Uczestniczka "MasterChefa" oceniła jarmark w Warszawie. "Najgorszy i najsmutniejszy"
Natalia Maszkowska jest gastronomiczną influencerką, znaną publiczności również z 7. edycji programu "MasterChef". Celebrytka wybrała się na bożonarodzeniowy jarmark do stolicy i... była bardzo, bardzo rozczarowana.
Zima w pełni, święta tuż-tuż, więc jak lepiej spędzić czas ze znajomymi lub rodziną, niż na bożonarodzeniowym jarmarku? To już tradycja: prawie taka sama jak jedzenie pierogów, otwieranie prezentów po tym, jak zaświeci pierwsza gwiazdka i mycie okien dla Jezuska. Overpriced przysmaki w niezbyt korzystnej cenie, ścisk i walący spirytem grzaniec: brzmi jak idealny plan na wieczór - pomyślało tysiące Polaków, i tak co roku.
Podobne
- "Serce chyba słabiutko bije". Wypił na raz 15 energetyków
- WARS prosto z Podlasia. Kibice Jagiellonii Białystok odpalili grilla
- Korki? Jakie korki? Tak kurier Glovo pokonał Wisłę
- Jarmark bożonarodzeniowy all inclusive. Płacisz raz - jesz, ile chcesz
- Japonka oceniła 10 polskich potraw. Doceniła nieoczekiwane danie
Testowanie jarmarków w Polsce i zagranicą cieszy się sporym zainteresowaniem w social mediach. Jako pierwszy fenomen uczynił z tego Książulo swoją zeszłoroczną serią, w której sprawdzał kiermasze w największych miastach. W tym roku jego tropem poszli także inni influencerzy m.in. była uczestniczka "MasterChefa" Natalia Maszkowska, znana jako nathallae.
Uczestniczka "MasterChefa" ostro o jarmarku w Warszawie. Nie gryzła się w język
- Jest to zdecydowanie najgorszy i najsmutniejszy jarmark, na jakim byłam, chociaż ciężko nazwać to jarmarkiem. Mowa o naszej pięknej stolicy, gdzie "jarmark" to po prostu kilka budek, no i powiedzmy, ozdób - mówi Natalia Maszkowska na nagraniu, pokazując przebitki z rozstawionymi straganami i "dekoracjami". Postawione byle gdzie drewniane sanie powiedzmy, że robią klimat, ale coś, co ma udawać bałwana, wygląda, jakby czekało na przyjazd śmieciarki.
Influencerka wytyka, że grzaniec sprzedawany w budkach w Warszawie jest prosto z kartonu, smakuje jak klasyczny grzaniec galicyjski, a na dodatek mały kubek kosztuje aż 20 zł. "Belgijska" czekolada także okazała drogim scamem. - Koło czekolady to nie stało - stwierdziła ostro Natalia. Influencerka posmakowała także kilku klasyków:
- pajdy "full wypas", którą oceniła jako dobrą, jednak skrytykowała nierówną temperaturę dania za 35 zł,
- zapiekanki - poprawnej, polanej gotowymi sosami za 30 zł,
- zakręconego ziemniaka, który według niej był stary i smażony na starym, śmierdzącym oleju za 20 zł,
- grillowanego serka z żurawiną - podobno przepyszny i najtańszy - za 8zł,
- kołacza - dobrego, ciepłego, za 25 zł. Do tej budki była największa kolejka.
Uczestniczka "MasterChefa" nie kryła rozczarowania, podkreśliła także, że na warszawskim jarmarku poza jedzeniem brak innych atrakcji. Może jednak lepiej zostać w domu?
Popularne
- Spała z 100 facetów jednego dnia. Po wszystkim się rozpłakała
- Przerażające oblicze influencerki. Pracownicy przestali milczeć
- Choinka w Londynie to niewypał? Polacy pokazują, kto tu rządzi
- Była dziewczyna Boxdela w Prime MMA. Jest reakcja Wardęgi
- Ostatnie Pokolenie napisało list. "Nie jesteśmy przeciwko Wam"
- Julia Żugaj dała angaż Wojtkowi Kucinie. Pokazał, jak trzęsie kuperkiem
- Jarmark bożonarodzeniowy all inclusive. Płacisz raz - jesz, ile chcesz
- Dua Lipa chwali polską książkę. Fani wiwatują
- Wersow reaguje po krytyce. To jeszcze nie koniec choinkagate