Nowy Jork dusi się dymem. Kanada stoi w ogniu

6 czerwca powietrze w Nowym Jorku było najbardziej zanieczyszczonym na świecie. Media społecznościowe zalały fotografie miasta przypominające te znane z New Delhi czy z Krakowa sprzed wprowadzenia zakazu palenia węglem. Statua Wolności na tle szaropomarańczowej łuny wygląda posępnie i dystopijnie.

Przyczyną, dla której nie tylko Nowy Jork, ale też Toronto i Ottawę zasnuwa gęsty dym, są pożary w lasach na terytorium Kanady. Jak podaje "Reuters", powietrze w wielu miejscach północno-wschodniej Ameryki jest bezpośrednim zagrożeniem dla zdrowia. W Kanadzie tysiące osób musiały zostać ewakuowane z terenów zagrożonych pożarami.

Płoną również lasy w zachodniej Kanadzie, w sumie to ponad 200 pożarów. "Wildfires", czyli niekontrolowane letnie pożary, zdarzają się w północnej Ameryce od dawna. Jednak nie na taką skalę i nie tak wcześnie w roku.

Jak podał portal bbc.com, spłonęło już 3,3 mln hektarów lasów, co jest 12-krotnością rocznej średniej pożarów z ostatnich 10 lat. Lato nie zaczęło się jeszcze na dobre na północnej półkuli. Kryzys klimatyczny eskaluje zasięg i częstotliwość wszystkich ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak susze, huragany i powodzie.