Zdradzony przez algorytm. Eleganckie samozaoranie prawicowego publicysty

Dziennikarz serwisu dorzeczy.pl opublikował na 13 czerwca na Twitterze zrzuty ekranu z mediów dla zilustrowania swojej mizoginistycznej tezy, że publikowanie przez kobiety materiałów, na których wyglądają atrakcyjnie, jest "proszeniem się" o uprzedmiotowienie.

Można przypuszczać, że publicysta liczył, iż przytaknie mu wiele innych osób, które lubią oceniać wygląd i postawy moralne kobiet. To prawda, że nie brakuje ich na Twitterze i w innych mediach społecznościowych. Jednak komentatorów bardziej ubawił fakt, że najwyraźniej dziennikarz nie rozumie, jak wrażliwe na nasze preferencje są algorytmy TikToka czy Facebooka.

Skonfrontowany z żenującą rzeczywistością mężczyzna próbował oczywiście minimalizować straty, tłumacząc, że nie lajkuje takich treści i że to w ogóle nie z jego feeda. Oczywiście nie trzeba lajkować, żeby algorytm uczył się naszych preferencji. Koduje też m.in. treści, które oglądamy do końca.

Najzabawniejsze jest chyba to, że "kolega" publicysty "wyoutował się" z dość sprecyzowanymi preferencjami co do wyglądu kobiet, na które patrzy z rzekomym potępieniem, ale wystarczająco długo i intensywnie, żeby podsuwał mu je algorytm. Obie tiktokerki z posta mają podobne sylwetki. Obcisłe ciuchy na wydatnej klatce piersiowej przewrotnie kontrastują z okularami korekcyjnymi.