Recenzja filmu "Listy do M."

Obejrzałem "Listy do M." pierwszy raz w życiu. Nie rozumiem fenomenu

Źródło zdjęć: © Gałązka / AKPA
Jakub TyszkowskiJakub Tyszkowski,13.11.2024 14:15

- Jestem blisko, jestem blisko, och, och, jestem bardzo blisko! - sapie Tomasz Karolak w przebraniu Mikołaja, złączony z Agnieszką Dygant w kopulacyjnym klinczu w jednej z pierwszych scen filmu "Listy do M.". Ten widok mógł być dobrym powodem, żeby wyłączyć film i oszczędzić swoją psychikę. Popełniłem jednak błąd i obejrzałem "świąteczną" produkcję do końca.

Z komediami romantycznymi jest mi nie po drodze, dlatego "Listy do M." omijałem szerokim łukiem. Do zapoznania się z dziełem zniechęcał mnie też fakt, że co kilka lat powstała kolejna część serii, a wiadomo, że filmowe tasiemce rzadko idą w parze z wysoką jakością. Najnowsza, szósta część bożonarodzeniowej sagi z Karolakiem w przebraniu Mikołaja, "Listy do M. Pożegnania i powroty", weszła do kin 7 listopada 2024 r.

Tworzenie kolejnych odsłon "Listów do M." nie miałoby sensu, gdyby ludzie nie chcieli ich oglądać. Tymczasem Polacy szturmują kina za każdym razem, gdy nowa część świątecznego cyklu trafia na duże ekrany. Zawsze, gdy następne "Listy do M." wchodzą do kinowego repertuaru, media rozpisują się o rekordzie box office. Tylko najnowsza część serii przyciągnęła ponad 620 tys. widzów w długi weekend listopada.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

JULIA ŻUGAJ spełniła już WSZYSTKIE SWOJE MARZENIA?

Postanowiłem w końcu przekonać się, o co tyle szumu. Może jest tak, że cudzego Kevina chwalicie, a swojego Karolaka nie znacie? Przygodę z serią "Listy do M." zacząłem z pierwszą częścią bożonarodzeniowej sagi pochodzącą z 2011 r. w reżyserii Mitji Okorna. Po seansie powiem tak - poproszę o zwrot dwóch godzin mojego życia.

"Listy do M." - recenzja pierwszej części bożonarodzeniowej serii

"Listy do M." przedstawiają historię kilku mieszkańców Warszawy w przeddzień świąt Bożego Narodzenia, których losy się ze sobą przeplatają. Jest prezenter radiowy (Maciej Stuhr), który musi pracować w redakcji, a chciałby opiekować się synkiem. Jest negocjator policyjny (Piotr Adamczyk), który jest tak zdołowany, że na wstępie filmu skacze z ósmego piętra, ale szczęśliwym trafem ląduje na przyczepie wypełnionej choinkami. Jest szefowa korpo (Agnieszka Wagner), która ma serce z kamienia. Jest wreszcie typ w przebraniu Mikołaja (Tomasz Karolak), który bynajmniej nie jest taki święty, bo w głowie mu tylko seks z przygodnymi kobietami i straszenie małych dzieci.

Bohaterowie napotykają trudności na swojej drodze - nie potrafią się pogodzić ze skłóconą rodziną, nie mogą znaleźć miłości życia, męczą ich traumy i tajemnice - ale finalnie wszystko kończy się happy endem. Nawet Karolak w przebraniu Mikołaja kończy ze skokami w bok. Magia świąt opadła na szaroburą Warszawę i odmieniła życie jej mieszkańców.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Listy do M. - Zwiastun - Full HD

"Listy do M." - komercha, emocje na siłę i zbędne postacie

Trudno nie odnieść wrażenia, że "Listy do M." są reklamą popularnego centrum handlowego w Warszawie. Znaczna część wydarzeń rozgrywa się w sklepach w obiekcie, którego mieszkańcy stolicy na pewno rozpoznają. Nazwy sklepów i produktów bombardują widza, gdy śledzi bieganinę bohaterów po różnych miejscach centrum handlowego. Wybranie scenerii z tak dużą liczbą lokowań produktu niewiele ma wspólnego z magią świąt, ale jak najbardziej z komercjalizacją Bożego Narodzenia. Osobiście nie cierpię centrów handlowych w okresie przedświątecznym z powodu tłumu ludzi, dlatego podczas seansu wyczekiwałem momentów filmu, gdy akcja opuści miasto.

Rozumiem, że "Listy do M." należą do typu filmów, które mają robić odbiorcy ciepło i przyjemnie. Ale momenty, kiedy film mówi ci, co masz czuć, są strasznie sztuczne i irytujące. Przykładem jest scena, gdy zagubiona dziewczynka z domu dziecka drżącym głosem śpiewa kolędę na kolacji wigilijnej u małżeństwa, które straciło dziecko, czym wywołuje emocjonalny wstrząs u niedoszłej matki, która biegnie do pokoju i z głębi szafy wygrzebuje pluszowego misia.

Część postaci i wydarzeń jest zbędna. Rola Tomasza Karolaka sprowadza się do tego, że jego postać przez cały film próbuje zdobyć odzyskać telefon, na którym ma zapisany numer kochanki. Gdy to mu się udaje, nagle uświadamia sobie, że jednak woli być przykładnym ojcem. Występ Pawła Małaszyńskiego ogranicza się do kilku interakcji z podwładnymi pracującymi jako śnieżynki, po czym na koniec filmu postać ujawnia swoją prawdziwą orientację. Film totalnie przechodzi do porządku dziennego nad faktem, że postać grana przez Tomasza Adamczyka jak gdyby nigdy nic skoczyła z dachu wieżowca. "Odmieniony" tym zdarzeniem bohater... kupuje choinkę i wyrzuca telewizor przez okno.

"Listy do M." nie są filmem złym, tylko nudnym. Przeskoki między tym, co robią liczni bohaterowie, sprawiają, że trudno z kimkolwiek się utożsamić. W wielu scenach czuć, że atmosfera świąteczna jest stworzona na siłę. Na koniec zostaje tylko wspomnienie Karolaka-Mikołaja, choć o nim chciałoby się jak najszybciej zapomnieć.

Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0