Nie chcę znać krewnych

Nie chcę znać swoich krewnych!

Źródło zdjęć: © Canva / Canva
Pharus Lunae,
22.10.2024 20:15

Od urodzenia uczymy się, że matka i ojciec to świętość. Jest to uzasadnione, bo przecież malutkie dziecko nie może samo sobie poradzić. Do tego potrzebni są rodzice, którzy opiekują się nim w stu procentach. Można powiedzieć, że aż do późnego wieku nastoletniego jesteśmy uzależnieni od opiekunów. Czy jednak samo zapewnienie dachu nad głową i wyżywienia jest wystarczającym powodem do podtrzymywania dozgonnej wdzięczności względem rodziców? Czy w związku z tym dorosłe dziecko zawsze powinno być wdzięczne?

W moim gabinecie czasem spotykam osoby, które odcinają się od swoich bliskich. Porzucają swoje rodziny, zrywają relacje z rodzicami, a czasem i z rodzeństwem. Dlaczego to robią? I czy jest to zachowanie właściwe? Często zdarza się, że taka osoba spotyka się z ostracyzmem znajomych i dalszych krewnych. Jest oskarżana o egoizm i niewdzięczność.

Jednak spójrzmy na to z drugiej strony. Czy każdy rodzic lub opiekun jest chodzącym dobrem i faktycznie troszczy się o swoje dziecko? Zazwyczaj widzimy tylko jedną stronę medalu - matkę, która szlocha, że syn się nie chce odzywać, albo starego ojca, który wzdycha, że córka nie zadzwoniła nawet na święta. To działa na nasze głębokie emocje. Co jednak przeżyła córka, która postanowiła już nigdy nie widzieć swojej matki? Może jednak w historii rodziny zdarzyło się coś, co sprawiło, że syn nie chce dłużej utrzymywać kontaktu z własnym ojcem?

Zerwanie relacji z rodzicami

Zerwanie relacji z rodzicem jest krokiem drastycznym i sprzecznym z naszą biologią. Przez wiele wieków byliśmy istotami stadnymi. Jeśli ktoś był samotną jednostką (wyrzuconą z klanu, czy ze wsi), narażał się na pewną śmierć. Trzymanie się "stada" było najważniejszym aspektem przetrwania. Dlatego nasi przodkowie z pokolenia na pokolenie pielęgnowali przekonanie, że matkę i ojca należy czcić. Co było (w pewnym uproszczeniu) pouczeniem, że aby przeżyć musisz trzymać się "swoich" i tego uczono kolejne pokolenia. Czy to jednak działa także dziś? Czy musimy się nadal trzymać naszego "stada" żeby przeżyć?

Odpowiedź brzmi: nie. Jesteśmy pierwszymi pokoleniami, które są w stanie poradzić sobie w pojedynkę. Jakie to niesie konsekwencje? Oczywiście wolność wyboru ścieżki, jaką chcemy iść. Nie potrzebujemy już całej wioski, żeby się ubrać i wyżywić. Możemy wszystko zapewnić sobie sami. Kiedyś, nawet jeśli rodzina traktowała nas strasznie, nie mieliśmy za bardzo wyjścia - trzeba było trzymać się bliskich i tolerować ich zachowania. Uczyliśmy się tego przez tysiące lat i te atawistyczne zachowania nadal nas trzymają. Wspierane są także przez społeczeństwo, które bezrefleksyjnie powtarza, że rodzice to świętość.

Możesz żyć bez pomocy rodziców

Jednak dzisiaj zamknięcie za sobą drzwi jest dużo łatwiejsze. Każdy z nas może pracować w różnych zawodach, niemal bez względu na płeć i wykształcenie. To oczywiście duże uproszczenie, ale dziś nie o tym. Co do zasady, każdy dorosły człowiek może się wyprowadzić nie tylko na drugi koniec kraju, ale także i świata. Powstanie Internetu jeszcze bardziej wszystko uprościło. Możemy zarabiać nie wychodząc z domu lub… wychodząc i kierując się w niemal dowolne miejsce.

Czy w takim razie zerwanie kontaktu z rodziną jest takim łatwym krokiem? Co z więzią emocjonalną? Najsilniejsza jest ta z matką, która jest przecież połączona z dzieckiem pępowiną. Ta więź jest wręcz biologiczna. Czy więc można, ot tak sobie, pewnego dnia wstać i wyjść ze świadomością, że już się nigdy tej matki nie zobaczy? Teoretycznie można. Czy jest to łatwe? Nie jest. Ale są ludzie, którzy się na to decydują. Sama takich znam. Wbrew pozorom, nie są to odosobnione przypadki. Co więc musiało się wydarzyć w ich życiu, że zdecydowali się na taki krok? Co musieli zrobić ci rodzice, żeby ich dziecko zerwało z nimi kontakt? A może warto zapytać czego nie zrobili? Bo zaniedbanie, brak szacunku i zainteresowania również potrafi być niezwykle okrutne. Nie bez powodu ignorowanie dziecka jest jednym z zachowań przemocowych.

