Sfingował własną śmierć. Chciał zobaczyć, kto przyjdzie na jego pogrzeb

Niektórzy ludzie mają dość abstrakcyjne marzenia. Do tych zdecydowanie dziwniejszych zaliczyłabym akcje typu sfingowanie śmierci, upozorowanie zabójstwa czy porwania. Pewien mężczyzna z Indii był ciekawy, ile osób zjawi się na jego pogrzebie. Chciał sprawdzić, kto będzie go opłakiwał. "Po śmierci ludzie niosą mary, ale chciałem sam tego doświadczyć i dowiedzieć się, ile szacunku i uczucia mi dają" - powiedział w komentarzu dla mediów. Kilka dni temu jego plan doszedł do skutku. Jak zareagowali jego bliscy? Czy uwierzyli w rzekomą śmierć mężczyzny?

Bohaterem całej historii jest 74-letni Mohan Lal - emerytowany weteran indyjskich sił powietrznych. Do zdarzenia doszło 13 października w wiosce Konchi w dystrykcie Gaya. Właśnie wtedy odbyła się ceremonia "pożegnania" staruszka. Dla niepoznaki i wiarygodności Mohana owinięto w biały całun i umieszczono na bambusowych noszach ozdobionych kwiatami. Następnie żałobnicy zanieśli ciało do świątyni, gdzie odprawiono ostatnie namaszczenie i przygotowywano je do kremacji.

W tle leciała żałobna muzyka, a bliscy emeryta opłakiwali jego śmierć, gdy nagle ten jak gdyby nigdy nic wstał z noszy. Informacja o niecodziennym zdarzeniu błyskawicznie trafiła na pierwsze strony tamtejszych gazet, a nawet obiegła media na całym świecie.

W internecie nie ma żadnych informacji na temat tego, czy emeryt był zadowolony ze sposobu oraz ilości osób opłakujących jego ciało. Wiemy jedynie, że bliscy i mieszkańcy wioski nie mają mu za złe wybryku, ponieważ ten w przeszłości ufundował im dobrze wyposażone krematorium, a co za tym idzie - miał uznanie wśród starszyzny. Na zakończenie ceremonii uczestnicy spalili kukłę zmarłego w świątyni, a później wzięli udział w uczcie.

Źródło: Dexerto