Co słychać? Ceny na koncerty w Polsce są ODKLEJONE

Co słychać? Ceny na koncerty w Polsce są ODKLEJONE

Źródło zdjęć: © mem
Maja Kozłowska,
21.02.2025 13:00

Fani koncertów patrzą i płaczą z powodu wciąż i wciąż rosnących cen biletów na wydarzenia. Jaka jest jednak alternatywa dla zakupu? FOMO. Kolejna zmora naszych czasów.

Dla niektórych zagranicznych gwiazd Europa wciąż albo nie istnieje, albo ogranicza się do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji i od biedy Hiszpanii. Z drugiej strony: Polska jest obecnie w swoim koncertowym piku, goszcząc największych współczesnych artystów oraz tych, którzy przez x lat swojej kariery jeszcze nigdy nie grali nad Wisłą.

Potencjał koncertowy mamy ogromny pod względem logistycznym: sporo lotnisk, dobra komunikacja (trasa PKP Berlin-Warszawa czy Berlin-Poznań), baza na całą Europę Wschodnią. Nie wolno lekceważyć również obiektów: poza okrytym złą sławą Stadionem Narodowym, zwanym prześmiewczo "beczką", na ciut mniejszą skalę dysponujemy świetną areną w Gliwicach, czy starą, ale jarą areną w Krakowie.

Polacy mają przestrzeń, żeby chodzić na koncerty, ale czy mają na to pieniądze? Na dwoje babka wróżyła: z jednej strony wielu z nas w ogóle nie uczestniczy w żadnych wydarzeniach artystycznych, z drugiej - coraz więcej wydajemy na rozrywkę.

trwa ładowanie posta...

Pieniądze na koncerty są czy ich nie ma?

W 2024 r. Natural Innovations Lab dla Viceversa.app opublikowało badanie na próbie 3400 osób, z którego wynika, że aż 26 proc. Polaków w ogóle nie chodzi na koncerty. 40 proc. uczestniczy w nich z kolei raz na rok lub rzadziej. Z danych wynika, że jedynie lekko ponad 1/3 Polaków (w miarę) regularnie bierze udział w wydarzeniach muzycznych na żywo, tj. częściej niż raz na 12 miesięcy.

To jednak tylko jedna strona medalu. Druga bowiem wskazuje na gwałtowny wzrost zainteresowania segmentem rozrywkowym.

"Ostatni rok był kolejnym, który potwierdził, że branża eventowa działa w kontrze do jednej z podstawowych zasad ekonomii, mówiącej - gdy koszty życia rosną, wydatki na rozrywkę są zwykle ograniczane. Rosnące ceny całego doświadczenia spowodowały, co prawda, że Polacy dokładniej oglądają każdą złotówkę wydaną na rozrywkę, jednak imponujący wachlarz możliwości dostarczony fanom przez polskich promotorów spowodował większe zainteresowanie Polaków wydarzeniami live i wzrost wydatków na rozrywkę o 34 proc. rdr" - powiedział wiceprezes eBilet, Bartek Torański w komunikacie prasowym wydanym początkiem 2024 r.

Moje daleko idące wnioski: konsumenci muzyki na żywo są nienażarci. Może nawet kompulsywni. Spośród 34 proc. Polaków "regularnie" chodzących na koncerty, wyłania się kolejna grupa, ich stałych bywalców, którzy nadrabiają za resztę. Tych z grubym portfelem. Tych, którzy wyraźnie inwestują w hobby. Tych, których nie powstrzyma ograniczona liczba dni urlopowych, konieczność wagarów z zajęć na uczelni, daleka podróż czy szprycowanie się energolami w drodze do biura po marnych kilku godzinach snu w nocnym pociągu.

Bo oprócz tego, że rosną wydatki na rozrywkę, rosną także koszty biletów na koncerty. Inflacja to jedno, szeroko krytykowany model sprzedaży opierający się na dynamicznych cenach - drugie. Astronomiczne ceny w Polsce - trzecie.

trwa ładowanie posta...

Rosnące ceny koncertów to problem ogólnoświatowy

Należy zaznaczyć, że rosnące ceny biletów na koncerty to trend światowy - nie obejmuje on wyłącznie Polski. Billboard Boxscore podaje, że przed pandemią ceny wejściówek wzrastały o ok. 3-4 proc. rocznie. Kiedy machina ruszyła na nowo, artyści (wielkie korporacje?) musieli nadrobić przymusowy przestój i przerwane trasy, a zwyżka sięgnęła już 9,9 proc.

Teoretycznie można to wytłumaczyć. Logistyka, paliwo, pracownicy. Benzyna droga, pensja minimalna rośnie - sensowne, że te koszty organizacji będą po stronie fanów. Gdzie jednak jest granica i czy możliwe, że ta bańka w pewnym momencie pęknie?

