W Częstochowie otworzył się Lidl. Dziki tłum nie mieścił się w drzwiach

Uroczyste otwarcia nowych obiektów przeważnie kojarzą się z elegancką ceremonią. Czerwona wstęga, duża promocja, impreza z pompą. Czasami przyjeżdża ksiądz, by poświęcić budynek - zdarzyło się to np. przy okazji kilku McDonald'sów. Normalne czy zabawne? Zależy, jak leży, jednak osoby, które patrzą na całą sytuację z boku, mogą naturalnie czuć co najmniej rozbawione. Z igły widły: z drugiej strony, dla inwestorów, właścicieli, lokalnej społeczności itp. to często są wydarzenia zmieniające życie.

6 marca w Częstochowie otworzył się nowy Lidl. To nie tak, że w mieście nie było sklepu wcześniej: powstał po prostu kolejny punkt. Nie przeszkodziło to jednak mieszkańcom w przeprowadzeniu prawdziwego szturmu na market. Ten otworzył się punktualnie o 6 rano, ale dużo wcześniej przed wejściem uformowała się gigantyczna kolejka. Daje klimat "Czeskiego snu", czyż nie?

Promocje: no tak, wszystko jasne. Okazało się, że w dzień otwarcia wszystkie elektronarzędzia były przecenione o 50 proc. Nie obowiązywał też limit produktów na klienta, wszystko w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy. To oczywiście tylko jedna z okazyjnych promocji.

- To jest niepojęte. Powinni zabronić takich hurtowych sprzedaży. Na jednego klienta maksymalnie dwa produkty - uniósł się Pan Stanisław cytowany przez czestochowa.naszemiasto.pl. Mężczyzna twierdził, że na otwarcie sklepu zawitał "z ciekawości".

Trzeba przyznać, że otwarcie sklepu w Częstochowie wyglądało jak bieg do Rogu Obfitości w "Igrzyskach śmierci". Ludzie dosłownie walczyli o życie i najlepsze spoty. Skoro market był czynny od szóstej, o której w kolejce musieli ustawić się kolejkowiecze z początku stawki? SZOK. Niektórzy brali ze sobą po dwa wózki.