W Tajlandii wybuchła rewolucja gumowych kaczek

W nocy z niedzieli na poniedziałek tysiące demonstrantów zgromadziło się przed siedzibą 11. Pułku Piechoty w Bangkoku, elitarnej jednostki znajdującej się pod bezpośrednią kontrolą króla Tajlandii, Maha Vajiralongkorna. Protesty trwają od wielu tygodni i przybierają coraz brutalniejsze oblicze.

Protestujący, którzy w ostatnich miesiącach wychodzą na ulice Bangkoku niemal dzień w dzień, przynoszą na demonstracje żółte, nadmuchiwane gumowe kaczki. Jest to symbol, który ma na celu ośmieszyć tajskie służby mundurowe. Demonstranci żądają reformy tajskiego wojska, które – ich zdaniem – nie chroni zwykłych obywateli Tajlandii, lecz interesy rodziny królewskiej.

Protestujący domagają się abdykacji króla. Chcą również, aby Maha Vajiralongkorn wytłumaczył się z bajońskich sum zgromadzonych na prywatnym koncie bankowym (majątek o wartości ok. 2,3 mld dolarów) oraz dlaczego traktuje wybrane oddziały wojska niczym osobistą straż. Ponadto demonstranci domagają się, aby król Maha Vajiralongkorn wyraził poparcie dla premiera Prayutha Chan-O-Cha i przestał mieć wpływ na politykę kraju.

Monarchia w Tajlandii ma szczególny status. Wizerunek króla jest chroniony przez surowe prawo, a za zniesławienie, grożenie lub obrażanie Maha Vajiralongkorna grozi do 15 lat pozbawienia wolności.

Czy protesty w Tajlandii spowodują odsunięcie króla od władzy? 45 lat temu na Islandii wystarczył jeden dzień, aby zmienić kraj.