Daniel Radcliffe został ojcem. Matka jego dziecka mierzy się z bodyshamingiem

Daniel Radcliffe, jak pewnie wiecie, poza "Harrym Potterem" ma całkiem pokaźną filmografię. Występ w ekranizacji powieści J.K. Rowling przyniósł mu sławę, ale jest jedna rola, która może być dla niego chyba trochę ważniejsza.

W 2013 r. Radcliffe na planie filmu "Na śmierć i życie" poznał aktorkę Erin Darke. Starsza o pięć lat dziewczyna stała się miłością jego życia i właśnie urodziła mu dziecko. Tak, słynny Harry Potter właśnie został ojcem. Niestety jego partnerka spotyka się z bodyshamingiem, który w jej stronę kierują osoby transfobiczne.

W marcu dziennik "The Sun" opublikował zdjęcia, na których było widać Erin Darke z ciążowym brzuszkiem. Chwilę później znajomy aktora potwierdził informację o ciąży aktorki i wyjaśnił, że Radcliffe spodziewa się dziecka.

- Daniel i Erin nie mogli być bardziej szczęśliwi. Są absolutnie zachwyceni i nie mogą się doczekać, aż staną się trzyosobową rodziną. Ostatnio powiedzieli o tym swoim rodzinom i przyjaciołom. To niesamowicie ekscytujący czas - wyjawił znajomy Daniela w rozmowie z "The Mirror".

We wtorek 25 kwietnia "The Sun" poinformowało, że Daniel Radcliffe został ojcem - na świat przyszło dziecko pary. Aktorzy zostali już nawet przyłapani przez reporterów na spacerze z niemowlęciem.

Niestety, chwilę przed narodzinami dziecka, partnerka Radcliffa spotkała się z bodyshamingiem. Wszystko zaczęło się od nieprzychylnego komentarza pisarki Suzanne Seddon. Transfobiczni użytkownicy na Twitterze pisali, że aktorka jest zbyt wysoka, a jej twarz jest "mało kobieca". Pojawiły się sugestie, że jest ukrytą osobą transpłciową.

Te krzywdzące i bodyshamingujące komentarze najprawdopodobniej mają związek z podejściem Daniela Radcliffa do transfobicznych poglądów J.K. Rowling. Aktor wielokrotnie krytykował stanowisko pisarki i działaniami wspierał osoby transpłciowe. Od 2009 r. filmowy Harry Potter współpracuje też z Projekt Trevor. To organizacja charytatywna zajmująca się zapobieganiem samobójstwom osób LGBTQ+.

Komentarze dotyczące wyglądu Erin zostały szybko skrytykowane w sieci. Użytkownicy zwracają uwagę na to, że bodyshamingujące wpisy opierają się na wykreowanych przez patriarchat standardach piękna i powielają szkodliwe stereotypy dotyczące wzrostu, o których wspominaliśmy, pisząc o heightismie.

"Suzanne idealnie pokazuje, że transfobia opiera się również na mizoginii. To wszystko bazuje na nieosiągalnych, opresyjnych standardach piękna i tak naprawdę nie ma nic wspólnego z transpłciowymi kobietami" - pisze działaczka na rzecz równości płci, Gina Martin.

Kobiety nie muszą "jakoś wyglądać", żeby być uznane za wystarczająco kobiece. Żadne szpilki, ubrania, makijaż, to jak wyglądamy - nic nie może potwierdzić tego, że jesteśmy lub nie jesteśmy kobietami. Istotne jest tylko to, co czujemy i z jaką tożsamością płciową się identyfikujemy.

Źródło: Pink News, Pudelek, Mirror, The Sun