Zerwanie więzi z matką i ojcem

Wbrew pozorom nie każda matka kocha swoje dziecko i nie każdy ojciec chce jego dobra. A nawet jeśli… to czy faktycznie wszystko, co robią rodzice jest dla dobra ich dziecka? Jak często słyszymy w domu: "może tego teraz nie rozumiesz, ale robię to dla Twojego dobra"? Owszem, rodzice są również od tego aby stawiać granice i nie pozwolić dziecku skoczyć na główkę do pustego basenu. Ale czy ojciec, który kasuje córce sms-y od chłopaka, chce jej dobra? Czy matka, która robi wszystko aby rozbić związek swojego syna, robi to dla jej dobra? I czy w ogóle mieszanie się z życie dorosłych dzieci ma cokolwiek wspólnego z ich dobrem?

Niektórzy rodzice kochają kontrolować swoje dzieci. Co więc tak naprawdę kochają? Głównie siebie i swój komfort. Jest wiele matek, które wychowują swoje potomstwo na zakładników ich chorób a ilekroć dziecko podejmie próbę ułożenia sobie życia, matka ma kolejny "atak". Są osoby, które mówią mi podczas sesji, że każdą wizytę u rodzica muszą ciężko odchorować. Czy w tym wszystkim chodzi o miłość? Nie sądzę. Spotkaliście się z takimi osobami, które wyciągają z Was energię bez opamiętania? A co, jeśli kimś takim jest Twój własny rodzic?

Niektórzy odważyli się powiedzieć "nie"

Być może więc ci, którzy ośmielają się zerwać kontakt z domem rodzinnym, to właśnie ci, którzy odważyli się powiedzieć w końcu: "nie"? Może długo byli służącymi lub ludźmi od sprzątania całego syfu, który narobił rodzic. Może bardzo długo znosili ich alkoholizm, przemoc fizyczną lub psychiczną. A może po prostu byli przez wiele lat ofiarami manipulacji tak głębokiej, że się w niej dusili? Może w końcu nie znieśli tego ciężaru i postanowili uciec? Może czuli, że nie ma już innego wyjścia? Problem z osobami toksycznymi jest taki, że nie chcą widzieć w swoim zachowaniu niczego niewłaściwego. I niektóre ofiary takich rodziców w końcu zaczynają rozumieć, że nie ma szansy na zmianę toksycznej matki lub ojca.

Radykalny krok w relacji z rodzicami

Ale nadal zerwanie kontaktu z bliskimi nie jest łatwą decyzją. Rozmawiałam wielokrotnie z ludźmi, którzy zdecydowali się na tak radykalny krok. I nie stało się to z dnia na dzień. Te osoby mierzą się najczęściej z ogromnym poczuciem winy i z daleko idącymi konsekwencjami swojej decyzji. Bo to oni stają się ofiarą (po raz kolejny!) otoczenia. Rodzina i znajomi najczęściej składają całą winę za sytuację na barki osoby, która ucięła kontakt. W tym przypadku na barki dziecka, które postanowiło wykonać jakiś "ruch".

Wykonanie ruchu kojarzy nam się z wypowiedzeniem wojny więc negatywnie oceniamy tę osobę. I to mimo, że ten krok był jedynym możliwym. Był to krok do wyjścia z toksycznej relacji. A w jakiej pozycji ustawia się najczęściej druga strona? W pozycji ofiary, która została skrzywdzona. A co z tymi latami, w których krzywdzone było, dorosłe już, dziecko? Cóż… poszły w niepamięć, bo dla naszego mózgu liczy się chwila obecna. Odchodzące dziecko jest więc podwójnie skrzywdzone. A często jest to postawa skrajnie odważna. Ktoś musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za tę sytuację i ją zakończyć. No ale kto? Przecież nie rodzic, bo on na tej sytuacji korzystał. A więc dorosłe dziecko podejmuje decyzję, że czas skończyć ten dramat i zerwać kontakt całkowicie.

Ocenianie trudnych decyzji dziecka

Mamy tendencję aby oceniać takie osoby i oburzać się na ich zachowanie. Często wtedy mówimy: "przecież ta jej mama jest taka słabiutka", albo: "ten jego tata taki stary". Na zewnątrz jednak często nie widać tego, co działo się w środku. Czy dasz sobie uciąć rękę, że ta miła sąsiadka nie trzęsie całym swoim domem? Czy jesteś pewien, że ten uroczy starszy kolega z pracy nie dręczy psychicznie swoich bliskich? Nie możemy być tego pewni, bo niemal każdy z nas jest inną wersją siebie "publicznie" a inną w domowych pieleszach. Ważne tylko, aby te dwie wersje nie były od siebie odległe o lata świetlne.

Dlatego następnym razem zanim wygłosisz tyradę na temat niewdzięczności dziecka zrywającego kontakt z rodzicami, może zatrzymasz się na chwilę i zastanowisz, jakie wydarzenia mogły do takiej sytuacji doprowadzić? I może zamiast oceniać, powiesz: "Rozumiem. Trzymam za ciebie kciuki"?

Autor: Justyna Adamów-Bielkowicz - astrolog, absolwentka filozofii i ortoptyki, warszawianka, autorka książki "Porozmawiaj z Księżycem", urodzona optymistka, miłośniczka zwierząt oraz natury. W pracy korzysta także z kart anielskich oraz tarota. Specjalizuje się w analizie tematów rodowych.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 2
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0