Wiele pisaliśmy już na temat dynamicznego wzrostu cen, które chętnie stosuje największa ogólnoświatowa bileteria - Ticketmaster. Efekt jest taki, że bilety warte nominalnie np. 300 zł w związku z dużym zainteresowaniem są sprzedawane za np. 450 zł. Nie mówiąc o wprowadzeniu tzw. biletów Platinium, czyli wejściówek, które absolutnie niczym nie różnią się od standardowych biletów - niczym, poza ceną, która może być nawet dwa razy wyższa od tej wyjściowej. Dodajmy, że zarówno polityka dynamicznych cen, jak i biletów Platinium różni się od numerowanych pul biletowych, w których ceny od początku są jawne i zmieniają się w momencie wyprzedania się określonej liczby wejściówek - lub w przypadku festiwali po upływie określonego czasu. Tutaj konsument nie ma niespodzianki, natomiast logując się na dużą sprzedaż, często nie wiadomo, ile dokładnie zapłacimy za bilet.

Problematyczny jest monopol: chcąc uczestniczyć w koncercie, nie mamy absolutnie żadnego wyboru. Możemy albo wybulić hajs, albo obejść się smakiem. Żadna z tych opcji niestety nie satysfakcjonuje w pełni. Żal za przepalone pieniądze i świadomość, że w sektorze bawią się ludzie, którzy za to samo doświadczenie zapłacili o połowę mniej kontra dojmujące poczucie straty. W idealnym świecie nie musielibyśmy dokonywać takiego wyboru.

trwa ładowanie posta...

Bilety w Polsce są droższe niż w innych krajach Europy

No dobrze. Sytuacja jest znana, ogólnie: będzie ciężko. Fani muzyki muszą przygotować się na trudne czasy i perspektywę wykładania ostatniego grosza na swoje rozrywki lub ewentualnie - spuszczenia z tempa, nauki odpuszczania oraz podejmowania wyborów.

Polacy jednak (jak zwykle?) mają wyjątkowo pod górkę. Od kilku lat można obserwować bowiem tendencję do tego, by bilety w naszym kraju były droższe - ciut lub bardzo - od wejściówek na dokładnie te same eventy w innych krajach.

Poniżej przykład na podstawie biletów na AC/DC. Aktualna cena wejściówki na płytę w Polsce to 795 zł (było 805 zł...). Za "drugą" płytę w Pradze trzeba natomiast zapłacić ok. 593 zł, natomiast przednia, zanim się wyprzedała, kosztowała ok. 661 zł. Tutaj już widać znaczną różnicę ponad 100 zł.

Porównując z kolei ceny z Madrytu, aż takiego szoku nie ma. Polska wciąż jest droższa (795 do 779 zł), jednak trzeba również wziąć pod uwagę, że bilet na koncert w Hiszpanii zapewnia wejście na płytę bliżej sceny. Polska wejściówka nie gwarantuje tak dobrego miejsca.

x
x (Ticketmaster)
x
x (Ticketmaster)
x
x (Ticketmaster)

AC/DC to oczywiście niejedyny zespół, który zrobił polskich fanów w bambuko. Przyjrzyjmy się cenom biletów na koncert Kendricka Lamara SZY. Od 712 zł za "zwykłą" płytę do 830 zł za najbliższe miejsca na zewnątrz i wewnątrz sceny.

I właściwie - dwóch artystów, specjalna, ekskluzywna trasa, bardzo dobry widok. Te 800 zł brzmi jak coś, co można przeboleć. Coś, co można zrozumieć. Jasne - gdyby nie fakt, że w Barcelonie tylna płyta kosztuje niecałe 450 zł, natomiast golden circle po zewnętrznej stronie sceny ok. 710 zł.

X
X (Ticketmaster)
x
x (Ticketmaster)

Scam na kilometr. W 2019 r. wg danych Eurostatu Polska znajdowała się na 24. miejscu wśród 27 krajów Unii Europejskiej pod względem poziomu rozwoju mierzonego jako PKB per capita, określającego poziom życia przeciętnego mieszkańca. Za nami - Chorwacja, Rumunia, Bułgaria. Obecnie mocno równamy do średniej unijnej (już nie ma takiego wstydu), ale z jakiej racji za koncerty to Polacy muszą bulić NAWET WIĘCEJ niż mieszkańcy państw lepiej rozwiniętych?

Wiele osób podkreśla, że czasami lepszą opcją jest dla nich wyjazd na zagraniczny koncert. Ci, którzy mieszkają niedaleko granicy z Czechami czy z Niemcami zrobią na tym niezły deal: w cenie biletu na koncert będą mieć też krajoznawczą wycieczkę. Biednym zawsze wiatr w oczy...

Jaka jest na to rada? Nie... kupować biletów? Brzmi nierealistycznie - chyba, że wkrótce pała naprawdę zostanie przegięta.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0
udostępnij artykuł