukowo krótki - na stronie kina widnieje informacja, że trwa zaledwie 1 godzinę i 40 minut (obstawiam, że w ten czas wliczono też reklamy), to miałam wrażenie, jakby trwał całą wieczność. Niezrozumiała koncepcja i zachowanie aktorów, cringe i okropne dialogi... Można wymieniać, i wymieniać. Co prawda według części krytyków filmowych "Trzy miłości" to udany i w pełni świadomy pastisz - a ja chciałabym w to wierzyć...

"Trzy miłości" to polska wersja "Challangers"?

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule - niestety nie. Oprócz głównego wątku, jakim jest romans trzech osób, nie widzę innych podobieństw. Przede wszystkim fabuła - w amerykańsko-włoskim dramacie była ukierunkowana, w miarę spójna i logiczna, czego niestety nie można powiedzieć o polskiej produkcji.

trwa ładowanie posta...

Film opowiada historię 40-letniej aktorki (Leny), która rozwiodła się ze swoim mężem (Janem). Mężczyzna nie może pogodzić się ze stratą ukochanej, więc postanawia ją śledzić. Jego codziennością jest podsłuchiwanie rozmów eksżony - wszystko dzięki specjalnej aplikacji, którą ukradkiem zainstalował na jej telefonie. Całe dnie spędza na podglądaniu kobiety przez lunetę (bo oczywiście wynajmuje mieszkanie na przeciwko jej domu) czy bieganiu za nią po mieście. W końcu odkrywa, że Lena poznała młodego studenta (Kundla), z którym szybko weszła w romantyczną relację. Jan pęka z zazdrości i robi wszystko, aby popsuć ich miłość. Kundel ma jednak inne plany - zaczyna wplątywać byłego swojej partnerki w trójkącik. Akcja nabiera tempa, gdy intrygi podglądacza wychodzą na światło dzienne - wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki...

Chciałabym wierzyć, że erotyk to pastisz...

Na ogromną pochwałę zasługują ładne kadry i muzyka - i tu chyba kończą się plusy produkcji. Choć na pierwszy rzut oka fabuła może wydawać się ciekawa i logiczna, to w rzeczywistości trudno znaleźć sens całej historii. Przez większość filmu czułam, że Grzegorzek starał się stworzyć odważny erotyk, ale jego koncepcja średnio co 10 minut była torpedowana cringe'owymi gagami. Nie ma nic złego w mieszaniu gatunków, ale według mnie tu zabrakło świadomości i dobrego smaku.

Ponadto przez cały seans nie mogłam "uwierzyć" w uczucia pomiędzy Leną, Kundlem, a Janem. Ich interakcje były sztywne i bez emocji, a z kolei zachowania - irracjonalne. Prosty przykład - Jan dostał ataku serca, nie może złapać tchu (napomknę, że w filmie kilka razy sugerowano, że ma problemy z sercem), a główna bohaterka podchodzi do niego, strzela go w twarz, po czym ten wstaje, jak gdyby nigdy nic. Można w nieskończoność wymieniać momenty, będące niemalże kopią scen z romantycznych komedii z Adamem Sandlerem na czele. Moim faworytem jest sytuacja, w której Lena potrąca swojego eksmęża samochodem, a ten jeszcze przez kilka sekund utrzymuje się na masce, wyznając jej miłość.

trwa ładowanie posta...

Jednak największą piętą achillesową produkcji są zdecydowanie dialogi. Cały scenariusz brzmi dla mnie, jakby autorzy napisali go najpierw po angielsku, a potem wkleili do pierwszego lepszego translatora i przetłumaczyli na język polski. Momentami aż wykręcało mnie z cringe'u.

Uważam, że film byłby zdecydowanie ciekawszy, gdyby skończył się 20/30 minut wcześniej - na scenie, w której rozgoryczony Kundel wsiada za kółko i ucieka z nieudanego urlopu. Choć otwarte zakończenia często zostawiają widzów z poczuciem niedosytu, to w tym przypadku byłoby ono naprawdę pożądane. Wtedy film można by rozpatrywać w kategorii: "twórcze spełnienie reżysera", zyskałby głębi, a moja opinia może nie byłaby aż tak surowa.

Czy warto pójść na "Trzy miłości" do kina?

Na to pytanie niestety nie ma dobrej odpowiedzi. Sezon ogórkowy wciąż trwa, więc dla kinomaniaków, którzy łapią wszystkie premiery, film może być całkiem ciekawą odskocznią od "standardowych" produkcji. Jeśli chcesz iść z dziewczyną, chłopakiem, czy ziomeczkami na "odmóżdżający" seans, to też spoko, bo przynajmniej będziesz miał, z kim się pośmiać z licznych absurdów. Istnieje jednak ryzyko, że wyjdziesz z kina zdenerwowany, że "zmarnowałaś" na erotyk prawie dwie godziny swojego życia.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 1
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0