"Queer", zdecydowanie nie cozy lovestory [RECENCJA]

"Queer" - zdecydowanie nie cozy lovestory. Ktoś tu przesadził z yagé [RECENZJA]

Źródło zdjęć: © Filmweb
Oliwia Ruta,
17.03.2025 22:00

Luca Guadagnino - twórca ciepłego włoskiego klasyka "Tamte dni, tamte noce" - powrócił z nową produkcją. Na tapet ponownie wziął historię miłosną gejów ze sporą różnicą wieku. Po krótkim opisie z Filmwebu i delikatnym plakacie "Queeru" spodziewać się można kolejnego cozy sensu. Niestety to tylko złudne pierwsze wrażenie.

Luca Guadagnino poniekąd przyzwyczaił nas do klimatycznych włoskich produkcji. Wiadomo, w jego twórczości można doszukać się kilku odstępstw, natomiast reżyzer zawsze znajdzie miejsce na ładne, spokojne kadry - nawet jeśli fabuła filmu polega na odgryzaniu kończyn. Skoro jesteśmy już przy scenariuszu, to Guadagnino bardzo często pracuje przy dość osobliwych, a czasem nawet przerażających ekranizacjach. Niektóre z nich wzbudzają równocześnie niepokój, obrzydzenie i fascynację, poruszając trudne tematy tożsamości, seksualności, relacji międzyludzkich czy funkcjonowania w społeczeństwie.

"Queer" to zdecydowanie nie kolejny cozy film

Idąc na film "Queer", uzbroiłam się w kilka paczek chusteczek na wypadek, gdyby Guadagnino postanowił stworzyć "Tamte dni, tamte noce" part two. W końcu tytuł, akcja rozgrywana w małym meksykańskim miasteczku, krótki opis, delikatny plakat i sugestia autorów zobowiązują... Najwyraźniej nie w przypadku tej produkcji. Z jednej strony cieszę się, że dostaliśmy coś zupełnie odmiennego od ciepłego klasyka, z drugiej strony mam mieszane uczucia wobec seansu, który delikatnie mówiąc był dość osobliwy.

trwa ładowanie posta...

Prawda, spokój wszechobecny w tamtejszej rzeczywistości został uchwycony wręcz perfekcyjnie - słoneczne ulice, ludzie mający na wszystko czas. Nie zabrakło też "brudu" w przypadku bardziej wyrazistych scen. Niestety w niektórych momentach czułam mocny cringe (szczególnie, gdy po raz setny w dialogu padało tytułowe słowo "queer"). Zachowanie głównych bohaterów bywało niezręczne, niekomfortowe, a cała historia straszliwie rozwleczona w czasie. "Queer" to film, w którym trudno o postacie, które mogłyby zdobyć sympatię widzów.

Ktoś tu chyba przesadził z yagé...

Film został podzielony na trzy części. Niestety im dalej w las (a nawet puszczę), tym robiło się coraz dziwniej. Na początku poznajemy 50-letniego amerykańskiego bogacza Williama Lee, wiodącego samotne życie, który umila sobie czas częstymi wizytami w barach i spotkaniami z młodszymi chłopcami typu "one night stand". Mężczyzna jednak paradoksalnie zaznacza, że "nie jest queerem".

W pewnym momencie wpada mu w oko dwudziestokilkuletni student Eugene Allerton, który skrada jego serce. Mężczyzna za wszelką cenę stara się nawiązać relację z dużo młodszym amantem. Ten jednak tylko wodzi go za nos, umawia się z inną kobietą i nie wykazuje większego zainteresowania biznesmenem. Dopiero, gdy 50-latek zaznaczył, że Eugene będzie miał korzyści finansowe ze spotykania się z nim, ten zgodził się wyruszyć z bogaczem w podróż. I tutaj zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Amerykanie wyruszają w tropiki, żeby znaleźć yagé - halucynogenną roślinę, umożliwiającą telepatię.

trwa ładowanie posta...

Fabuła filmu jest dość logiczna, natomiast mam wątpliwości, czy na tyle interesująca, żeby przyciągnąć widzów. Surrealistyczne wstawki sprawiają, że produkcja jest osobliwa i niepokojąca, ale raczej nie nazwałabym jej ciekawą czy odkrywczą.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 1