"Nie patrz w górę". Daje do myślenia, ale tylko tym, co niewiele myślą na co dzień
"Don't Look Up" święci triumfy w topce najpopularniejszych produkcji serwisu Netflix. Czy słusznie?
"Nie patrz w górę" to najnowsze dzieło Adama McKaya. Film możemy oglądać zarówno w kinie, jak i na Netfliksie.
Nie ukrywam, że zwiastun "Don't Look Up" narobił mi apetytu. Plejada gwiazd i całkiem interesujący zarys fabularny sprawiły, że z niecierpliwością czekałam na tę produkcję.
Przyznacie, że zapowiadało się całkiem nieźle.
"Nie patrz w górę" - o czym jest film?
Kate Dibiasky (w tej roli Jennifer Lawrence) z raczej mało prestiżowej, stanowej uczelni w Michigan, odkrywa gigantyczną kometę, pędzącej w stronę naszej planety.
Wraz ze swoim profesorem z uczelni Randallem Mindy (Leonardo DiCaprio) mają za zadanie ostrzec ludzkość przed zbliżającym się zagrożeniem. Niestety, zarówno media jak i politycy lekceważą Kate i Randalla. Brzmi znajomo?
To dosyć czytelna i mało subtelna aluzja do kryzysu klimatycznego. Choć naukowcy od lat apelują o podjęcie odpowiednich kroków, jedyne na co możemy liczyć to puste deklaracje na kolejnych szczytach klimatycznych.
"Nie patrz w górę" w ogóle jest bardzo czytelny, żeby nie napisać banalny w swoich diagnozach. Jeżeli spodziewaliście się wyrafinowanej satyry społecznej to jej tutaj nie znajdziecie.
Zamiast tego mamy dosyć toporną parodię czasów, w których przyszło nam żyć. Zidiociałą prezydentkę Janie Orlean (Meryl Streep), która w niezbyt subtelny sposób nawiązuje do Donalda Trumpa; jej odrażającego syna/szefa sztabu (Jonah Hill).
Mamy też media. A media jak to media. Gonią za oglądalnością i klikalnością. Sztuczni do bólu gospodarze porannego show (Cate Blanchett i Tyler Perry) wolą skupić się na miłosnych problemach gwiazdki pop (w tej roli autoironiczna Ariana Grande) niż na śmiertelnym zagrożeniu.
"Nie patrz w górę" jest solidnie zrealizowanym i bardzo dobrze zagranym... średniakiem. Jednak od twórcy "Big Short" wymagam czegoś więcej niż tak oczywistych moralitetów pod płaszczykiem koślawej czarnej komedii. Politycy, miliarderzy i ogólnie społeczeństwo są do dupy. Wiemy.
Na wyróżnienie zasługuje Mark Rylance w roli autystycznego miliardera-geniusza, będącego hybrydą Elona Muska, Marka Zuckenberga i Steve'a Jobsa. Jennifer Lawrence potwierdza swoje umiejętności w dosyć powierzchnie napisanej roli Kate. Leo wychodzi ze swojego aktorskiego emploi i zamiast samca alfa, przekonująco odgrywa rolę zlęknionego i nafaszerowanego xanaksem astronoma. Nie przekonuje natomiast Timothée Chalamet w roli grudge’owego dzieciaka. To chyba najbardziej zbędna postać w filmie.
Przeciętny zjadacz popcornu poczuje się zapewne lepiej od ukazanych w filmie elit i o to pewnie chodziło. Jednak widz, który nie szuka w kinie prostych rozwiązań, będzie zwiedzony.
Szkoda potencjału. Aktorów i samego tematu kryzysu klimatycznego.
5/10
W temacie netfix
- Będzie piąty sezon "Wiedźmina"? Informacje z dobrze poinformowanego źródła
- Czy będzie drugi sezon "Wednesday"? Jennna Ortega komentuje
- "Zróbmy zemstę" od Netfliksa to odświeżająca teen drama, której potrzebujecie [RECENZJA]
- Netflix: "Dwa życia" z Lili Reinhart. Lepiej mieć dziecko czy karierę? [RECENZJA]
Popularne
- Wersow wypuściła "Dorosłe serce". Śpiewa, że otrzymała chłód
- Rosyjski youtuber przesadził z prankami. Policja nie miała litości
- PiriPiri zrobiło pierwsze w Polsce lody z kebabem. To nie jest żart
- Pierwszy na świecie wyścig plemników. Będą zakłady, kamery, a nawet komentator
- Bombardiro Crocodilo i inne brainroty AI. Ten trend wyżre ci mózg
- "Best feeling, pozdro z fanem". O co chodzi w tym trendzie?
- Sylwester Wardęga przegrał z Marcinem Dubielem. Musi zapłacić 350 tys. zł?
- Gimpson (Gimper) ogłosił swój ostatni koncert. Klub wyprzedał W GODZINĘ
- Polska górą. Nowy slang podbija internet. "Just turned 19 in Poland". O co chodzi?