Najbardziej random środa w moim życiu. Koncert Jo Jo Siwy to był

Najbardziej random środa w moim życiu. Koncert Jo Jo Siwy to był hit

Źródło zdjęć: © Instagram, Jo Jo Siwa
Maja KozłowskaMaja Kozłowska,16.10.2025 22:01

Brak muzyki na żywo i miniplayback show - występy Jo Jo Siwy nie miał prawa mi się podobać. A jednak - podobał się. Nie zapomnę o nim co najmniej przez miesiąc.

Jestem osobą, która kiedy słyszy pytanie, czego słucha, odpowiada: wszystkiego. Spektrum jest szerokie i obejmuje różnorodne gatunki - żeby życie miało smaczek, wiadomo, co dalej. I mimo tego że w moim katalogu najczęściej słuchanych artystów znajdzie się zarówno Nick CaveHigh School Musical, tam pomiędzy jest równie gęsto. Współczesny polski jazz (Kosmonauci, Błoto), muzyka performatywna typu Tommy Cash czy Franek Warzywa no i typowy popularny pop: Dua Lipa, Sabrina Carpenter, Chappell Roan itd. Sądzę przy tym, że pojęcie guilty pleasure powinno być zakazane w dyskusji o muzyce, bo wkrótce elitaryzacja wejdzie tak mocno, że słuchanie Taylor Swift będzie powodem do wstydu i obśmiewania w audiofilskich kręgach. Dorośli ludzie serio powinni być over it.

Dlatego też - koncert Jo Jo Siwy - dlaczego nie? Czy influencerka jest wybitną wokalistką? No nie. Ale jest za to świetną tancerką. Gra na perkusji. Jest charyzmatyczna, zabawna i ma fajny przelot z publicznością. Zupełnie szczerze, jej koncert oceniany w kategorii widowiska ukośnik zabawy dostaje ode mnie bardzo wysoką notę i luźno przebija niektóre "prawdziwe" koncerty.

Taki statement może być nieco problematyczny, również w kontekście dywagowania na temat miejsca influencerów w branży muzycznej. Przykład Jo Jo Siwy uważam jednak za jeden z nielicznych wyjątków: na małej scenie, bez fajerwerków, bez gości, ledwie z czwórką tancerzy, potrafiła zrobić show, rozgrzać tłum i wprowadzić ciepłą atmosferę, nawet nie intymną, a po prostu swojską. Nie było czuć dystansu - jedynie dobrą zabawę.

trwa ładowanie posta...

Jo Jo Siwa głęboko w swoim sercu jest jedną z nas (Polką)

Idąc na koncert Jo Jo Siwy bez absolutnie żadnych oczekiwań - wychodzę zadowolony. Będę opowiadać o tym znajomym w kategorii side-questu i może jeszcze przez miesiąc wspominać, jak influencerka tłumaczyła swoją przemowę na polski z użyciem asystenta AI w telefonie, chwaliła się swoimi polskimi korzeniami czy po raz pierwszy zasiadła za perkusją i wyczesła solo. Nie miałem pojęcia, że Jo Jo gra na bębnach i początkowo myślałem, że instrument stoi na scenie dla dekoracji - kiedy zorientowałam się, że na muzykę na żywo niestety na tym koncercie nie ma co liczyć.

Podejrzewałem, że może być niezręcznie. Że ten występ będzie po prostu zły i że jego ikoniczność będzie się kręcić dookoła postaci Jo Jo i jej fenomenu jako wykreowanej w mediach postaci. Hell no.

Setlista była bardzo przekrojowa: wybrzmiały zarówno stare hity jak "Kid In A Candy Store" czy "Boomerang", który zresztą wyzwolił z Jo Jo, jak i z publiczności jakiegoś demona. To była ostatnia "śpiewana" piosenka, później dwa taneczne outro - powtórzenie "Karmy" i "Infinity Heart". Szczerze, trochę się zdziwiłem, że na finał trasy Polska nie dostała jakiegoś specjalnego bisu, zwłaszcza, że crowd dawał radę - śpiewał, tańczył, klaskał, a influencerka kilka razy podkreślała swój związek z naszym krajem. No cóż: było miło, została przyjęta z honorami, ale nie na tyle, by zrobić coś ponad normę. Znowu: fair.

trwa ładowanie posta...

Brokat, pop, mrok. It's Jo Jo Siwa

Koncert gwiazdy był czymś pomiędzy imprezą w klubie a wypadem na karaoke. Klimat piosenek też balansował między vibe'em Disneya (dziecięca twórczość Jo Jo) a miksem wszystkich aktualnie popularnych trendów. Wisienką na torcie był oczywiście utwór "Yesterday's Tomorrow's Today" z charakterystycznym folkowym sznytem. Jak przyznała sama influencerka, reprezentowanie Polski na Eurowizji 2025 było jedynie plotką - choć ona miała być otwarta na rozmowy i propozycje. Usiedzieć na miejscu przy takich bangerach: niemożliwe, nóżka sama chodzi, bioderko się buja. Wiksa lepsza niż na grillu u Gawrona.

Dissowanie byłych na trackach? Checked. Przerwy na yapping session, spowodowane pewnie tym, że Jo Jo jednocześnie tańczyła i śpiewała (przynajmniej połowę z playbacku, jak sądzę?) - odhaczone. Ktoś mógłby narzekać, że przyszedł na koncert, nie na stand-up, ale błagam. Po pierwsze: to Jo Jo Siwa. Po drugie: to Jo Jo Siwa. No i warto nadmienić, że tym sposobem nie tylko ci, którzy zapłacili za meet & greet mogli liczyć na interakcję z gwiazdą, która chętnie wchodziła w dyskusje z fanami. Mega miło. Serio.

Pod względem artystycznym: taniec, taniec, taniec rządzi. Udział w programie "Dance Moms" nie poszedł na marne, utrata dzieciństwa na rzecz szołbiznesu procentuje na trasie, bo widowisko Jo Jo jest po prostu atrakcyjne wizualnie. Konsumowało się je łakomie, zachłannie i nawet odrobinę bezmyślnie. Z taką... dziecięcą radością. Ten koncert był viralowy jak lody Ekipy. Tam strzela cukier w buzi, tu wybuchają endorfiny od cekinów, taktu 4/4 i Jo Jo, która wydziera się do mikrofonu "karma to s*ka".

trwa ładowanie posta...

Jeśli ktoś w przyszłości zapyta mnie, czy warto iść na koncert Jo Jo Siwy, bez wahania powiem, że tak. Najlepiej z niezawodną paczką ziomów. Wydarzenie jedno na milion. Balnce, baby.

trwa ładowanie posta...
Co o tym myślisz?
  • emoji serduszko - liczba głosów: 0
  • emoji ogień - liczba głosów: 0
  • emoji uśmiech - liczba głosów: 0
  • emoji smutek - liczba głosów: 0
  • emoji złość - liczba głosów: 0
  • emoji kupka - liczba głosów: 0