Tłusty czwartek na całym świecie, czyli o tych, którzy np. biegają z naleśnikami

Na początku musimy wyjaśnić sobie jedną rzecz – pączki były słone. Tak, tak, kiedyś w zamierzchłych czasach nadziewano je słoniną, boczkiem i mięsem, a potem zapijano oczywiście najbardziej klasycznym, polskim trunkiem, czyli wódką.

Dopiero mniej więcej w XVI wieku postawiono na słodkie wnętrze i dzięki temu w najlepszy dzień w kalendarzu możemy objadać się pysznymi pączkami z różą lub marmoladą, tudzież innymi ciekawymi nadzieniami. To jednak nie koniec tłusto-czwartkowych niespodzianek.

Okazuje się, że prawie na całym świecie tradycje związane z końcówką karnawału w jakiś sposób związane są z jedzeniem, ale niekoniecznie serwuje się podczas nich dobrze nam znane pączki czy faworki. Jeśli zatem kiedykolwiek zastanawialiście się, jak celebrują ten cudowny dzień Brytyjczycy, Litwini, czy Estończycy, to uchylamy przed Wami tajemnice ich tradycji.

Zamiast pączków – naleśniki, zamiast czwartku – wtorek. W ostatni dzień karnawału brytyjskie stoły uginają się od pancake'ów. Słodkie, słone, każdy może sobie wybrać, co akurat tego dnia bardziej mu odpowiada - umówmy się, że łatwiej sobie wyobrazić pancake'a z bekonem i syropem klonowym, niż pączka ze słoniną…

Co ciekawe, oprócz smażenia, wtorkowa tradycja uwzględnia także Pancake Race, czyli wyścig, w którym zawodnicy biegną, jednocześnie podrzucając naleśniki. Każdy, kto próbował zrobić to na stojąco, w bezpiecznych, kuchennych warunkach, wie, że sprawa nie jest taka prosta.

Można powiedzieć, że czwartek przed Środą Popielcową to dla Hiszpanów czas wielkiego sprzątania. Spiżarni oczywiście. Tego dnia wszyscy zaglądają do swoich lodówek i szafek z zapasami, a potem następuje wspólne gotowanie.

Typowym posiłkiem spożywanym tego dnia jest tortilla, co nie dziwi, jeśli się weźmie pod uwagę, że to święto znane jest jako "Dia de la Tortilla". Najczęściej faszeruje się je jakimś mięsem np. chorizo i serwuje na świeżym powietrzu.

Jeśli myśleliście, że nasze święto jest kaloryczne, to nigdy nie byliście na Litwie. Tam z okazji ostatków ludzie naprawdę potrafią się dobrze bawić. Dzień przed rozpoczęciem wielkiego postu trwa u nich festiwal Uzgavenes, podczas którego mile widziane jest spożycie co najmniej 12 posiłków.

Poza tym Litwini są zachęcani do przebierania się. Najlepiej za diabły, czarownice albo kozy. Można też założyć jakąś maskę. Wszystko to po to, żeby odpędzić zimę. Jest też dużo tańca, oblewania się wodą i śpiewu.

Wielkim wydarzeniem jest też inscenizowana bitwa między człowiekiem wieprzowiną (Lašininis) – który uosabia zimę – a człowiekiem konopią (Kanapinis), który uosabia wiosnę. Ma ona symbolizować klęskę zimy – zatem wiecie już, kto wygrywa to starcie. Także myślę, że Litwa to jeden z najlepszych kierunków na świętowanie końca karnawału.

Trzeba przyznać, że to jedna z bardziej oryginalnych propozycji. Estończycy w ostatki gotują zupę fasolową ze świńskimi nóżkami, a Finowie serwują grochówkę z suszonego, zielonego groszku, którą spożywają z kawałkiem golonki.

Na osłodę tych tłustych zup, oba kraje przewidują bułeczki. W Finlandii możecie liczyć na „laskiaispulle”, czyli specjalny rodzaj bułki nadziewany śmietaną i dżemem malinowym lub pastą migdałową. Podobne słodkości znajdziecie też w Estonii. Ważne jest też, żeby tego dnia pozjeżdżać z zaśnieżonej górki - taka rozrywka ma przynieść nam szczęście.

To który zwyczaj podoba Wam się najbardziej? Zamienilibyście na coś z tych propozycji nasz tłusty czwartek?